Z
kruczowłosą na rękach leciałam w stronę doliny Księżycowego
Oka. Zdążyłam już skontaktować się z chłopcami i powiadomić
ich o moim znalezisku. Kiedy dotarłam do siedziby wszyscy w napięciu
już czekali. Gdy weszłam popatrzeli na mnie zdumieni. Przewróciłam
oczami.
-
Nic jej nie zrobiłam. Taka była, jak ją znalazłam. - Burknęłam
zirytowana.
Próżnia
jęknęła cicho i tylko bardziej wtuliła twarz w zagłębienie
mojej szyi. Zerknęłam w dół. Na jej prawym ramieniu wyraźnie
rysował się tatuaż przedstawiający maki, wtedy jednak nie mogłam
go dojrzeć, gdyż dziewczyna przylegała do mnie właśnie prawym
bokiem. A szkoda, bo był bardzo ładny.
-
Teraz nic z nią nie zrobimy. - Stwierdziłam wzdychając. - Zaniosę
ją do jednego z wolnych pokoi.
-
Wiesz, kiedy się obudzi? - Zapytał Pain, nim zdążyłam wyjść.
-
Do wieczora dojdzie do siebie. - Odpowiedziałam po chwili
zastanowienia.
-
W takim razie nic tu po nas. - Uznał. - Widzimy się wieczorem.
Kiwnęłam
głową i wyszłam. Z sali konferencyjnej wychodziło się do holu,
od niego odchodziło zaś jeszcze kilka odnóg: do jadalni, kuchni i
łazienek. Poza tym w pomieszczeniu znajdowały się mosiężne drzwi
prowadzące na zewnątrz oraz schody na górę. Na piętrze każde z
nas miało swój pokój, poza tym jednak wybudowaliśmy kilka
dodatkowych pokoi (głównie z myślą o łowcach, którzy aktualnie
wyjechali), salę treningową, bibliotekę i dwie pracownie – jedną
dla Sasoriego i jego kukiełek, drugą dla mnie i moich pierdół.
Ogólnie cud, miód i malina.
Wybrałam
pokój znajdujący się najbliżej mnie. Przez chwilę zastanawiałam
się, jak otworzyć drzwi, rozwiązanie pojawiło się jednak samo. A
nosiło ono imię Sasuke. Kruczowłosy bez słowa otworzył przede
mną drewnianą powłokę. Skinęłam z wdzięcznością głową i
weszłam do środka. Próżnię położyłam na dwuosobowym łóżku
i przykryłam kołdrą.
-
Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu mnie zawołaj. Słyszysz?
-
Tak. - Mruknęła ledwie dosłyszalnie, a potem przewróciła się na
prawy bok i odpłynęła.
Westchnęłam
lekko wytrącona z równowagi i opuściłam sypialnię. Chciałam
wyminąć Uchihę i udać się do mojej pracowni, ale powstrzymała
mnie jego ręką na moim nadgarstku. Rzuciłam mu pytające
spojrzenie.
-
Chcę z tobą porozmawiać. - Oznajmił wpatrując się we mnie
bacznie.
Zaschło
mi w ustach. Jego wzrok był niesamowicie intensywny, jego obecność
mnie przytłaczała, a jego dotyk wzbudzał niepożądane odczucia.
Uchiha to jednak Uchiha, a oni są wyjątkowo uparci, co oznaczało
mniej więcej tyle, iż nie odpuści.
-
Możesz iść ze mną do pracowni. - Odparłam w końcu po chwili
przydługiej ciszy, podczas której mierzyliśmy się na spojrzenia.
Skinął
głową i dopiero wtedy mnie puścił. We dwoje ruszyliśmy w tamtym
kierunku. Na miejscu poczułam, że to był zły pomysł. W
zamkniętym, raczej niewielkim pomieszczeniu, jeszcze wyraźniej
odczuwałam obecność demona.
Co
się dzieje? - myślałam
spanikowana.
Jak
to co? Przecież na niego lecisz. Sama o tym myślałaś –
zdziwił się Czarny Kruk.
Ale
wcześniej tak na niego nie reagowałam!
Nie
miałaś zbyt wiele czasu, by o tym myśleć. Zbyt wiele się działo.
Teraz, gdy emocje opadły, wszystko odczuwasz w pełni.
Nie
podoba mi się to.
Podoba.
Po prostu nie byłaś jeszcze w tego typu sytuacji – chyba
bawiło go moje poddenerwowanie. - Cóż, zostawię was samych.
Co?
Nie, czekaj!
Zniknął.
Jęknęłam w duchu. Podeszłam szybko do stołu i zaczęłam
segregować ususzone zioła, byleby tylko się czymś zająć i nie
musieć na niego patrzeć.
-
No więc o czym chciałeś rozmawiać? - Zapytałam zawiązując pęki
roślinności rzemykami.
-
Dziwnie się dzisiaj zachowywałaś. - Powiedział opierając się
tyłem o blat zaraz obok mnie. W ten sposób mógł swobodnie
przyglądać się moim poczynaniom i mojej twarzy. - Zwykle nie
odpływasz myślami, nie siedzisz cicho. O co chodzi?
-
Brzmisz tak, jakbyś mnie obserwował. - Rzuciłam wrzucając miętę
do jednego z wiklinowych koszyczków. - Nie spałam zbyt dobrze
zeszłej nocy, to wszystko. - Dodałam po chwili, by przerwać
krępującą mnie ciszę.
-
Nie wierzę Ci.
Prychnęłam.
-
Jakąś mi na tym nie zależy.
Kłamczucha.
Wydawało
mi się, że chciałeś zostawić nas samych?!
W
odpowiedzi w moim duchu rozległ się jedynie złośliwy chichot.
-
Rozmawiasz z nim, prawda?
-
Co? - Spojrzałam na niego zaskoczona.
-
Z Czarnym Krukiem. To widać. Robisz wtedy ten skupiony wyraz twarzy
i tworzy Ci się zmarszczka, dokładnie tu. - Uniósł dłoń i
stuknął mnie palcem między brwi.
-
Nie tykaj mnie! - Fuknęłam odpychając jego rękę. - I tak,
rozmawiałam z tą parszywą mendą. - Uśmiechnął się lekko, a
mnie zrobiło się gorąco. Szybko odwróciłam wzrok. - Skoro to
wszystko, to może już sobie pójdziesz? - Zasugerowałam.
-
Wyrzucasz mnie? - Zapytał z rozbawieniem.
-
Och, wiesz… Tak.
Pokręcił
głową z lekkim niedowierzaniem. Potem odepchnął się od
drewnianej powierzchni, jednak zamiast wyjść stanął tuż za mną
i bezceremonialnie obrócił mnie w swoim kierunku. Odruchowo
chciałam się cofnąć, by zwiększyć odległość między naszymi
twarzami, ale stałam zbyt blisko stołu. Wtedy oparł dłonie po obu
stronach mojego ciała odcinając mi tym drogę ucieczki. Przez
chwilę zapomniałam, jak się oddycha, co skwitował pełnym
zadowolenia uśmieszkiem.
-
A co, jeśli ja się nigdzie nie wybieram?
-
Posądzę Cię o zapędy pedofilskie.
Zaśmiał
się cicho lekko pochylając się w moim kierunku. Odległość
między naszymi twarzami jeszcze się zmniejszyła.
-
Na mój gust jesteś już całkiem dojrzała. - Ocenił.
Ani
na chwilę nie oderwał spojrzenia od moich oczu. Coraz trudniej mi
się oddychało. Czułam, jak napięcie rośnie. Jego oczy zaszły
mgłą. Serce waliło mi jak oszalałe.
Nie
wytrzymałam. A może to on nie wytrzymał. To nie ważne. Ważne
jest to, że oboje tego chcieliśmy. I gdy już zaczęliśmy, nie
mogliśmy przestać. Całował mnie tak, że nie byłam w stanie
dłużej stać. Chwycił mnie za uda i posadził na stole, by stanąć
między moimi nogami. Wciąż nie odrywał swoich ust od moich warg.
Jego ręce zawędrowały na moje biodra. Moje najpierw błądziły po
jego barkach, potem wspięły się wyżej, bym ostatecznie wplotła
palce w jego ciemne włosy. Pociągnęłam za nie delikatnie.
Zamruczał z aprobatą. Poczułam, jak jego dłonie zsunęły się na
moje pośladki i lekko je ścisnęły. Jęknęłam odchylając głowę
do tyłu i wyginając plecy w łuk. Zjechał pocałunkami na moją
szyję.
I,
cholera, nie chciałam, żeby przestawał. Ale rzeczywistość bywa
okrutna, gdyż dokładnie w tamtym momencie przypomniała mi się
Karin. Natychmiast się opamiętałam i odepchnęłam Sasuke. Zdrowy
rozsądku, gdzie ty kurwa byłeś chwilę temu?! - krzyknęłam
oburzona w duchu. Zaskoczony kruczowłosy przez chwilę nie
wiedział, co powinien zrobić.
-
Słuchaj, jak potrzebujesz kogoś przelecieć, to zgłoś się do
swojej pełnoetatowej dziwki. I nie zawracaj mi więcej głowy. -
Warknęłam podchodząc do drzwi. - Jak wrócę, ma Cię tu nie być.
- Dodałam opuszczając moją pracownię. Nie mogłam się
powstrzymać, żeby nie trzasnąć drzwiami.
Ej,
o co Ci chodzi? - Odezwał się Czarny Kruk. - To wcale nie
wyglądało tak, jakby chciał Cię tylko
przelecieć, wiesz?
Może,
a może nie. Ale nie mogę dać się ponieść chwili. Niezależnie
od tego, jak się zmienił, nie mogę zapominać, kim był i kim
jest. To demon – przypomniałam z nutką goryczy w głosie.
Czyżbym
wyczuwał dyskryminację na tle rasowym?
Nie
chodzi o sam fakt tego, że nim jest. Chodzi o to, co robił, robi i
robić będzie, skoro przynależy do takiego, a nie innego gatunku. I
nikt mi nie wmówi, że ktoś go zmusił do pieprzenia się z Karin.
Każdy
może się zmienić, a to tylko facet. Facet, który żyje już wiele
setek lat. Chyba nie myślałaś, że miał celibat? Poza tym ten
mrok Cię w nim pociąga. A demonem może być bez zabijania ludzi,
bo choć te pożywiają się duszami, to mogą brać te, które
trafiają do Piekła już po śmierci – drążył.
A
ja mogę być wróżką. Dobrze wiesz, że czyste i niewinne dusze
smakują im lepiej. Nie wierzę, że odmówi sobie tych z górnej
półki. Zresztą, to nie twoja sprawa. Koniec tematu –
syknęłam zła.
Żebyś
później tego nie żałowała – burknął tylko niezadowolony.
Wydałam
z siebie jęk pełen frustracji. Miałam wszystkiego serdecznie dość.
*
Wieczorem
wszyscy ponownie zebrali się w sali konferencyjnej. Poza mną i
Próżnią. My siedziałyśmy u niej w sypialni. Denerwowała się
przed prezentacją pozostałym. Patrzyła na mnie zlęknionymi,
dużymi, szarymi oczami otoczonymi wachlarzem oszałamiająco
czarnych i gęstych rzęs. Zdecydowanie należała do tych pięknych
istot.
-
Jeśli tak się boisz, to możesz potrzymać mnie za rękę.
Natychmiast
ją złapała.
-
Nie puścisz?
-
Nie. - Uśmiechnęłam się do niej łagodnie. - Nie martw się, ze
mną jesteś bezpieczna.
Dopiero
wtedy udało mi się ją przekonać do pójścia ze mną do
pozostałych. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia i przekroczyłam
próg jako pierwsza. Próżnia, choć wyższa, niż ja, chowała się
za moimi plecami. Miała opuszczoną głowę przez co jej włosy
opadały i zasłaniały jej twarz. Wciąż kurczowo ściskała moją
dłoń.
-
Jest nieśmiała. - Rzuciłam do pozostałych posyłając dziewczynie
uspokajający uśmiech. - No więc to jest nasza Próżnia. Ma na
imię Mao.
Kruczowłosa
w przypływie odwagi wysunęła się zza moich pleców i stanęła
obok niepewnie spoglądając na zebranych. Poczułam na nas
intensywne spojrzenie. Odnalazłam jego właściciela – a był nim
starszy Uchiha. Wpatrywał się osłupiały w dziewczynę. A gdy ta
go zobaczyła, sprawiała wrażenie równie zdumionej, co on. Zaraz
jednak opuściła spojrzenie na swoje stopy. Nie dało się nie
zauważyć tego, co zaszło między tą dwójką. Żadne jednak nic
nie powiedziało, gdyż również Itachi odwrócił wzrok. Chciałam
już kontynuować, jednak wtedy ten zerwał się ze swojego miejsca i
wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
-
Przypuszczam, że się znają. - Rzuciłam ironicznie, po czym
spojrzałam na Mao. - Chcesz to wyjaśnić teraz, czy później?
-
A muszę to wyjaśniać? - Spytała z wyraźnym przestrachem w
głosie.
-
Ja nie mogę Ci powiedzieć, czy musisz, ale zwykle jest jeszcze
gorzej, gdy pozostawisz sprawy niedokończone. - Odparłam po chwili
zastanowienia.
Ciekawe,
że Ty to mówisz – zakpił Czarny Kruk.
Och,
weź się zamknij, co? - zirytowałam się. - Zresztą, czego
Ty go tak bronisz, co?
Bo
wiem, że macie się ku sobie i że jest to coś prawdziwego. A ty
zapierasz się jak tylko możesz, by nie dopuścić do czegoś
więcej. Nawet nie wiesz, jakie to irytujące. Dodatkowo ja muszę na
to patrzeć, czy mi się to podoba, czy nie – warknął równie
wytrącony z równowagi.
A
daj Ty mi święty spokój!
Ostatnio
ciągle to robisz! Zamiast rozwiązać problem, chcesz się od niego
odciąć! To tak nie działa, mała, i ty dobrze o tym wiesz.
Zacisnęłam
usta w wąską linię.
-
Skoro tak mówisz, Sakura-sama, to pójdę z nim porozmawiać. -
Powiedziała nagle Mao podnosząc na mnie wzrok pełen determinacji.
Wzdrygnęłam
się zaskoczona. Zupełnie zapomniałam, że nie byłam sama.
Kruczowłosa, nie czekając na moją odpowiedź, wyleciała z sali za
Uchihą.
-
Sakura-sama? - Powtórzyłam w zadumie. - Właściwie brzmi całkiem
nieźle. - Stwierdziłam po chwili zastanowienia, założyłam ręce
za głowę i poszłam zająć wolne miejsce między Naruto, a Karumi.
*
Narracja:
Mao
Biegłam
przed siebie rozglądając się na boki. Nie znałam tego budynku,
nie wiedziałam, gdzie mógł udać się brunet. Chciało mi się
jednocześnie płakać z rozpaczy i wyć z frustracji.
Zapewne
zastanawiacie się, o co tu chodzi? Otóż powszechna legenda o
Kanionie Krwawych Kwiatów ma w sobie ziarno prawdy. To ja byłam tą
kobietą mieszkającą w pobliskiej wiosce, a Itachi był tym
demonem, który któregoś dnia się w niej zjawił. Jednak, wbrew
oficjalnej wersji, od samego początku wiedziałam o rasie mojego
lubego. A on wiedział o mojej. To nie było powodem, dla którego
rzuciłam się z kanionu. To nasza relacja była dla nas zabójcza,
pasja między nami niemal nas wypalała. Dlatego uciekłam od niego i
skoczyłam. Jednak nie umarłam. Próżnie nie mogą zginąć,
ponieważ są nieśmiertelne. Kwiaty zaś wyrosły na tej wysuszonej
ziemi, ponieważ żywioł wody dowiedział się o mojej udręce i
płakał razem ze mną.
Dziesiątki
lat później dowiedziałam się, że to nie była nasza wina. Że
wszystkiemu winne było Amaterasu, specjalna umiejętność
uwolnienia czarnego ognia, ostatniego stopnia technik ognia, którą
Itachi odziedziczył poprzez krew. Wtedy jednak jeszcze o tym nie
wiedział i nad nią nie panował.
Ja
jednak nie mogłam już wstać. Zbyt długo wylewałam łzy na dnie
kanionu i zbyt długo topiłam smutki w pochłanianiu jak największej
ilości mocy. Wiecznie naćpana, przepełniona energią do granic
możliwości, nie byłam w stanie się podnieść i go odnaleźć.
Dam
Ci cel, do którego będziesz dążyć.
Rzeczywiście,
Sakura-sama dała mi cel. I musiałam go osiągnąć. Bez względu na
wszystko.
Wypadłam
przed budynek. Dostrzegłam Itachiego stojącego nad brzegiem
jeziora. Podbiegłam w jego kierunku i zatrzymałam się dwa metry od
niego. Jedną rękę opierał na biodrze, drugą nerwowo przeczesywał
rozpuszczone włosy.
-
Ita…
-
Dlaczego? - Przerwał mi. - Dlaczego mnie wtedy zostawiłaś?
-
Zabijaliśmy się. - Odpowiedziałam cicho. - Myślałam, że
zmierzamy do destrukcji. Nie mogłam do tego dopuścić.
-
Więc lepiej było zniknąć, bez słowa?! - Odwrócił się
gwałtownie w moim kierunku. Był zły, ale tym, co przez niego
przemawiało, był ból, żal do mojej osoby i bezbrzeżny smutek.
-
Nie wiedziałam, co mam robić! - Krzyknęłam czując, jak oczy mi
się szklą. - Bałam się, że odejdziesz i więcej Cię nie
zobaczę!
-
Mogliśmy razem poszukać rozwiązania. Ucieczka nigdy niczego nie
rozwiązuje!
-
A skąd ja miałam to wiedzieć? Byłam młoda, głupia, nic nie
wiedziałam o świecie! Byłeś pierwszym, który… - Zacięłam się
i lekko zarumieniłam. Odchrząknęłam i wznowiłam swoją
wypowiedź. - Byłeś kimś, kto uczył mnie życia. Ale ty też nie
wiedziałeś wszystkiego. Nie wiedziałeś, co się działo i byłeś
równie przerażony, co ja!
Oboje
oddychaliśmy ciężko. Słodko-gorzkie wspomnienia naszych
wspólnych, minionych dni były niemal tak namacalne, jakby działy
się ledwie wczoraj.
-
Popełniłam błąd, przyznaję. - Odezwałam się po chwili ciężkiej
ciszy. - I żałuję. Ale nie mogę zmienić przeszłości, Itachi.
Wciąż mi na tobie zależy. I jeśli jesteś w stanie mi wybaczyć…
- Mój głos cichł z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. - …
to będę najszczęśliwszą istotą na tej ziemi. - Dokończyłam
ledwie słyszalnie. Ale nie opuściłam wzroku. Nie złamałam się.
Ukrył
twarz w dłoniach i odetchnął głęboko. Niepewnie zbliżyłam się
do niego i chciałam odciągnąć jego ręce, wtedy jednak pochwycił
mnie w ramiona i mocno przycisnął do swojej piersi. Zalała mnie
fala ulgi i natychmiast wtuliłam się w niego najmocniej, jak
mogłam.
-
Nigdy więcej mnie nie opuszczaj.
To
było już jednak za dużo i nic nie mogłam poradzić na to, że się
rozpłakałam.
*
Mao
Generalnie po temacie bym powiedział:
OdpowiedzUsuń"- Wyrzucasz mnie? - Zapytał z rozbawieniem.
- Och, wiesz… Tak.". - Hahahah Sakura mnie rozwala. Ale Czarny Kruk też dowalił - "Czyżbym wyczuwał dyskryminację na tle rasowym?" - Dobry tekst
" Ciekawe, że Ty to mówisz – zakpił Czarny Kruk. " - Pogrom :D
A więc wyjaśnione. Myślałem, że legenda będzie zbliżona do Sasuke i Sakury a tu proszę jaka niespodzianka, no nie źle.
Ta ich rozmowa...jestem facetem ale miałem szklane oczy czytając to, plus dla Ciebie że potrafiłaś wzbudzić coś takiego we mnie po przez litery.
Co do całości, wyjaśniły się niektóre sprawy ale co dalej będzie z przytłaczającą świat mocą?. Czy próżnia zrobi co zrobić musi i czy to rzeczywiście pomoże?. Mam nadzieje że odpowiedzi znajdę w następnym rozdziale! :D Z niecierpliwością czekam na next'a! :)