czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 19 "Próżnia"

Z kruczowłosą na rękach leciałam w stronę doliny Księżycowego Oka. Zdążyłam już skontaktować się z chłopcami i powiadomić ich o moim znalezisku. Kiedy dotarłam do siedziby wszyscy w napięciu już czekali. Gdy weszłam popatrzeli na mnie zdumieni. Przewróciłam oczami.
- Nic jej nie zrobiłam. Taka była, jak ją znalazłam. - Burknęłam zirytowana.
Próżnia jęknęła cicho i tylko bardziej wtuliła twarz w zagłębienie mojej szyi. Zerknęłam w dół. Na jej prawym ramieniu wyraźnie rysował się tatuaż przedstawiający maki, wtedy jednak nie mogłam go dojrzeć, gdyż dziewczyna przylegała do mnie właśnie prawym bokiem. A szkoda, bo był bardzo ładny.
- Teraz nic z nią nie zrobimy. - Stwierdziłam wzdychając. - Zaniosę ją do jednego z wolnych pokoi.
- Wiesz, kiedy się obudzi? - Zapytał Pain, nim zdążyłam wyjść.
- Do wieczora dojdzie do siebie. - Odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- W takim razie nic tu po nas. - Uznał. - Widzimy się wieczorem.
Kiwnęłam głową i wyszłam. Z sali konferencyjnej wychodziło się do holu, od niego odchodziło zaś jeszcze kilka odnóg: do jadalni, kuchni i łazienek. Poza tym w pomieszczeniu znajdowały się mosiężne drzwi prowadzące na zewnątrz oraz schody na górę. Na piętrze każde z nas miało swój pokój, poza tym jednak wybudowaliśmy kilka dodatkowych pokoi (głównie z myślą o łowcach, którzy aktualnie wyjechali), salę treningową, bibliotekę i dwie pracownie – jedną dla Sasoriego i jego kukiełek, drugą dla mnie i moich pierdół. Ogólnie cud, miód i malina.
Wybrałam pokój znajdujący się najbliżej mnie. Przez chwilę zastanawiałam się, jak otworzyć drzwi, rozwiązanie pojawiło się jednak samo. A nosiło ono imię Sasuke. Kruczowłosy bez słowa otworzył przede mną drewnianą powłokę. Skinęłam z wdzięcznością głową i weszłam do środka. Próżnię położyłam na dwuosobowym łóżku i przykryłam kołdrą.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu mnie zawołaj. Słyszysz?
- Tak. - Mruknęła ledwie dosłyszalnie, a potem przewróciła się na prawy bok i odpłynęła.
Westchnęłam lekko wytrącona z równowagi i opuściłam sypialnię. Chciałam wyminąć Uchihę i udać się do mojej pracowni, ale powstrzymała mnie jego ręką na moim nadgarstku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Chcę z tobą porozmawiać. - Oznajmił wpatrując się we mnie bacznie.
Zaschło mi w ustach. Jego wzrok był niesamowicie intensywny, jego obecność mnie przytłaczała, a jego dotyk wzbudzał niepożądane odczucia. Uchiha to jednak Uchiha, a oni są wyjątkowo uparci, co oznaczało mniej więcej tyle, iż nie odpuści.
- Możesz iść ze mną do pracowni. - Odparłam w końcu po chwili przydługiej ciszy, podczas której mierzyliśmy się na spojrzenia.
Skinął głową i dopiero wtedy mnie puścił. We dwoje ruszyliśmy w tamtym kierunku. Na miejscu poczułam, że to był zły pomysł. W zamkniętym, raczej niewielkim pomieszczeniu, jeszcze wyraźniej odczuwałam obecność demona.
Co się dzieje? - myślałam spanikowana.
Jak to co? Przecież na niego lecisz. Sama o tym myślałaś – zdziwił się Czarny Kruk.
Ale wcześniej tak na niego nie reagowałam!
Nie miałaś zbyt wiele czasu, by o tym myśleć. Zbyt wiele się działo. Teraz, gdy emocje opadły, wszystko odczuwasz w pełni.
Nie podoba mi się to.
Podoba. Po prostu nie byłaś jeszcze w tego typu sytuacji – chyba bawiło go moje poddenerwowanie. - Cóż, zostawię was samych.
Co? Nie, czekaj!
Zniknął. Jęknęłam w duchu. Podeszłam szybko do stołu i zaczęłam segregować ususzone zioła, byleby tylko się czymś zająć i nie musieć na niego patrzeć.
- No więc o czym chciałeś rozmawiać? - Zapytałam zawiązując pęki roślinności rzemykami.
- Dziwnie się dzisiaj zachowywałaś. - Powiedział opierając się tyłem o blat zaraz obok mnie. W ten sposób mógł swobodnie przyglądać się moim poczynaniom i mojej twarzy. - Zwykle nie odpływasz myślami, nie siedzisz cicho. O co chodzi?
- Brzmisz tak, jakbyś mnie obserwował. - Rzuciłam wrzucając miętę do jednego z wiklinowych koszyczków. - Nie spałam zbyt dobrze zeszłej nocy, to wszystko. - Dodałam po chwili, by przerwać krępującą mnie ciszę.
- Nie wierzę Ci.
Prychnęłam.
- Jakąś mi na tym nie zależy.
Kłamczucha.
Wydawało mi się, że chciałeś zostawić nas samych?!
W odpowiedzi w moim duchu rozległ się jedynie złośliwy chichot.
- Rozmawiasz z nim, prawda?
- Co? - Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Z Czarnym Krukiem. To widać. Robisz wtedy ten skupiony wyraz twarzy i tworzy Ci się zmarszczka, dokładnie tu. - Uniósł dłoń i stuknął mnie palcem między brwi.
- Nie tykaj mnie! - Fuknęłam odpychając jego rękę. - I tak, rozmawiałam z tą parszywą mendą. - Uśmiechnął się lekko, a mnie zrobiło się gorąco. Szybko odwróciłam wzrok. - Skoro to wszystko, to może już sobie pójdziesz? - Zasugerowałam.
- Wyrzucasz mnie? - Zapytał z rozbawieniem.
- Och, wiesz… Tak.
Pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. Potem odepchnął się od drewnianej powierzchni, jednak zamiast wyjść stanął tuż za mną i bezceremonialnie obrócił mnie w swoim kierunku. Odruchowo chciałam się cofnąć, by zwiększyć odległość między naszymi twarzami, ale stałam zbyt blisko stołu. Wtedy oparł dłonie po obu stronach mojego ciała odcinając mi tym drogę ucieczki. Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha, co skwitował pełnym zadowolenia uśmieszkiem.
- A co, jeśli ja się nigdzie nie wybieram?
- Posądzę Cię o zapędy pedofilskie.
Zaśmiał się cicho lekko pochylając się w moim kierunku. Odległość między naszymi twarzami jeszcze się zmniejszyła.
- Na mój gust jesteś już całkiem dojrzała. - Ocenił.
Ani na chwilę nie oderwał spojrzenia od moich oczu. Coraz trudniej mi się oddychało. Czułam, jak napięcie rośnie. Jego oczy zaszły mgłą. Serce waliło mi jak oszalałe.
Nie wytrzymałam. A może to on nie wytrzymał. To nie ważne. Ważne jest to, że oboje tego chcieliśmy. I gdy już zaczęliśmy, nie mogliśmy przestać. Całował mnie tak, że nie byłam w stanie dłużej stać. Chwycił mnie za uda i posadził na stole, by stanąć między moimi nogami. Wciąż nie odrywał swoich ust od moich warg. Jego ręce zawędrowały na moje biodra. Moje najpierw błądziły po jego barkach, potem wspięły się wyżej, bym ostatecznie wplotła palce w jego ciemne włosy. Pociągnęłam za nie delikatnie. Zamruczał z aprobatą. Poczułam, jak jego dłonie zsunęły się na moje pośladki i lekko je ścisnęły. Jęknęłam odchylając głowę do tyłu i wyginając plecy w łuk. Zjechał pocałunkami na moją szyję.
I, cholera, nie chciałam, żeby przestawał. Ale rzeczywistość bywa okrutna, gdyż dokładnie w tamtym momencie przypomniała mi się Karin. Natychmiast się opamiętałam i odepchnęłam Sasuke. Zdrowy rozsądku, gdzie ty kurwa byłeś chwilę temu?! - krzyknęłam oburzona w duchu. Zaskoczony kruczowłosy przez chwilę nie wiedział, co powinien zrobić.
- Słuchaj, jak potrzebujesz kogoś przelecieć, to zgłoś się do swojej pełnoetatowej dziwki. I nie zawracaj mi więcej głowy. - Warknęłam podchodząc do drzwi. - Jak wrócę, ma Cię tu nie być. - Dodałam opuszczając moją pracownię. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie trzasnąć drzwiami.
Ej, o co Ci chodzi? - Odezwał się Czarny Kruk. - To wcale nie wyglądało tak, jakby chciał Cię tylko przelecieć, wiesz?
Może, a może nie. Ale nie mogę dać się ponieść chwili. Niezależnie od tego, jak się zmienił, nie mogę zapominać, kim był i kim jest. To demon – przypomniałam z nutką goryczy w głosie.
Czyżbym wyczuwał dyskryminację na tle rasowym?
Nie chodzi o sam fakt tego, że nim jest. Chodzi o to, co robił, robi i robić będzie, skoro przynależy do takiego, a nie innego gatunku. I nikt mi nie wmówi, że ktoś go zmusił do pieprzenia się z Karin.
Każdy może się zmienić, a to tylko facet. Facet, który żyje już wiele setek lat. Chyba nie myślałaś, że miał celibat? Poza tym ten mrok Cię w nim pociąga. A demonem może być bez zabijania ludzi, bo choć te pożywiają się duszami, to mogą brać te, które trafiają do Piekła już po śmierci – drążył.
A ja mogę być wróżką. Dobrze wiesz, że czyste i niewinne dusze smakują im lepiej. Nie wierzę, że odmówi sobie tych z górnej półki. Zresztą, to nie twoja sprawa. Koniec tematu – syknęłam zła.
Żebyś później tego nie żałowała – burknął tylko niezadowolony.
Wydałam z siebie jęk pełen frustracji. Miałam wszystkiego serdecznie dość.

*

Wieczorem wszyscy ponownie zebrali się w sali konferencyjnej. Poza mną i Próżnią. My siedziałyśmy u niej w sypialni. Denerwowała się przed prezentacją pozostałym. Patrzyła na mnie zlęknionymi, dużymi, szarymi oczami otoczonymi wachlarzem oszałamiająco czarnych i gęstych rzęs. Zdecydowanie należała do tych pięknych istot.
- Jeśli tak się boisz, to możesz potrzymać mnie za rękę.
Natychmiast ją złapała.
- Nie puścisz?
- Nie. - Uśmiechnęłam się do niej łagodnie. - Nie martw się, ze mną jesteś bezpieczna.
Dopiero wtedy udało mi się ją przekonać do pójścia ze mną do pozostałych. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia i przekroczyłam próg jako pierwsza. Próżnia, choć wyższa, niż ja, chowała się za moimi plecami. Miała opuszczoną głowę przez co jej włosy opadały i zasłaniały jej twarz. Wciąż kurczowo ściskała moją dłoń.
- Jest nieśmiała. - Rzuciłam do pozostałych posyłając dziewczynie uspokajający uśmiech. - No więc to jest nasza Próżnia. Ma na imię Mao.
Kruczowłosa w przypływie odwagi wysunęła się zza moich pleców i stanęła obok niepewnie spoglądając na zebranych. Poczułam na nas intensywne spojrzenie. Odnalazłam jego właściciela – a był nim starszy Uchiha. Wpatrywał się osłupiały w dziewczynę. A gdy ta go zobaczyła, sprawiała wrażenie równie zdumionej, co on. Zaraz jednak opuściła spojrzenie na swoje stopy. Nie dało się nie zauważyć tego, co zaszło między tą dwójką. Żadne jednak nic nie powiedziało, gdyż również Itachi odwrócił wzrok. Chciałam już kontynuować, jednak wtedy ten zerwał się ze swojego miejsca i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Przypuszczam, że się znają. - Rzuciłam ironicznie, po czym spojrzałam na Mao. - Chcesz to wyjaśnić teraz, czy później?
- A muszę to wyjaśniać? - Spytała z wyraźnym przestrachem w głosie.
- Ja nie mogę Ci powiedzieć, czy musisz, ale zwykle jest jeszcze gorzej, gdy pozostawisz sprawy niedokończone. - Odparłam po chwili zastanowienia.
Ciekawe, że Ty to mówisz – zakpił Czarny Kruk.
Och, weź się zamknij, co? - zirytowałam się. - Zresztą, czego Ty go tak bronisz, co?
Bo wiem, że macie się ku sobie i że jest to coś prawdziwego. A ty zapierasz się jak tylko możesz, by nie dopuścić do czegoś więcej. Nawet nie wiesz, jakie to irytujące. Dodatkowo ja muszę na to patrzeć, czy mi się to podoba, czy nie – warknął równie wytrącony z równowagi.
A daj Ty mi święty spokój!
Ostatnio ciągle to robisz! Zamiast rozwiązać problem, chcesz się od niego odciąć! To tak nie działa, mała, i ty dobrze o tym wiesz.
Zacisnęłam usta w wąską linię.
- Skoro tak mówisz, Sakura-sama, to pójdę z nim porozmawiać. - Powiedziała nagle Mao podnosząc na mnie wzrok pełen determinacji.
Wzdrygnęłam się zaskoczona. Zupełnie zapomniałam, że nie byłam sama. Kruczowłosa, nie czekając na moją odpowiedź, wyleciała z sali za Uchihą.
- Sakura-sama? - Powtórzyłam w zadumie. - Właściwie brzmi całkiem nieźle. - Stwierdziłam po chwili zastanowienia, założyłam ręce za głowę i poszłam zająć wolne miejsce między Naruto, a Karumi.

*

Narracja: Mao

Biegłam przed siebie rozglądając się na boki. Nie znałam tego budynku, nie wiedziałam, gdzie mógł udać się brunet. Chciało mi się jednocześnie płakać z rozpaczy i wyć z frustracji.
Zapewne zastanawiacie się, o co tu chodzi? Otóż powszechna legenda o Kanionie Krwawych Kwiatów ma w sobie ziarno prawdy. To ja byłam tą kobietą mieszkającą w pobliskiej wiosce, a Itachi był tym demonem, który któregoś dnia się w niej zjawił. Jednak, wbrew oficjalnej wersji, od samego początku wiedziałam o rasie mojego lubego. A on wiedział o mojej. To nie było powodem, dla którego rzuciłam się z kanionu. To nasza relacja była dla nas zabójcza, pasja między nami niemal nas wypalała. Dlatego uciekłam od niego i skoczyłam. Jednak nie umarłam. Próżnie nie mogą zginąć, ponieważ są nieśmiertelne. Kwiaty zaś wyrosły na tej wysuszonej ziemi, ponieważ żywioł wody dowiedział się o mojej udręce i płakał razem ze mną.
Dziesiątki lat później dowiedziałam się, że to nie była nasza wina. Że wszystkiemu winne było Amaterasu, specjalna umiejętność uwolnienia czarnego ognia, ostatniego stopnia technik ognia, którą Itachi odziedziczył poprzez krew. Wtedy jednak jeszcze o tym nie wiedział i nad nią nie panował.
Ja jednak nie mogłam już wstać. Zbyt długo wylewałam łzy na dnie kanionu i zbyt długo topiłam smutki w pochłanianiu jak największej ilości mocy. Wiecznie naćpana, przepełniona energią do granic możliwości, nie byłam w stanie się podnieść i go odnaleźć.
Dam Ci cel, do którego będziesz dążyć.
Rzeczywiście, Sakura-sama dała mi cel. I musiałam go osiągnąć. Bez względu na wszystko.
Wypadłam przed budynek. Dostrzegłam Itachiego stojącego nad brzegiem jeziora. Podbiegłam w jego kierunku i zatrzymałam się dwa metry od niego. Jedną rękę opierał na biodrze, drugą nerwowo przeczesywał rozpuszczone włosy.
- Ita…
- Dlaczego? - Przerwał mi. - Dlaczego mnie wtedy zostawiłaś?
- Zabijaliśmy się. - Odpowiedziałam cicho. - Myślałam, że zmierzamy do destrukcji. Nie mogłam do tego dopuścić.
- Więc lepiej było zniknąć, bez słowa?! - Odwrócił się gwałtownie w moim kierunku. Był zły, ale tym, co przez niego przemawiało, był ból, żal do mojej osoby i bezbrzeżny smutek.
- Nie wiedziałam, co mam robić! - Krzyknęłam czując, jak oczy mi się szklą. - Bałam się, że odejdziesz i więcej Cię nie zobaczę!
- Mogliśmy razem poszukać rozwiązania. Ucieczka nigdy niczego nie rozwiązuje!
- A skąd ja miałam to wiedzieć? Byłam młoda, głupia, nic nie wiedziałam o świecie! Byłeś pierwszym, który… - Zacięłam się i lekko zarumieniłam. Odchrząknęłam i wznowiłam swoją wypowiedź. - Byłeś kimś, kto uczył mnie życia. Ale ty też nie wiedziałeś wszystkiego. Nie wiedziałeś, co się działo i byłeś równie przerażony, co ja!
Oboje oddychaliśmy ciężko. Słodko-gorzkie wspomnienia naszych wspólnych, minionych dni były niemal tak namacalne, jakby działy się ledwie wczoraj.
- Popełniłam błąd, przyznaję. - Odezwałam się po chwili ciężkiej ciszy. - I żałuję. Ale nie mogę zmienić przeszłości, Itachi. Wciąż mi na tobie zależy. I jeśli jesteś w stanie mi wybaczyć… - Mój głos cichł z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. - … to będę najszczęśliwszą istotą na tej ziemi. - Dokończyłam ledwie słyszalnie. Ale nie opuściłam wzroku. Nie złamałam się.
Ukrył twarz w dłoniach i odetchnął głęboko. Niepewnie zbliżyłam się do niego i chciałam odciągnąć jego ręce, wtedy jednak pochwycił mnie w ramiona i mocno przycisnął do swojej piersi. Zalała mnie fala ulgi i natychmiast wtuliłam się w niego najmocniej, jak mogłam.
- Nigdy więcej mnie nie opuszczaj.
To było już jednak za dużo i nic nie mogłam poradzić na to, że się rozpłakałam.

*


Mao

1 komentarz:

  1. Generalnie po temacie bym powiedział:
    "- Wyrzucasz mnie? - Zapytał z rozbawieniem.
    - Och, wiesz… Tak.". - Hahahah Sakura mnie rozwala. Ale Czarny Kruk też dowalił - "Czyżbym wyczuwał dyskryminację na tle rasowym?" - Dobry tekst
    " Ciekawe, że Ty to mówisz – zakpił Czarny Kruk. " - Pogrom :D
    A więc wyjaśnione. Myślałem, że legenda będzie zbliżona do Sasuke i Sakury a tu proszę jaka niespodzianka, no nie źle.
    Ta ich rozmowa...jestem facetem ale miałem szklane oczy czytając to, plus dla Ciebie że potrafiłaś wzbudzić coś takiego we mnie po przez litery.
    Co do całości, wyjaśniły się niektóre sprawy ale co dalej będzie z przytłaczającą świat mocą?. Czy próżnia zrobi co zrobić musi i czy to rzeczywiście pomoże?. Mam nadzieje że odpowiedzi znajdę w następnym rozdziale! :D Z niecierpliwością czekam na next'a! :)

    OdpowiedzUsuń