piątek, 23 października 2015

Rozdział 14 "Doświadczenie"

Wpatrywałam się w niego kilka sekund za długo, co dotarło do mnie dopiero wtedy, gdy jego wargi wygięły się w kpiącym uśmieszku. Odchrząknęłam zażenowana, po czym wzięłam głęboki oddech i rozbudziłam moc Yang. Smolista mgła otoczyła moją sylwetkę, gdy aura się zmieniła. Szybko ściągnęłam skórzaną kurtkę i rzuciłam ją za siebie, dokładnie przed tym, jak skóra na plecach mnie zapiekła i wyrosły mi skrzydła. Tym razem bluzka pozostała w całości - przerobiłam jedną tak, by łopatki były odkryte. Dopiero wtedy ponownie spojrzałam na Uchihę. Przyglądał mi się chwilę uważnie.
- Próbowałaś już latać?
- Tak.
- Pokaż.
Na początek poruszyłam skrzydłami, następnie jednocześnie zginęłam nogi w kolanach i rozłożyłam skrzydła, by Sasuke mógł podziwiać je w pełnej okazałości. Następnie uderzyłam nimi powietrze i w tym samym momencie wyskoczyłam w górę. Kilka sekund później wznosiłam się nad ziemią, niemal od niechcenia wprawiając opierzone kończyny w ruch. Było to jednak męczące, wciąż przebywać w jednym miejscu, wzleciałam więc pod sam sufit, po czym zanurkowałam w dół. W ostatnim momencie uniknęłam zderzenia z ziemią. Leciałam nieco w górę i na wprost kierując się na drugi koniec sali. Gdy dotarłam prawie do końca, zatoczyłam delikatny łuk i wróciłam do młodszego z braci. Zgrabnie wylądowałam na swoim poprzednim miejscu. No, prawie.
- Dobrze. Jak na amatorkę.
- Gdybym latała, jak zawodowiec, nie potrzebowałabym lekcji latania, nie sądzisz? - Burknęłam.
Ty naprawdę nie wiesz, kiedy się zamknąć - westchnęła moja podświadomość. Zasznurowałam usta. Miała rację, wiedziałam o tym. Uchiha natomiast postanowił tego nie komentować. Zamiast tego stanął za mną i dotknął miejsca, z którego wyrastały skrzydła. Wzdrygnęłam się i chciałam odsunąć, ale wtedy przytrzymał mnie za ramię.
- To słaby punkt. Musisz uważać, by nie odsłaniać go zbyt często przed przeciwnikiem. - Oznajmił rzeczowo. Potem obie dłonie przeniósł na spód moich skrzydeł, również zaraz przy skórze. - Również to miejsce jest bardzo wrażliwe. Jeśli ktoś podetnie Ci skrzydła w tym miejscu... Możliwe, że nigdy więcej nie polecisz. - Przełknęłam głośno ślinę. Co prawda leciałam tylko raz, ale już nie wyobrażałam sobie niemożności powtórki. Sasuke przeniósł dłonie na moje barki. - Ramiona też są bardzo ważne. Im lepiej je wyćwiczysz, tym łatwiej i lżej przyjdzie Ci latanie. - Odsunął się, obszedł mnie na około i ponownie stanął przede mną. - Zaczniemy od kilku ćwiczeń. Wydadzą Ci się dziwne i mające niewiele wspólnego z całą sprawą, ale w rzeczywistości działają cuda.
Skinęłam głową. Uchiha wydawał się taki... Pewny siebie. Doskonale wiedział, o czym mówił i było widać, że się na tym zna. Trochę jak nauczyciel - przeszło mi przez myśl, przez co musiałam zdusić w sobie chichot. Potem jednak nie miałam czasu, by się śmiać. Mój nauczyciel narzucił ostre tempo, a ja musiałam mu udowodnić, że za nim nadążę. Dlaczego? Bo nie zniosłabym kolejnego, aroganckiego uśmieszku na jego twarzy.
Pod koniec podałam z nóg.
- Zmęczona? - Zapytał, gdy po prostu padłam na ziemię.
- Nie, wiesz, po prostu masz wyjątkowo fascynujący sufit.
Kąciki jego ust drgnęły.
- Zbieraj się, smarkulo. Czas do domu.
Rzuciłam mu chmurne spojrzenie, na co tylko zaśmiał się cicho. Już wstałam i Sasuke miał nas przenieść, gdy do środka wpadł z impetem Tobi. Tym razem wyglądał jednak nieco inaczej. Zmarszczyłam brwi. Jego aura stała się zdecydowanie mroczniejsza i... Przytłaczająca. Czułam się, jakbym się dusiła, a po plecach raz po raz przebiegały mi ciarki. Miałam bardzo złe przeczucia.
- Ty. - Warknął wściekły i ruszył w moim kierunku.
Osłupiała stałam w miejscu nie wiedząc, co właściwie powinnam zrobić, ani tym bardziej czym zasłużyłam sobie na gniew zamaskowanego mężczyzny. Zanim jednak wymyśliłam jakieś rozwiązanie przede mną stanął Sasuke, tym samym zasłaniając mnie własnym ciałem.
- Odsuń się. Mam z nią do pogadania. - Warknął wtedy Tobi.
- Jaką masz do niej sprawę, Madara?
Madara? A nie Tobi? Co tu się, do cholery, dzieje?
- Zapieczętowała Kyuubiego w Uzumakim. - Syknął w odpowiedzi niezapowiedziany gość.
- Zrobiłaś to sama? - Spytał zaskoczony Sasuke.
- Nie sama. Z pomocą duchów zmarłych wiedźm. - Wymamrotałam niemal kuląc się pod spojrzeniem Tobiego / Madary.
- Rozumiem. - Ponownie popatrzał przed siebie. - To faktycznie trochę komplikuje nasze plany. Jednak nie mogę pozwolić Ci z nią porozmawiać. Rozkazy z góry. - Dodał zwracając się już bezpośrednio do zamaskowanego.
- Gówno obchodzą mnie rozkazy. - Syknął w odpowiedzi i chciał odepchnąć młodszego z braci na bok, Sasuke jednak wciąż tkwił niewzruszenie w miejscu.
Niemal dławiłam się napiętą atmosferą. Do pomieszczenia wpadł zaraz Itachi i Pain.
- Sasuke, zabierz Sakurę do domu. - Rozkazał Nagato stając przed nim. Itachi stanął za Tobim / Madarą.
Młodszy Uchiha nic nie odpowiedział, zamiast tego objął mnie w roztargnieniu w pasie i chwilę później staliśmy już u podnóża gór.
- Lepiej będzie, jak zrobisz sobie kilka dni wolnego. Dam znać, jak coś się zmieni.
- Okay.
Ledwo wypowiedziałam do końca to jedno, krótkie słowo, a po Sasuke nie było już śladu.
Co tak właściwie się stało?
*

- Ktoś jest przed świątynią! Krwawi! - Krzyknęła zdenerwowana kapłanka wpadając do kuchni.
Ja i Kakashi-san natychmiast zerwaliśmy się z miejsc. Poza nami nikogo nie było, gdyż Naruto z Jirayą-sama wrócili do siebie, a Sakumo zabrał Karumi na randkę.
Kilka metrów przed schodami leżał pół przytomny, młody mężczyzna. Miał czerwone włosy, bladą cerę i podkreślone czernią oczy.
- To Gaara. - Powiedział łowca podnosząc nieprzytomnego i wnosząc go do środka. - Pochodzi z miasta ulokowanego w samym środku Sahary.
- To co on tu robi? - Zapytałam pomagając położyć go na łóżku w pokoju szpitalnym.
- Nie mam pojęcia. Zajmiesz się nim?
- Tak.
Jedną rękę położyłam na jego czole, a drugą na brzuchu. Przymknęłam oczy. Sprawdziłam jak to wygląda od wewnątrz i zmarszczyłam brwi. Odniosłam wrażenie, jakby czegoś brakowało. Jakby coś zostało mu odebrane.
- Czy on był nosicielem?
Kakashi-san gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, dopadł nas jednym susem i odgarnął chłopakowi włosy z czoła.
- Niech to szlag. - Łowca nerwowo zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. - Gaara był nosicielem jednoogoniastego.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Zaczynałam rozumieć, co miał na myśli Sasuke mówiąc, że umieszczenie Kuramy w Naruto skomplikuje ich plany. Popatrzałam znacząco na srebrnowłosego i kapłankę. Natychmiast pojęli aluzję i wyszli. Skupiłam się na mojej mocy. Moje dłonie otoczyła jasnozielona mgiełka.
- Zaklęcie uzdrawiające: oczyszczanie i regeneracja.
Już kończyłam, gdy mój pacjent niespodziewanie się obudził i chwycił mnie mocno za nadgarstek. Zamarłam starając się nie wykonywać żadnych ruchów. Ludzie nagle wybudzający się ze snu zwykle potrzebują kilku sekund na otrząśnięcie się z szoku spowodowanym gwałtownym wybudzeniem. Jego zamglone, zielone tęczówki spoczęły na mojej osobie.
 - Kim... Jesteś?
 - Sakura Haruno.
 - Gdzie jestem?
 - W świątyni.
 - Jest tu Naruto Uzumaki?
 - Obecnie nie, ale mogę go wezwać.
Kiwnął z trudem głową.
 - Dziękuję.
 - Leż i odpoczywaj, a ja pójdę się z nim skontaktować.
Ponownie kiwną głową i zamknął oczy. Wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu czekał na mnie łowca.
 - Musimy wezwać Naruto.
 - Już to zrobiłem.
Uniosłam zaskoczona brwi.
 - Jak?
 - Mam swoje sposoby. Będą tu w przeciągu godziny.

*

 - Akatsuki zbiera ogoniaste bestie. Mają już pierwsze siedem. Został tylko ośmio- i dziewięcioogoniasty. - Poinformował nas czerwonowłosy krótko po tym, jak miejsce przy jego łóżku zajął Kitsune. - Są skupieni na swoim zadaniu, nie certolą się, tylko od razu przechodzą do sedna. Atakują grupami, nie parami. Udało mi się uciec tylko dlatego, ponieważ myśleli, że już nie żyję.
Nie wiem, czemu się tak dziwisz. To w końcu demony - odezwał się Czarny Kruk. - Wydawało Ci się, że skoro trenowałaś w Piekle i nic Ci się nie stało, to oni stali się nieszkodliwi? Otrząśnij się, dziewczyno. Nic nie zmienia się od tak, z dnia na dzień.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że miał rację i ogarnęła mnie irytacja, gdy poczułam rozczarowanie. Wtem jednak uderzyła mnie pewna myśl. W liście Tsunade-sama mówiła o współpracy między nami, a demonami. Na tamten moment nie byłam w stanie jej sobie wyobrazić.
 - Killer Bee jest bezpieczny? - Zapytał Uzumaki.
 - Zabarykadowany na trzy spusty. - Uśmiechnął się ironicznie czerwonowłosy. - Ale nie sądzę, by długo dał radę się bronić. Akatsuki przypuściło już dwa szturmy. Pain robi się niecierpliwy.
"Mam teraz kilka spraw na głowie (...)" - po głowie obijały mi się słowa diabła. Boże, wybacz mi, azaliż oślepiła mnie głupota i naiwna wiara w zmiany - jęknęłam w duchu.
 - Nie chciał tu przybyć razem z tobą?
 - Chciał, ale jego brat mu nie pozwolił.
 - Rozumiem.
Dalej nie słuchałam, po prostu się wyłączyłam. Gorączkowo wertowałam w umyśle wszystkie posiadanie przeze mnie informacje. A właściwie rozpaczliwie usiłowałam odnaleźć rozwiązanie inne niż to, które pojawiło się w mojej głowie jako pierwsze.
Dobrze wiesz, do czego to wszystko zmierza - zauważyła istota Yang w moim wnętrzu. - Zamiast szukać nieistniejącego, przyjemniejszego i łatwiejszego w rozwiązaniu problemu, zacznij myśleć, jak zająć się tym rzeczywistym.
Zaczęłam wracać do rzeczywistości, jednak wtedy górą wstrząsnął niespodziewany wybuch u samego jej podnóża. Musiałam przytrzymać się ściany, by nie upaść.
 - To oznacza, że Killera Bee też już dorwali. - Oznajmił ponuro Gaara. - A teraz przyszli po Ciebie. Musisz uważać, są przygotowani. - Dodał spoglądając na Naruto.
 - Lepiej dla nich. Może uda im się ujść z walki bez zbytniego poniżenia. - Wycedził przez zęby blondyn.
 - Zamierzasz tam tak po prostu pójść? - Spytałam z niedowierzaniem.
 - Najprostsze rozwiązania są najlepsze i...
 - ... i najciężej je spartolić. Wiem, Tsunade-sama często to powtarzała. Ale to Akatsuki, do cholery. Oni są nieszablonowi, więc potrzeba nieszablonowych rozwiązań. A podanie się im od tak, na tacy, nie jest rozwiązaniem!
 - Tak? Więc jaki masz plan? Siedzieć tu w nieskończoność? Pain na to nie pozwoli. Musimy wyjść i mu sprostać!
 - Myślisz, że to takie proste? Nie damy im wszystkim rady! Nawet ty!
 - Uspokójcie się, obydwoje. Kłótnia w niczym nam nie pomoże. - Zrugał nas Jiraya-sama. - Sakura ma rację co do twojej porywczości, Naruto. Musimy załatwić to na spokojnie. Z drugiej strony Naruto też ma rację, Sakuro. Nie ważne, jak długo tu będziemy siedzieć, nic sensownego nie wymyślimy. Musimy stawić im czoła. Na spokojnie, wszyscy razem. - Dodał. Na ostatnie zdanie położył szczególny nacisk.
Wychodząc ze świątyni wpadliśmy na zdyszanych Karumi i Sakumo. Musieli dostrzec członków Akatsuki. Kakashi streścił im przebieg wydarzeń podczas ich nieobecności. Następnie Jiraya-sama zabrał nas wszystkich na dół.
Okay, spodziewałam się większej ilości członków organizacji, to fakt. Ale nie, kurna, wszystkich. Czułam tylko, jak z sekundy na sekundę krew coraz bardziej odpływa mi z twarzy. Nagle poczułam też, jak opuszcza mnie cała nadzieja i dopada mnie pesymizm. Zginiemy śmiercią powolną i bolesną.
 - Witaj Pain. Miło, że odwiedzasz swojego starego mentora. - Rzucił luźno białowłosy, choć przy ostatnim ich spotkaniu niemal mdlał.
 - Jiraya, jak zwykle dowcipny.
Chyba coś jeszcze mówili, nie jestem pewna. Dla mnie wszystkie głosy ścichły. Obraz nieco się zamazał, a ciało stało się obojętne na temperaturę i inne czynniki zewnętrzne. Co się dzieje? - pomyślałam otępiała. Wizja. Duchy przekazują Ci przyszły przebieg wydarzeń - podpowiedział Czarny Kruk aksamitnym głosem.
Zamknęłam oczy i wtedy pod powiekami rozlała się fala ognia. Wszystko, co widziałam, to ogień. Dopiero po chwili zaczęłam rozróżniać różne kształty i sylwetki. Mnóstwo wojowników toczyło bój przeciw jednej, wielkiej i przerażającej bestii, na grzbiecie której stała znajoma mi postać. Zmrużyłam oczy. Niewiele brakowało, a zidentyfikowałabym tę osobę, gdy czaszkę przeszył mi nagły ból. Zaklęłam cicho pod nosem i otworzyłam oczy. Zdawało mi się, że nikt nie zauważył mojego krótkiego oderwania od rzeczywistości, wtedy jednak poczułam wwiercające się we mnie spojrzenie czarnych tęczówek młodszego Uchihy. Zignorowałam go jednak i przeszłam do analizy wizji.
Widziałam w niej bestię. Dziesięcioogoniastego. A to oznaczało, że do stworzenia demona dojdzie i to, czy tym razem staniemy do walki nie miało żadnego znaczenia. Natychmiast zwróciłam swoje spanikowane spojrzenie na Jirayę-sama i Naruto. Najwyraźniej pogawędka chyliła się ku końcowi, gdyż starzec już z trudem utrzymywał swojego podopiecznego w ryzach.
Szybkim krokiem pokonałam dzielącą nas odległość i pociągnęłam białowłosego za rękaw.
 - Musimy porozmawiać. Teraz. - Szepnęłam błagalnie.
 - Nie jest to najlepszy moment...
 - To ważne! - Uniosłam się zwracając tym samym uwagę szefa Akatsuki, który chwilowo zajął się rozmową z Gaarą. - Miałam wizję. - Dodałam ciszej.
 - Pokaż. - Wyciągnął do mnie rękę.
 - Nie chce pan tego widzieć, Jiraya-sama.
 - Nie mamy czasu na to, być mi ją opowiadała. Pospiesz się.
Zacisnęłam usta w wąską linię i ujęłam dużą dłoń mistrza wiatru. Przymknęłam oczy i przekazałam obrazy do umysłu starca. Dorzuciłam jeszcze moje przemyślenia na ten temat.
 - Obawiam się, że masz rację. - Przyznał wtedy, zdecydowanie zbyt głośno, jak na mój gust. - W takim razie możemy już zakończyć tę rozmowę i przejść do rzeczy.
Popatrzałam na niego zbaraniała. Nie miałam pojęcia o czym do mnie mówił.
 - Naruto nie podda się bez walki, właśnie dlatego musimy stanąć do boju i tym razem. - Powiedział szeptem tak, bym tylko ja go usłyszała.
 - Ktoś może zginąć. - Odszepnęłam.
 - Z całą pewnością. - Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. - Ale tego nie da się uniknąć.
Bezradnie patrzyłam, jak mnie wyminął i stanął kilka kroków przed barierą.
 - Nie oddamy wam Kuramy dobrowolnie. - Powiedział stanowczo białowłosy.
 - W takim razie was zmusimy. - Odparł spokojnie Nagato.




Gaara

czwartek, 22 października 2015

Rozdział 13 "Lekcja latania"

Położyłam się na ziemi. Fizycznie nie byłam aż tak zmęczona, ale psychicznie nie wyrabiałam. Skrzydła zniknęły najpewniej w momencie, gdy wchłonęłam już całą moc. Potarłam dłońmi twarz i skronie. Pulsujący, tępy ból promieniował z wnętrza mojej czaszki.
 - Będziesz musiała nauczyć się latać. - Wzdrygnęłam się zaskoczona, gdy usłyszałam głos Paina dochodzący z miejsca obok mnie. Kiedy spojrzałam się w tamtą stronę dostrzegłam, że rudy usiadł na ziemi ledwie pół metra ode mnie. - Mam teraz kilka spraw na głowie, więc zajmie się tym Sasuke.
 - Sasuke? - Zdziwiłam się.
 - W pełnej formie on również ma skrzydła.
 - Och, rozumiem.
W każdym razie wolałam się nie zastanawiać, jakie sprawy do załatwienia może mieć Nagato, bo z całą pewnością nie należały one do przyjemnych.
 - Treningi będą odbywały się tak, jak zawsze, ale miejsca będzie wybierał on. - Dodał po chwili zastanowienia. - Poza tym możesz go zapytać o podszkolenie w przepływie mocy. Jest w tym dobry.
Kiwnęłam tylko głową, ale dobrze wiedziałam, że tego nie zrobię. Nie lubiłam prosić. Bardzo.
 - Możesz chwilę tu odpocząć, ale radziłbym Ci powoli się zbierać. Niedługo przyjdą tu inne demony.
 - W porządku.
Skinął głową i już go nie było. Westchnęłam cicho. Potem popatrzyłam po sobie, gdy poczułam dreszcze na skórze. Cudownie - pomyślałam kwaśno. Moja bluzka ledwo trzymała się w całości. Właściwie nawet nie przypominała już bluzki, a mocno okrojony biustonosz. Oplotłam rękoma klatkę piersiową i wyszłam szybkim krokiem z pomieszczenia. Musiałam jak najszybciej wrócić do świątyni.
Pod gabinetem młodszego Uchihy byłam minutę później. Chciałam wejść, ale dokładnie wtedy drzwi otworzyły się na oścież i w progu stanął starszy z braci. Zaskoczony zlustrował mnie uważnym spojrzeniem, po czym w niemym pytaniu uniósł prawą brew do góry.
 - Nie wiedziałam, że wyrosną mi skrzydła, okay? - Burknęłam zirytowana przeciskając się obok niego do środka.
Odprowadziło mnie jego spojrzenie, gdy zamykał drzwi.
 - Już jesteś? Dobra, zaraz...
Mniej więcej wtedy obrócił się na krześle w moją stronę. Zamilkł, kiedy dostrzegł, w jakim jestem stanie. Poczułam, jak oblewam się rumieńcem, kiedy tak uważnie mi się przyglądał. Jego usta wykrzywił kpiący uśmieszek.
 - A myślałem, że tego typu stroje Ci nie odpowiadają.
 - Och, zamknij się. - Fuknęłam.
Pokręcił z rozbawieniem głową, wstał i podszedł do komody. Wyciągnął z niej czarną koszulę i rzucił mi ją. Złapałam ją zaskoczona.
 - Ubierz się. Chyba, że wolisz iść tak.
 - Dzięki. - Mruknęłam.
Szybko ją ubrałam i podwinęłam rękawy. Odetchnęłam w duchu. Czułam się zdecydowanie lepiej.
 - Słyszałem, że teraz ja będę twoim nauczycielem. - Rzucił luźno stając obok mnie.
 - Ta. - Zacisnęłam usta w wąską linię. - Pewnie jesteś zachwycony.
 - Jeśli zamierzasz obdarowywać mnie takimi widokami, to nie będzie tak źle. - Stwierdził uśmiechając się łobuzersko, a ja z wrażenia rozdziawiłam usta.
Och, kurwa, ale on ma uśmiech - przemknęło mi przez myśl. Zaraz jednak zbeształam się za to w duchu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię z zażenowania.
 - Po prostu odstaw mnie już do świątyni. - Jęknęłam cicho.
Nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że wciąż się ze mnie naśmiewał. Miał jednak wystarczająco dużo taktu, żeby nie robić tego na głos.

*

 - Wyglądasz, jak śmierć. - Stwierdziła Karumi, gdy udało mi się dowlec do kuchni. - I co ty masz na sobie? Ty chyba nie spałaś z którymś z nich?
 - Oczywiście, z wszystkimi po kolei. - Warknęłam siadając na krześle przy stole. - Podczas treningu z mojej bluzki nic nie zostało. Nie z powodu, który przyszedł Ci do głowy. Pain ma żonę, jakbyś zapomniała.
 - Żonaci też zdradzają.
 - On by tego nie zrobił.
 - Skąd ta pewność?
 - Intuicja. Zresztą, to nie jego koszula.
 - W takim razie kogo?
 - Sasuke. Jak mnie zobaczył, niemal tarzał się po ziemi ze śmiechu. - Skrzywiłam się na samo wspomnienie.
 - Och? - Kąciki jej ust drgnęły. - Wiesz, to dość niespodziewane, że Ci pomógł.
 - Pomógł mi, bo powiedziałam mu, że wszystko u Ciebie w porządku. - Popatrzałam jej prosto w oczy. - Martwił się o Ciebie.
 - Rozumiem. - Uśmiechnęła się smutno. - Dziękuję.
 - Nie ma za co. Gdzie reszta?
 - Naruto i Jiraya-sama wciąż są u siebie, Hinata-chan medytuje, a Kakashi i Sakumo trenują w ogrodzie. - Odparła.
 - Może my też poćwiczymy?
 - Czy ty przypadkiem właśnie nie wróciłaś z jednego treningu?
 - No tak. Ale mogłabyś mnie poduczyć w lataniu.
W ten sposób liczba moich lekcji z Sasuke się zmniejszy - pomyślałam zachwycona tym pomysłem.
 - Lataniu?
 - Czarny Kruk. Wiesz, kruki to ptaki. A ptaki mają skrzydła.
 - Prawda. - Zaśmiała się. - W takim razie mam propozycję.
 - Jaką?
 - Polecimy do harpii.
 - Czemu akurat do nich?
 - Człowiek szybciej się uczy, gdy wymaga tego od nich sytuacja.
Nie podobał mi się jej pomysł. Mimo to poszłam się odświeżyć, przebrać i kilka minut później wyruszyłyśmy do wzgórz, w których ulokowane były ich gniazda. Rzuciłam na nią okiem ponad ramieniem. Wyglądała, jak małe dziecko, które przymierzało się do wyrządzenia psikusa.
 - Będę w pobliżu, gdyby coś poszło nie tak. - Rzuciła.
Wcześniej, podczas lotu, przybliżyła mi teorię. Brzmiało łatwo, ale z doświadczenia wiedziałam, że z całą pewnością praktyka będzie ciężka. Gdy byłyśmy już niedaleko dragonka wylądowała w dolinie, bym mogła się przemienić. Druga zmiana nie była już bolesna - jedynie czułam mrowienie w łopatkach, kiedy wyrastały mi skrzydła.
 - Wow. Są ogromne. - Powiedziała z zachwytem blondynka dotykając piór. - I silne. - Dodała z wyraźną aprobatą w głosie.
 - Eh, dzięki?
Zerknęłam na góry. Kilka zaciekawionych harpii przysiadło w pobliżu obserwując nasze poczynania.
 - Dobra, słuchaj. Harpie są wyjątkowo próżne, jeśli chodzi o sztukę lotu. Musisz im udowodnić, że latasz lepiej, niż one. Jeśli Ci się uda je przewyższyć, zdobędziesz ich uznanie i możliwe, że nauczą Cię kilku ciekawych sztuczek.
 - Okay.
 - Możesz zaczynać.
 - A nie lepiej byłoby, gdybym wspięła się na szczyt i skoczyła?
 - Lepiej nie. Gdyby nie udało Ci się...
Zrób to - zażądał Czarny Kruk. - Pomogę Ci. Nie słuchałam dłużej monologu dziewczyny. Skoro istota Yang siedząca w moim wnętrzu powiedziała, że mi to pomoże, to z całą pewnością to zrobi. Rozłożyłam skrzydła i na próbę nimi poruszyłam. Okazało się to zaskakująco łatwe. Następnie uderzyłam nimi kilkakrotnie powietrze i wzniosłam się na kilka metrów w górę. Zaraz jednak poczułam, że to dość męczące.
 - Postaraj się wyczuć prądy powietrzne i je wykorzystać! - Krzyknęła Karumi, najwyraźniej nie zauważając, że jak dotąd jej nie słuchałam.
Zgodnie z jej słowami skierowałam się do najbliższego z nich. Chwilę później poczułam pod piórami podmuch wiatru, który wzniósł mnie jeszcze wyżej. Zachwycona poddałam się żywiołowi i po chwili szybowałam już wysoko ponad wzgórzami. Już nie potrzebowałam skakać z góry. Czułam, że mogę polecieć, gdzie tylko zapragnę.
Obok mnie pojawiła się jedna harpia. Wyglądała na większą i lepiej zbudowaną, niż pozostałe. Posłała mi wyzywające spojrzenie, po czym spiralą opadła w dół, by chwilę później ostro poszybować w górę. To chyba było wyzwanie - rzucił niby niezainteresowany Czarny Kruk. Wiedziałam jednak, że aż gotował się do rywalizacji. Wargi wykrzywił mi uśmiech, oczy zalśniły z podekscytowania. Ja też lubiłam rywalizację.
Gwałtownie opadłam w dół. Nabierałam szybkości. Niemal przy samej ziemi odbiłam się w górę. Mknęłam przed siebie stopniowo doganiając kobietę-ptaka. Rzuciła mi przez ramię niezadowolone spojrzenie i przyspieszyła. Jednak ja nie zamierzałam dać jej wygrać.
Harpia niespodziewanie zaskrzeczała, wykonała manewr omijania i zawróciła w stronę góry. Zdziwiona popatrzałam za nią, po chwili jednak wróciłam wzrokiem przed siebie. I dosłownie władowałam się wprost w ramiona Uzumakiego.
 - Co Ty wprawiasz?! - Oburzyłam się, gdy odzyskałam głos po zderzeniu.
 - Nie mogłem się powstrzymać. - Mówił śmiejąc się. - Widzę, że uczysz się latać. Całkiem dobrze Ci idzie. Ale brakuje Ci swobody. Mogę Cię poduczyć, jeśli chcesz.
 - Karumi czeka na mnie w dolinie.
 - Nie czeka, poleciała za tobą. - Usłyszałam za sobą. Obejrzałam się za siebie i dostrzegłam dragonkę kilka metrów za nami. - Zaczęłam się martwić, jak twoja przeciwniczka wróciła sama.
 - Ten tu przerwał nam wyścig.
 - Widzę. - Uśmiechnęła się z rozbawieniem zaplatając ręce pod biustem. - Może zostawić was samych?
Dopiero wtedy dotarło do mnie, że wciąż tkwiłam w objęciach Naruto. Natychmiast się wyswobodziłam.
 - Ale wiesz, to nie głupi pomysł. Naruto może być lepszym nauczycielem. Ja polegam na instynkcie podczas lotu, a Naruto będzie mógł Ci wszystko dokładnie wytłumaczyć.
 - Ale Naruto ma treningi z Jirayą-sama.
 - Mam kilkudniową przerwę. Nie mogę trenować zbyt często z  Kuramą, jako że dopiero niedawno współpracujemy, że tak to ujmę.
 - Och, w porządku.
 - Dobra, to ja wracam do Sakumo.
 - Wiedziałam. - Przewróciłam oczami.
Zachichotała w odpowiedzi i już jej nie było.
 - Wobec tego zaczynamy? - Zwrócił moją uwagę blondyn uśmiechając się szeroko.
 - Zaczynamy.

*

 - Nie czuję skrzydeł. Właściwie to nic nie czuję.
Chłopak parsknął śmiechem w odpowiedzi.
 - Zanieść Cię do świątyni?
 - To nie jest dobry pomysł. - Zmarszczyłam brwi. - Potem wracałbyś sam do Jirayi-sama, a od jakiegoś czasu jesteś na celowniku.
 - Poradzę sobie, mamo.
Posłałam mu podirytowane spojrzenie i "uderzyłam" go pięścią w bok.
 - Z naszej dwójki to Ty jesteś starszy. - Zauważyłam.
 - No właśnie, a starszych trzeba się słuchać. - Odpowiedział niemal natychmiast z cwaniackim uśmieszkiem.
 - Nie, jeśli mają głupie pomysły.
 - W takim razie ty zostań u nas.
 - No co ty.
 - Nie puszczę Cię samej z powrotem.
W końcu się zgodziłam. W końcu było już południe, a ja musiałam się wyspać na trening z Sasuke. Kiedy dotarliśmy rozdziawiłam usta z niedowierzania.
 - Coś taka zdziwiona? Myślałaś, że mieszkamy na drzewach?
 - No, nie, prawdę mówiąc w ogóle się nad tym nie zastanawiałam. Ale nie spodziewałam się... tego.
Przede mną stała drewniana chata wielkości letniej willi. Śliczna, skromna, ale z całą pewnością nie mała. Podążyłam za Uzumakim do środka. Kitsune oprowadził mnie po całości, na koniec prowadząc mnie do kuchni, gdzie siedział Jiraya-sama.
 - Sakura? - Zdziwił się, gdy stanęłam w progu.
 - Pana niesforny i uparty uczeń mnie tu sprowadził.
 - Widzisz, z czym codziennie muszę się męczyć. - Zaśmiał się wstając i witając mnie ciepło.
Kilka minut później Naruto zaprowadził mnie do pokoju, który miałam zająć. Był skromnie, ale ładnie urządzony. Drewniane ściany, panele, meble... Właściwie niewiele rzeczy w tym domu nie było wykonanych z drewna.
 - Fajnie tu. - Zwróciłam się do mojego przewodnika przysiadając na parapecie dużego okna. - Tak... Spokojnie. I naturalnie. Świątynia też jest super, ale sprawia wrażenie surowej. Wiesz, co mam na myśli?
Naruto uśmiechnął się szeroko.
 - Cieszę się, że Ci się podoba. Prawdę mówiąc, już wcześniej chciałem Cię tu zaprosić, ale ciągle byłaś zmęczona po treningach w Piekle. - Przy ostatnim słowie mina mu zrzedła. - Czy dobrze Cię tam traktują?
 - Tak, jest w porządku. Nie martw się.
Ruszył w moją stronę i już chwilę później siedział obok mnie.
 - Czego Ci we mnie brakuje? - Wypalił niespodziewanie.
Rozdziawiłam zaskoczona usta. Dopiero po chwili oprzytomniałam.
 - To nie tak, że czegoś mi w tobie brakuje. - Przygryzłam nerwowo wargę. - Rzecz w tym, że choć bardzo Cię lubię, to jest to uczucie typowe dla bliskich przyjaciół.
 - Skąd to wiesz?
 - Nie wyobrażam sobie Ciebie przy moim boku, jako kogoś bliższego.
Postawiłam na szczerość. Nie chciałam go oszukiwać, choć widok jego smutnych, błękitnych oczu był wyjątkowo nieprzyjemnym doznaniem.
 - Przepraszam.
 - W porządku. - Uśmiechnął się słabo. - Nikogo nie można zmusić, by Cię kochał. - Westchnął. - W porządku, poddaje się. Ale nie myśl sobie, że się mnie pozbędziesz.
 - Słucham? - Wytrzeszczyłam na niego oczy.
 - To, że nie będę więcej próbował podbić twojego serca nie oznacza, że przestanę być twoim przyjacielem. Ciągle będę Ci uprzykrzał życie.
Kąciki moich ust drgnęły.
 - Ach tak? W takim razie powodzenia.
 - W czym?
 - W znoszeniu mnie.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
 - Dobra, moja panno, czas iść spać!
 - "Moja panno"? - Powtórzyłam z niedowierzaniem.
 - Nie opieraj się, bo przerzucę Cię przez kolano. - Zagroził.
Zatkało mnie. Poważnie. W odpowiedzi jedynie zachichotał i wyszedł zamykając za sobą drzwi. Dopiero po kilku minutach doszłam do siebie. Nie wyglądał, jakby żartował - stwierdził Czarny Kruk z rozbawieniem. Pozwoliłbyś mu mnie zbić? - oburzyłam się. Czasami sam mam na to ochotę - odparł z absolutnym spokojem. Wszyscy traktują mnie, jak dziecko. To irytujące.

*

Naruto i Jiraya-sama eskortowali mnie do samego podnóża gór. Przy czym blondyn nie dał nic sobie powiedzieć, nie pozwolił mi samodzielnie lecieć i całą drogę trzymał mnie na rękach. Natomiast chwilę po tym, jak odlecieli w stronę świątyni, za barierą ukazał się mój nowy nauczyciel. Miał nieprzenikniony wyraz twarzy.
 - No co? - Zirytowałam się podchodząc do niego.
 - Nic.
Chwycił mnie za łokieć i przeniósł do Piekła. Tym razem nie byliśmy w jego gabinecie, zaś pośrodku innej sali treningowej. Pałętało się po niej stado ogarów. Musiała być to prywatna sala szkoleniowa młodszego Uchihy, bo poza piekielnymi kundlami nie było tam nikogo innego.
 - Przemień się. - Zażądał odchodząc ode mnie na dziesięć metrów.
Sam przemienił się pierwszy. Jego skóra pociemniała, aż stała się niczym popiół. Koszula zniknęła, zanim rozrosły się skrzydła. Przypominały wielkie dłonie połączone błonami między palcami. Włosy znacznie się wydłużyły, aż sięgały pasa i zmieniły barwę na głęboki granat, więc one akurat pojaśniały, tak dla odmiany. Białka stały się czarne, tęczówki zmieniły kolor na głęboki szkarłat i pojawiły się w nich czarne łezki. Poza tym na jego twarzy pojawił się czarny krzyż przypominający shurikena, który ciągnął się między jego brwiami i ciągnął przez nos do jego końca. Pozostałe dwa ramiona ulokowały się pod oczami demona.
O kurwa. A ja z nim zadzierałam.



Tak wyglądają harpie :)

wtorek, 20 października 2015

Rozdział 12 "Więzi"

Minęło kilka dni.
Karumi w pełni się zregenerowała i przypomniała sobie kim była, nim stała się demonem. A była Dragonem, tak jak cały ród Uchihów... Przed rzeźnią. Ale to już dłuższa historia, na inny rozdział. A więc Dragony to gatunek istot stworzonych setki lat temu z połączenia człowieka i smoka. Gdy decydują się użyć swoich nadprzyrodzonych zdolności ich ciało pokrywają ciemnoczerwone łuski, które stanowią niezwykle skuteczną ochronę przed atakami, poza twarzą - ją jedynie okalają po bokach. Również tęczówki ulegają zmianie - ich naturalna barwa ustępuje różnym odcieniom czerwieni - rubinowe, karmazynowe, szkarłatne, bordowe, krwistoczerwone... Można by wymieniać w nieskończoność. Poza tym, co pewnie nikogo nie zdziwi, wyrastają im z łopatek skrzydła. Wielkość jest różna. Nikt, jak dotąd, nie rozszyfrował zależności.
Również Naruto wybudził się ze swojego snu. Kurama pomyślnie zaadoptował się w nowym nosicielu. I, co ciekawe, od razu zaczął dogadywać się z Uzumakim oraz użyczać mu swojej mocy. Jiraya-sama zabrał więc blondyna z powrotem do jego domu i tam zaczął go intensywnie trenować pod tym kątem.
Poza tym łowcy na jakiś czas postanowili zostać w świątyni.

  ~☆~  

Tego dnia, gdy miałam już schodzić do podnóża gór, zatrzymała mnie Karumi. Wyglądała na poddenerwowaną i zdeterminowaną jednocześnie. Zaciskała dłonie na nieco za dużym dla niej kimonie pożyczonym od Hinaty-chan i oddychała nierówno, co uświadomiło mi, że biegła, by mnie dogonić.
 - Co się stało? - Zapytałam.
 - Chcę porozmawiać z moim kuzynem. Wiem, że to on przychodzi po Ciebie, gdy idziesz na treningi. - Wyrzuciła z siebie na jednym tchu.
Zmarszczyłam brwi.
 - Jesteś tego pewna?
 - Tak.
 - Co na to Sakumo?
 - On o tym nie wie. - Mruknęła markotniejąc.
 - Powinnaś mu powiedzieć. Będzie się martwił.
 - Jak się dowie, to mnie nie puści.
Westchnęłam zrezygnowana.
 - Nie może Ci tego zabronić. - Zauważyłam. - To naprawdę nie jest dobry pomysł zatajać przed nim prawdę, ale jak uważasz. To twoja decyzja.
Wahała się chwilę.
 - Poczekasz na mnie?
 - Pewnie.
Kiwnęła krótko głową i zniknęła z powrotem w świątyni. Dziesięć minut później wróciła w towarzystwie swojego chłopaka, który z wyraźnym niezadowoleniem marszczył brwi. Gdy razem z blondynką zszedł po schodach skupił na mnie swoją uwagę.
 - Mogę Ci zaufać?
 - To zabawne, że pytasz o to dopiero teraz. - Przewróciłam oczami. - Będę miała na nią oko, wystarczy?
Srebrnowłosy westchnął zrezygnowany, nachylił się nad dragonką i ucałował ją w czubek głowy.
 - Nie zrób niczego głupiego. - Poprosił, po czym odwrócił się i chwilę później zniknął za drzwiami.
 - To co, idziemy? - Spytała dziewczyna.
 - Tak.
Chciałam skierować się prosto na ścieżkę prowadzącą w dół, wtedy jednak poczułam, jak drobne ramiona dziewczyny obejmują mnie pod biustem i wznoszą w górę. Zaskoczona spojrzałam na nią przez ramię. Karumi przybrała swoją smoczą formę. Właściwie pierwszy raz widziałam ją w pełnej przemianie. Jej tęczówki lśniły rubinowo, skrzydła sięgały znad jej głowy aż do kolan, a ciało pokrywały gładkie łuski, niczym zbroja.
 - Tak będzie szybciej. - Wyjaśniła i zaśmiała się widząc moją minę.
Poszybowałyśmy w dół, aż zaparło mi dech w piersiach, po czym łagodnym łukiem obleciałyśmy górę. Kilka minut później wylądowałyśmy u celu. Sasuke jeszcze nie było. Blondynka przybrała na powrót ludzką formę i zaczęła nerwowo przechadzać się wokół mnie. Uśmiechnęłam się do niej kojąco chcąc ją tym nieco uspokoić. W odpowiedzi posłała mi powątpiewające spojrzenie. Chciała skonfrontować się z rodziną, ale mimo to była niespokojna. I właściwie wcale jej się nie dziwiłam.
Poczułam znajomy dreszcz na plecach i chwilę później dostrzegłam kruczowłosego kilka metrów za barierą. Prześlizgnął po mnie nieodgadnionym spojrzeniem, po czym zatrzymał je na blondynce. Zaskoczony zamarł i otworzył szerzej oczy.
 - Karumi?
 - Cześć. - Przygryzła nerwowo wargę.
 - Nie jesteś już demonem. - Stwierdził po chwili uważnego przyglądania się krewniaczce.
 - To prawda. Jestem znów dragonem. - Potaknęła odważnie spoglądając prosto w oczy kuzyna.
 - Ty to zrobiłaś? - Wbił we mnie swój wzrok. Tym razem wyraźnie dostrzegałam w nich gniew.
 - Zgadza się. - Spokojnie odwzajemniłam jego spojrzenie. - Jednak zaklęcie by nie zadziałało, gdyby Karumi-san tego nie chciała.
Zmarszczył brwi.
 - Mówiłam Ci, że masz darować sobie formę grzecznościową. - Fuknęła na mnie, chwilowo zapominając o młodszym z braci. Potem ponownie skupiła swoją uwagę na demonie. - To, co mówi, to prawda. Chciałam wrócić do mojego dawnego życia. Do świata, którym nie żądzą zasady ustanowione przez zło. - Zamilkła na chwilę szukając odpowiednich słów. - Pomógł mi w tym Sakumo.
Sasuke aż się zapowietrzył.
 - Ten łowca?!
 - Owszem. Jest moim chłopakiem.
 - Zdradziłaś nas! - Uniósł się czarnooki.
 - Nie! Ja... - Pokręciła głową. - Ja znów jestem sobą. Znowu widzę światło. - Dodała szeptem. Szybkim ruchem dłoni starła łzę, która pojawiła się w kącie jej oka. - To wszystko, co chciałam Ci powiedzieć. Ach, nie, jeszcze jedno. Pozdrów Itachi'ego.
Potem odwróciła się, błyskawicznie przemieniła i rozłożyła skrzydła, po czym wzbiła się w powietrze. Moment i jej nie było, nie widziałam nawet jej sylwetki na horyzoncie. Spoglądałam jeszcze chwilę w kierunku, w którym odleciała, po czym wróciłam nim do demona. Sprawiał wytrąconego z równowagi. Nie byłam pewna, czy powinnam z nim iść, gdy targały nim emocje. W końcu jednak postanowiłam zaryzykować.
Zwrócił na mnie swój płonący wzrok. Wzdrygnęłam się. Był jak mroczny, niepokorny wojownik prosto z najgłębszej otchłani piekielnej. Było w tym coś przerażającego i fascynującego jednocześnie. Bez słowa złapał mnie za ramię i przeniósł do swojego gabinetu. Tam, wciąż nie odzywając się nawet słowem, po prostu zasiadł za biurkiem, oparł na nim łokcie, a potem swoje czoło na splecionych palcach. I, ku mojemu zaskoczeniu, widok przygnębionego Uchihy nie sprawiła mi radości czy satysfakcji. Właściwie, to zrobiło mi się nawet głupio.
 - To ja już pójdę. - Mruknęłam.
 - Stój. - Zamarłam. Powoli obrócił się na krześle w moją stronę. - Jak udało Ci się przemienić moją kuzynkę?
 - Użyłam zaklęcia przemiany. Żeby efekt był stały, dorzuciłam coś, co wiązało ją z jej przeszłością. Poza tym Karumi musiała sama tego chcieć.
 - I to wszystko? Żadnych egzorcyzmów? Oczyszczania?
 - Najprostsze rozwiązania zwykle są najlepsze. I ciężej je spartolić.
 - Jak ona się czuje? - Zapytał po chwili niezręcznej ciszy.
 - Na początku była osłabiona i potrzebowała paru dni, by zregenerować siły, ale już jest dobrze. Bez problemu może przybierać smoczą i ludzką formę oraz korzystać ze swoich umiejętności.
 - Rozumiem. - Jego spojrzenie się zamgliło, jakby jego duch chwilowo odłączył się od ciała i zanurzył we wspomnieniach. Potem wrócił do rzeczywistości i odetchnął ciężko. - Dziękuję, że mi powiedziałaś.
 - Nie ma za co. - Położyłam mu dłoń na ramieniu i wysłałam w głąb jego ciała falę rozluźniającą falę energii. - Może wydawać Ci się inaczej, ale nie uważam Cię za wroga, raczej na kogoś zaślepionego przez mrok. Ale Ty też zasługujesz na to, by wiedzieć, co dzieje się z twoją rodziną. - Dodałam uśmiechając się do niego ciepło, po czym opuściłam pomieszczenie.
Już na korytarzu strzeliłam mentalnego facepalma. Co Ci strzeliło do głowy, żeby pocieszać demona?! - pomyślałam z lekkim niedowierzaniem. W końcu jednak pokręciłam tylko głową i ruszyłam przed siebie.

   ~☆~  

Tym razem miałam walczyć z Hidanem. Nie było to ani trochę łatwe, gdyż cały czas mnie rozśmieszał. Tak, rozśmieszał. W końcu jednak udało mi się go dopaść i zakneblować. Z rozbawieniem dostrzegłam, że obserwujący dotąd w milczeniu Pain odetchnął z ulgą.
- Widzisz, żeluś? Własnego szefa męczyła twoja gadanina.
Chciał coś powiedzieć, ale zza ruloniku utworzonego z liści wydobył się jedynie stłumiony bełkot. Ze zmęczonym uśmiechem poklepałam go po ramieniu i chwilę później stanęłam przed Nagato.
- Dobrze Ci poszło. - Pochwalił mnie zadowolony. - Teraz czas, byś przyjęła pełną formę Czarnego Kruka.
Zbladłam.
- Pełną formę? - Powtórzyłam słabo.
Uniósł rozbawiony brwi.
- Czyżbyś się bała?
Jak cholera!
- Skąd. Po prostu się nie spodziewałam.
Nie uwierzył mi, ale również nie skomentował.
- Wracamy na główną salę.
Zmarszczyłam brwi.
- Przecież są tam inne demony.
- Nie widzę problemu. - Otworzył drzwi i stanął w progu. - Za minutę cała sala ma być pusta.
Powiedział to tak cicho, że nie sądziłam, by ktokolwiek był w stanie go usłyszeć. Ku mojemu zdumieniu, w przeciągu zaledwie trzydziestu sekund, pomieszczenie wyglądało jak wymarłe.
- Przywódca nigdy nie powinien się martwić, czy poddani go słyszą. To poddani powinni się martwić, czy usłyszą słowa przywódcy. - Powiedział absolutnie spokojny Pain widząc moją minę.
- Prawdę mówiąc sądziłam, że wszyscy się Ciebie tu boją. Teraz już wiem, że oni Cię tak bardzo szanują, że aż... - Zawahałam się. - ... Czczą.
Rzucił mi zaskoczone spojrzenie, najwyraźniej nie spodziewając się takiej opinii z mojej strony. Zaraz jednak kąciki jego ust uniosły się nieznacznie w wyrazie zadowolenia.
 - Taka metoda jest zdecydowanie skuteczniejsza. Podwładni, którzy się Ciebie boją, mają wysokie tendencje do zdrady. Podwładni, którzy rzeczywiście Cię szanują, ich nie mają.
 - Rozumiem. - Kiwnęłam głową. - O co chodzi? - Spytałam po chwili, gdy demon wciąż uważnie lustrował moją sylwetkę.
 - Źle Cię oceniłem, Haruno.
 - I vice versa.
Chyba się polubiliśmy. Och, no może przesadziłam, ale nie było już między nami niechęci, którą darzyliśmy się na początku.
 - Zaczynamy. Gotowa?
 - A można się na coś takiego przygotować?
 - Nie.
 - Tak, jestem gotowa.
Kąciki jego ust ponownie drgnęły, tym razem z rozbawienia. Potem jednak kazał mi usiąść w pozycji kwiatu lotosu, po czym wymamrotał kilka niezrozumiałych dla mnie słów. Wokół mnie utworzył się krąg z wypisanymi wewnątrz znakami. Wzdrygnęłam się lekko czując siłę bijącą od linii. Zaschło mi w ustach, gdy poczułam lekkie wibracje.
 - Jakieś wskazówki? - Zapytałam lekko spanikowana.
 - Nie trać kontaktu.
Rzuciłam mu zlęknione spojrzenie.
 - A jeśli stracę kontrolę?
 - Tak na pewno się stanie, ale nie przejmuj się. Powstrzymam Cię.
 - A jeśli...
 - Nic nie mów. Poczuj to.
Z twarzy odpłynęła mi cała krew. Trzymaj się, mała. Zapowiada się ostra jazda - rzucił Czarny Kruk, a mnie zrobiło się niedobrze.
Nagle poczułam, jakby ktoś chciał rozerwać skórę na moich plecach na strzępy. Krzyknęłam. Nie siedziałam już na ziemi, w amoku obijałam się od barier utworzonych przez władcę piekieł. Chwilę później ból był tak ogromny, aż przyćmiło moje zmysły. Zaraz jednak brutalnie wróciłam do rzeczywistości, gdy krucze skrzydła zaczęły wyrastać z moich łopatek. W całej sali temperatura gwałtownie zaczęła spadać, a ziemia drżeć. Zerwał się wiatr, który chwilę później utworzył wokół mnie wir. Ten zaś porywał ze sobą odłamki kruszących się kamiennych ścian.
To nie byłam ani ja, ani Czarny Kruk. Była to pierwotna siła, potęga i moc Yang. Przemawiała przez moje ciało, które na tamten moment było pod jej pełnym władaniem. Kojarzycie może odgłos pękającego lodowca? Mniej więcej taki dźwięk ogłuszył mnie i Nagato, gdy krąg pękł.
 - Nie panuję nad tym! - Krzyknęłam zrozpaczona.
 - Nawet nie próbuj! - Odkrzyknął rudowłosy. - Poczuj to!
Posłuchałam. Bo właściwie co innego mogłam zrobić?
Zacisnęłam powieki. Rozsadzająca energia pulsowała w moich żyłach. Rozprzestrzeniała się i uwalniała na zewnątrz. Niszczyła, burzyła i równała z ziemią wszystko, co napotykała po drodze. Wkrótce energia rzuciła się na Paina. Diabeł początkowo bronił się swoją mocą, ale szybko stała się ona bezużyteczna - nie dlatego, że jego umiejętności są słabe. Moc Yin i Yang są dużo starsze, niż moce istot zamieszkujących ziemię i istniały jeszcze przed stworzeniem świata. Dlatego też są w stanie neutralizować sporą część ataków, w tym demonów - a właściwie szczególnie ich, gdyż Yang jest podstawą, surowcem, z którego owa demoniczna moc się wywodzi.
Nagato przyjął formę Białego Kruka. Z jego czarnej koszuli zostało ledwie kilka strzępów, gdy skrzydła wyrosły również z jego pleców. Znaki pokryły jego ręce i klatkę piersiową. Włosy urosły i zmieniły barwę na popielatą. Oczy pozostały jednak takie same - srebrne z czarnymi okręgami i łezkami w środku. Biła od niego nadnaturalna... Nie. Boska aura.
Odpieranie niesprecyzowanych ataków było dla niego dużo łatwiejsze, gdy używał mocy Yin. Widząc go takiego zaczęłam się zastanawiać, czy ja również się tak zmieniłam. Długo jednak nie mogłam tego robić, bo wkrótce musiałam zacząć się bronić. Kłopot polegał na tym, że nie wiedziałam w jaki sposób.
 - Walcz!
 - Nie wiem jak!
 - Nie masz wiedzieć! Masz to CZUĆ!
I poczułam. Ot, tak po prostu. Jakby zamknięte drzwi w mojej głowie niespodziewanie otworzyły się na oścież. Odpowiedziałam atakiem na atak. Walczyliśmy na zupełnie innym poziomie, na jakim kiedykolwiek miałam okazję. Nad niczym się nie zastanawiałam, moje ruchy były instynktowne. Nie miałam pojęcia, ile w tym było wkładu Czarnego Kruka, ile mocy Yang, a ile po prostu mnie.
Wiem natomiast, że cała sala w przeciągu ledwie kilku minut przemieniła się w ruinę. Całość niebezpiecznie drżała w posadach.
 - Dobrze! A teraz pochwyć całą tą energię!
Rozszalała moc w postaci skłębionej, czarnej niczym smoła i nieprzeniknionej niczym głaz mgły okalała moją postać i swawolnie wędrowała po wolnej przestrzeni. Popatrzałam na niego, jak na wariata. Wchłoń ją - podpowiedział Czarny Kruk. Przecież nie zmieszczę jej całej! - oburzyłam się. Zmieścisz. Wiem, że potrafisz - zapewniła istota Yang żyjąca w moim wnętrzu. Próbujesz mnie pocieszyć? - żachnęłam się. Skąd. Ja to po prostu wiem. W końcu znam Cię lepiej, niż ktokolwiek inny. - odpowiedział zirytowany. - A teraz skup się na swoim zadaniu!
Kruk wyjaśnił mi krótko, jak powinnam się za to zabrać. Wkrótce opary wsiąkły przez pory mojej skóry i po smolistej mgle nie pozostał nawet ślad.
 - Udało mi się. - Wydusiłam z siebie.
 - Moje gratulacje. Pierwsza przemiana za tobą.



Przemiana Sakury


Przemiana Paina