Wpatrywałam
się w niego kilka sekund za długo, co dotarło do mnie dopiero
wtedy, gdy jego wargi wygięły się w kpiącym uśmieszku.
Odchrząknęłam zażenowana, po czym wzięłam głęboki oddech i
rozbudziłam moc Yang. Smolista mgła otoczyła moją sylwetkę, gdy
aura się zmieniła. Szybko ściągnęłam skórzaną kurtkę i
rzuciłam ją za siebie, dokładnie przed tym, jak skóra na plecach
mnie zapiekła i wyrosły mi skrzydła. Tym razem bluzka pozostała w
całości - przerobiłam jedną tak, by łopatki były odkryte.
Dopiero wtedy ponownie spojrzałam na Uchihę. Przyglądał mi się
chwilę uważnie.
- Próbowałaś już latać?
- Tak.
- Pokaż.
Na początek poruszyłam skrzydłami, następnie jednocześnie zginęłam nogi w kolanach i rozłożyłam skrzydła, by Sasuke mógł podziwiać je w pełnej okazałości. Następnie uderzyłam nimi powietrze i w tym samym momencie wyskoczyłam w górę. Kilka sekund później wznosiłam się nad ziemią, niemal od niechcenia wprawiając opierzone kończyny w ruch. Było to jednak męczące, wciąż przebywać w jednym miejscu, wzleciałam więc pod sam sufit, po czym zanurkowałam w dół. W ostatnim momencie uniknęłam zderzenia z ziemią. Leciałam nieco w górę i na wprost kierując się na drugi koniec sali. Gdy dotarłam prawie do końca, zatoczyłam delikatny łuk i wróciłam do młodszego z braci. Zgrabnie wylądowałam na swoim poprzednim miejscu. No, prawie.
- Dobrze. Jak na amatorkę.
- Gdybym latała, jak zawodowiec, nie potrzebowałabym lekcji latania, nie sądzisz? - Burknęłam.
Ty naprawdę nie wiesz, kiedy się zamknąć - westchnęła moja podświadomość. Zasznurowałam usta. Miała rację, wiedziałam o tym. Uchiha natomiast postanowił tego nie komentować. Zamiast tego stanął za mną i dotknął miejsca, z którego wyrastały skrzydła. Wzdrygnęłam się i chciałam odsunąć, ale wtedy przytrzymał mnie za ramię.
- To słaby punkt. Musisz uważać, by nie odsłaniać go zbyt często przed przeciwnikiem. - Oznajmił rzeczowo. Potem obie dłonie przeniósł na spód moich skrzydeł, również zaraz przy skórze. - Również to miejsce jest bardzo wrażliwe. Jeśli ktoś podetnie Ci skrzydła w tym miejscu... Możliwe, że nigdy więcej nie polecisz. - Przełknęłam głośno ślinę. Co prawda leciałam tylko raz, ale już nie wyobrażałam sobie niemożności powtórki. Sasuke przeniósł dłonie na moje barki. - Ramiona też są bardzo ważne. Im lepiej je wyćwiczysz, tym łatwiej i lżej przyjdzie Ci latanie. - Odsunął się, obszedł mnie na około i ponownie stanął przede mną. - Zaczniemy od kilku ćwiczeń. Wydadzą Ci się dziwne i mające niewiele wspólnego z całą sprawą, ale w rzeczywistości działają cuda.
Skinęłam głową. Uchiha wydawał się taki... Pewny siebie. Doskonale wiedział, o czym mówił i było widać, że się na tym zna. Trochę jak nauczyciel - przeszło mi przez myśl, przez co musiałam zdusić w sobie chichot. Potem jednak nie miałam czasu, by się śmiać. Mój nauczyciel narzucił ostre tempo, a ja musiałam mu udowodnić, że za nim nadążę. Dlaczego? Bo nie zniosłabym kolejnego, aroganckiego uśmieszku na jego twarzy.
Pod koniec podałam z nóg.
- Zmęczona? - Zapytał, gdy po prostu padłam na ziemię.
- Nie, wiesz, po prostu masz wyjątkowo fascynujący sufit.
Kąciki jego ust drgnęły.
- Zbieraj się, smarkulo. Czas do domu.
Rzuciłam mu chmurne spojrzenie, na co tylko zaśmiał się cicho. Już wstałam i Sasuke miał nas przenieść, gdy do środka wpadł z impetem Tobi. Tym razem wyglądał jednak nieco inaczej. Zmarszczyłam brwi. Jego aura stała się zdecydowanie mroczniejsza i... Przytłaczająca. Czułam się, jakbym się dusiła, a po plecach raz po raz przebiegały mi ciarki. Miałam bardzo złe przeczucia.
- Ty. - Warknął wściekły i ruszył w moim kierunku.
Osłupiała stałam w miejscu nie wiedząc, co właściwie powinnam zrobić, ani tym bardziej czym zasłużyłam sobie na gniew zamaskowanego mężczyzny. Zanim jednak wymyśliłam jakieś rozwiązanie przede mną stanął Sasuke, tym samym zasłaniając mnie własnym ciałem.
- Odsuń się. Mam z nią do pogadania. - Warknął wtedy Tobi.
- Jaką masz do niej sprawę, Madara?
Madara? A nie Tobi? Co tu się, do cholery, dzieje?
- Zapieczętowała Kyuubiego w Uzumakim. - Syknął w odpowiedzi niezapowiedziany gość.
- Zrobiłaś to sama? - Spytał zaskoczony Sasuke.
- Nie sama. Z pomocą duchów zmarłych wiedźm. - Wymamrotałam niemal kuląc się pod spojrzeniem Tobiego / Madary.
- Rozumiem. - Ponownie popatrzał przed siebie. - To faktycznie trochę komplikuje nasze plany. Jednak nie mogę pozwolić Ci z nią porozmawiać. Rozkazy z góry. - Dodał zwracając się już bezpośrednio do zamaskowanego.
- Gówno obchodzą mnie rozkazy. - Syknął w odpowiedzi i chciał odepchnąć młodszego z braci na bok, Sasuke jednak wciąż tkwił niewzruszenie w miejscu.
Niemal dławiłam się napiętą atmosferą. Do pomieszczenia wpadł zaraz Itachi i Pain.
- Sasuke, zabierz Sakurę do domu. - Rozkazał Nagato stając przed nim. Itachi stanął za Tobim / Madarą.
Młodszy Uchiha nic nie odpowiedział, zamiast tego objął mnie w roztargnieniu w pasie i chwilę później staliśmy już u podnóża gór.
- Lepiej będzie, jak zrobisz sobie kilka dni wolnego. Dam znać, jak coś się zmieni.
- Okay.
Ledwo wypowiedziałam do końca to jedno, krótkie słowo, a po Sasuke nie było już śladu.
Co tak właściwie się stało?
- Próbowałaś już latać?
- Tak.
- Pokaż.
Na początek poruszyłam skrzydłami, następnie jednocześnie zginęłam nogi w kolanach i rozłożyłam skrzydła, by Sasuke mógł podziwiać je w pełnej okazałości. Następnie uderzyłam nimi powietrze i w tym samym momencie wyskoczyłam w górę. Kilka sekund później wznosiłam się nad ziemią, niemal od niechcenia wprawiając opierzone kończyny w ruch. Było to jednak męczące, wciąż przebywać w jednym miejscu, wzleciałam więc pod sam sufit, po czym zanurkowałam w dół. W ostatnim momencie uniknęłam zderzenia z ziemią. Leciałam nieco w górę i na wprost kierując się na drugi koniec sali. Gdy dotarłam prawie do końca, zatoczyłam delikatny łuk i wróciłam do młodszego z braci. Zgrabnie wylądowałam na swoim poprzednim miejscu. No, prawie.
- Dobrze. Jak na amatorkę.
- Gdybym latała, jak zawodowiec, nie potrzebowałabym lekcji latania, nie sądzisz? - Burknęłam.
Ty naprawdę nie wiesz, kiedy się zamknąć - westchnęła moja podświadomość. Zasznurowałam usta. Miała rację, wiedziałam o tym. Uchiha natomiast postanowił tego nie komentować. Zamiast tego stanął za mną i dotknął miejsca, z którego wyrastały skrzydła. Wzdrygnęłam się i chciałam odsunąć, ale wtedy przytrzymał mnie za ramię.
- To słaby punkt. Musisz uważać, by nie odsłaniać go zbyt często przed przeciwnikiem. - Oznajmił rzeczowo. Potem obie dłonie przeniósł na spód moich skrzydeł, również zaraz przy skórze. - Również to miejsce jest bardzo wrażliwe. Jeśli ktoś podetnie Ci skrzydła w tym miejscu... Możliwe, że nigdy więcej nie polecisz. - Przełknęłam głośno ślinę. Co prawda leciałam tylko raz, ale już nie wyobrażałam sobie niemożności powtórki. Sasuke przeniósł dłonie na moje barki. - Ramiona też są bardzo ważne. Im lepiej je wyćwiczysz, tym łatwiej i lżej przyjdzie Ci latanie. - Odsunął się, obszedł mnie na około i ponownie stanął przede mną. - Zaczniemy od kilku ćwiczeń. Wydadzą Ci się dziwne i mające niewiele wspólnego z całą sprawą, ale w rzeczywistości działają cuda.
Skinęłam głową. Uchiha wydawał się taki... Pewny siebie. Doskonale wiedział, o czym mówił i było widać, że się na tym zna. Trochę jak nauczyciel - przeszło mi przez myśl, przez co musiałam zdusić w sobie chichot. Potem jednak nie miałam czasu, by się śmiać. Mój nauczyciel narzucił ostre tempo, a ja musiałam mu udowodnić, że za nim nadążę. Dlaczego? Bo nie zniosłabym kolejnego, aroganckiego uśmieszku na jego twarzy.
Pod koniec podałam z nóg.
- Zmęczona? - Zapytał, gdy po prostu padłam na ziemię.
- Nie, wiesz, po prostu masz wyjątkowo fascynujący sufit.
Kąciki jego ust drgnęły.
- Zbieraj się, smarkulo. Czas do domu.
Rzuciłam mu chmurne spojrzenie, na co tylko zaśmiał się cicho. Już wstałam i Sasuke miał nas przenieść, gdy do środka wpadł z impetem Tobi. Tym razem wyglądał jednak nieco inaczej. Zmarszczyłam brwi. Jego aura stała się zdecydowanie mroczniejsza i... Przytłaczająca. Czułam się, jakbym się dusiła, a po plecach raz po raz przebiegały mi ciarki. Miałam bardzo złe przeczucia.
- Ty. - Warknął wściekły i ruszył w moim kierunku.
Osłupiała stałam w miejscu nie wiedząc, co właściwie powinnam zrobić, ani tym bardziej czym zasłużyłam sobie na gniew zamaskowanego mężczyzny. Zanim jednak wymyśliłam jakieś rozwiązanie przede mną stanął Sasuke, tym samym zasłaniając mnie własnym ciałem.
- Odsuń się. Mam z nią do pogadania. - Warknął wtedy Tobi.
- Jaką masz do niej sprawę, Madara?
Madara? A nie Tobi? Co tu się, do cholery, dzieje?
- Zapieczętowała Kyuubiego w Uzumakim. - Syknął w odpowiedzi niezapowiedziany gość.
- Zrobiłaś to sama? - Spytał zaskoczony Sasuke.
- Nie sama. Z pomocą duchów zmarłych wiedźm. - Wymamrotałam niemal kuląc się pod spojrzeniem Tobiego / Madary.
- Rozumiem. - Ponownie popatrzał przed siebie. - To faktycznie trochę komplikuje nasze plany. Jednak nie mogę pozwolić Ci z nią porozmawiać. Rozkazy z góry. - Dodał zwracając się już bezpośrednio do zamaskowanego.
- Gówno obchodzą mnie rozkazy. - Syknął w odpowiedzi i chciał odepchnąć młodszego z braci na bok, Sasuke jednak wciąż tkwił niewzruszenie w miejscu.
Niemal dławiłam się napiętą atmosferą. Do pomieszczenia wpadł zaraz Itachi i Pain.
- Sasuke, zabierz Sakurę do domu. - Rozkazał Nagato stając przed nim. Itachi stanął za Tobim / Madarą.
Młodszy Uchiha nic nie odpowiedział, zamiast tego objął mnie w roztargnieniu w pasie i chwilę później staliśmy już u podnóża gór.
- Lepiej będzie, jak zrobisz sobie kilka dni wolnego. Dam znać, jak coś się zmieni.
- Okay.
Ledwo wypowiedziałam do końca to jedno, krótkie słowo, a po Sasuke nie było już śladu.
Co tak właściwie się stało?
*
-
Ktoś jest przed świątynią! Krwawi! - Krzyknęła zdenerwowana
kapłanka wpadając do kuchni.
Ja i Kakashi-san natychmiast zerwaliśmy się z miejsc. Poza nami nikogo nie było, gdyż Naruto z Jirayą-sama wrócili do siebie, a Sakumo zabrał Karumi na randkę.
Kilka metrów przed schodami leżał pół przytomny, młody mężczyzna. Miał czerwone włosy, bladą cerę i podkreślone czernią oczy.
- To Gaara. - Powiedział łowca podnosząc nieprzytomnego i wnosząc go do środka. - Pochodzi z miasta ulokowanego w samym środku Sahary.
- To co on tu robi? - Zapytałam pomagając położyć go na łóżku w pokoju szpitalnym.
- Nie mam pojęcia. Zajmiesz się nim?
- Tak.
Jedną rękę położyłam na jego czole, a drugą na brzuchu. Przymknęłam oczy. Sprawdziłam jak to wygląda od wewnątrz i zmarszczyłam brwi. Odniosłam wrażenie, jakby czegoś brakowało. Jakby coś zostało mu odebrane.
- Czy on był nosicielem?
Kakashi-san gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, dopadł nas jednym susem i odgarnął chłopakowi włosy z czoła.
- Niech to szlag. - Łowca nerwowo zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. - Gaara był nosicielem jednoogoniastego.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Zaczynałam rozumieć, co miał na myśli Sasuke mówiąc, że umieszczenie Kuramy w Naruto skomplikuje ich plany. Popatrzałam znacząco na srebrnowłosego i kapłankę. Natychmiast pojęli aluzję i wyszli. Skupiłam się na mojej mocy. Moje dłonie otoczyła jasnozielona mgiełka.
- Zaklęcie uzdrawiające: oczyszczanie i regeneracja.
Już kończyłam, gdy mój pacjent niespodziewanie się obudził i chwycił mnie mocno za nadgarstek. Zamarłam starając się nie wykonywać żadnych ruchów. Ludzie nagle wybudzający się ze snu zwykle potrzebują kilku sekund na otrząśnięcie się z szoku spowodowanym gwałtownym wybudzeniem. Jego zamglone, zielone tęczówki spoczęły na mojej osobie.
- Kim... Jesteś?
- Sakura Haruno.
- Gdzie jestem?
- W świątyni.
- Jest tu Naruto Uzumaki?
- Obecnie nie, ale mogę go wezwać.
Kiwnął z trudem głową.
- Dziękuję.
- Leż i odpoczywaj, a ja pójdę się z nim skontaktować.
Ponownie kiwną głową i zamknął oczy. Wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu czekał na mnie łowca.
- Musimy wezwać Naruto.
- Już to zrobiłem.
Uniosłam zaskoczona brwi.
- Jak?
- Mam swoje sposoby. Będą tu w przeciągu godziny.
*
- Akatsuki zbiera ogoniaste bestie. Mają już pierwsze siedem. Został tylko ośmio- i dziewięcioogoniasty. - Poinformował nas czerwonowłosy krótko po tym, jak miejsce przy jego łóżku zajął Kitsune. - Są skupieni na swoim zadaniu, nie certolą się, tylko od razu przechodzą do sedna. Atakują grupami, nie parami. Udało mi się uciec tylko dlatego, ponieważ myśleli, że już nie żyję.
Nie wiem, czemu się tak dziwisz. To w końcu demony - odezwał się Czarny Kruk. - Wydawało Ci się, że skoro trenowałaś w Piekle i nic Ci się nie stało, to oni stali się nieszkodliwi? Otrząśnij się, dziewczyno. Nic nie zmienia się od tak, z dnia na dzień.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że miał rację i ogarnęła mnie irytacja, gdy poczułam rozczarowanie. Wtem jednak uderzyła mnie pewna myśl. W liście Tsunade-sama mówiła o współpracy między nami, a demonami. Na tamten moment nie byłam w stanie jej sobie wyobrazić.
- Killer Bee jest bezpieczny? - Zapytał Uzumaki.
- Zabarykadowany na trzy spusty. - Uśmiechnął się ironicznie czerwonowłosy. - Ale nie sądzę, by długo dał radę się bronić. Akatsuki przypuściło już dwa szturmy. Pain robi się niecierpliwy.
"Mam teraz kilka spraw na głowie (...)" - po głowie obijały mi się słowa diabła. Boże, wybacz mi, azaliż oślepiła mnie głupota i naiwna wiara w zmiany - jęknęłam w duchu.
- Nie chciał tu przybyć razem z tobą?
- Chciał, ale jego brat mu nie pozwolił.
- Rozumiem.
Dalej nie słuchałam, po prostu się wyłączyłam. Gorączkowo wertowałam w umyśle wszystkie posiadanie przeze mnie informacje. A właściwie rozpaczliwie usiłowałam odnaleźć rozwiązanie inne niż to, które pojawiło się w mojej głowie jako pierwsze.
Dobrze wiesz, do czego to wszystko zmierza - zauważyła istota Yang w moim wnętrzu. - Zamiast szukać nieistniejącego, przyjemniejszego i łatwiejszego w rozwiązaniu problemu, zacznij myśleć, jak zająć się tym rzeczywistym.
Zaczęłam wracać do rzeczywistości, jednak wtedy górą wstrząsnął niespodziewany wybuch u samego jej podnóża. Musiałam przytrzymać się ściany, by nie upaść.
- To oznacza, że Killera Bee też już dorwali. - Oznajmił ponuro Gaara. - A teraz przyszli po Ciebie. Musisz uważać, są przygotowani. - Dodał spoglądając na Naruto.
- Lepiej dla nich. Może uda im się ujść z walki bez zbytniego poniżenia. - Wycedził przez zęby blondyn.
- Zamierzasz tam tak po prostu pójść? - Spytałam z niedowierzaniem.
- Najprostsze rozwiązania są najlepsze i...
- ... i najciężej je spartolić. Wiem, Tsunade-sama często to powtarzała. Ale to Akatsuki, do cholery. Oni są nieszablonowi, więc potrzeba nieszablonowych rozwiązań. A podanie się im od tak, na tacy, nie jest rozwiązaniem!
- Tak? Więc jaki masz plan? Siedzieć tu w nieskończoność? Pain na to nie pozwoli. Musimy wyjść i mu sprostać!
- Myślisz, że to takie proste? Nie damy im wszystkim rady! Nawet ty!
- Uspokójcie się, obydwoje. Kłótnia w niczym nam nie pomoże. - Zrugał nas Jiraya-sama. - Sakura ma rację co do twojej porywczości, Naruto. Musimy załatwić to na spokojnie. Z drugiej strony Naruto też ma rację, Sakuro. Nie ważne, jak długo tu będziemy siedzieć, nic sensownego nie wymyślimy. Musimy stawić im czoła. Na spokojnie, wszyscy razem. - Dodał. Na ostatnie zdanie położył szczególny nacisk.
Wychodząc ze świątyni wpadliśmy na zdyszanych Karumi i Sakumo. Musieli dostrzec członków Akatsuki. Kakashi streścił im przebieg wydarzeń podczas ich nieobecności. Następnie Jiraya-sama zabrał nas wszystkich na dół.
Okay, spodziewałam się większej ilości członków organizacji, to fakt. Ale nie, kurna, wszystkich. Czułam tylko, jak z sekundy na sekundę krew coraz bardziej odpływa mi z twarzy. Nagle poczułam też, jak opuszcza mnie cała nadzieja i dopada mnie pesymizm. Zginiemy śmiercią powolną i bolesną.
- Witaj Pain. Miło, że odwiedzasz swojego starego mentora. - Rzucił luźno białowłosy, choć przy ostatnim ich spotkaniu niemal mdlał.
- Jiraya, jak zwykle dowcipny.
Chyba coś jeszcze mówili, nie jestem pewna. Dla mnie wszystkie głosy ścichły. Obraz nieco się zamazał, a ciało stało się obojętne na temperaturę i inne czynniki zewnętrzne. Co się dzieje? - pomyślałam otępiała. Wizja. Duchy przekazują Ci przyszły przebieg wydarzeń - podpowiedział Czarny Kruk aksamitnym głosem.
Zamknęłam oczy i wtedy pod powiekami rozlała się fala ognia. Wszystko, co widziałam, to ogień. Dopiero po chwili zaczęłam rozróżniać różne kształty i sylwetki. Mnóstwo wojowników toczyło bój przeciw jednej, wielkiej i przerażającej bestii, na grzbiecie której stała znajoma mi postać. Zmrużyłam oczy. Niewiele brakowało, a zidentyfikowałabym tę osobę, gdy czaszkę przeszył mi nagły ból. Zaklęłam cicho pod nosem i otworzyłam oczy. Zdawało mi się, że nikt nie zauważył mojego krótkiego oderwania od rzeczywistości, wtedy jednak poczułam wwiercające się we mnie spojrzenie czarnych tęczówek młodszego Uchihy. Zignorowałam go jednak i przeszłam do analizy wizji.
Widziałam w niej bestię. Dziesięcioogoniastego. A to oznaczało, że do stworzenia demona dojdzie i to, czy tym razem staniemy do walki nie miało żadnego znaczenia. Natychmiast zwróciłam swoje spanikowane spojrzenie na Jirayę-sama i Naruto. Najwyraźniej pogawędka chyliła się ku końcowi, gdyż starzec już z trudem utrzymywał swojego podopiecznego w ryzach.
Szybkim krokiem pokonałam dzielącą nas odległość i pociągnęłam białowłosego za rękaw.
- Musimy porozmawiać. Teraz. - Szepnęłam błagalnie.
- Nie jest to najlepszy moment...
- To ważne! - Uniosłam się zwracając tym samym uwagę szefa Akatsuki, który chwilowo zajął się rozmową z Gaarą. - Miałam wizję. - Dodałam ciszej.
- Pokaż. - Wyciągnął do mnie rękę.
- Nie chce pan tego widzieć, Jiraya-sama.
- Nie mamy czasu na to, być mi ją opowiadała. Pospiesz się.
Zacisnęłam usta w wąską linię i ujęłam dużą dłoń mistrza wiatru. Przymknęłam oczy i przekazałam obrazy do umysłu starca. Dorzuciłam jeszcze moje przemyślenia na ten temat.
- Obawiam się, że masz rację. - Przyznał wtedy, zdecydowanie zbyt głośno, jak na mój gust. - W takim razie możemy już zakończyć tę rozmowę i przejść do rzeczy.
Popatrzałam na niego zbaraniała. Nie miałam pojęcia o czym do mnie mówił.
- Naruto nie podda się bez walki, właśnie dlatego musimy stanąć do boju i tym razem. - Powiedział szeptem tak, bym tylko ja go usłyszała.
- Ktoś może zginąć. - Odszepnęłam.
- Z całą pewnością. - Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. - Ale tego nie da się uniknąć.
Bezradnie patrzyłam, jak mnie wyminął i stanął kilka kroków przed barierą.
- Nie oddamy wam Kuramy dobrowolnie. - Powiedział stanowczo białowłosy.
- W takim razie was zmusimy. - Odparł spokojnie Nagato.
Ja i Kakashi-san natychmiast zerwaliśmy się z miejsc. Poza nami nikogo nie było, gdyż Naruto z Jirayą-sama wrócili do siebie, a Sakumo zabrał Karumi na randkę.
Kilka metrów przed schodami leżał pół przytomny, młody mężczyzna. Miał czerwone włosy, bladą cerę i podkreślone czernią oczy.
- To Gaara. - Powiedział łowca podnosząc nieprzytomnego i wnosząc go do środka. - Pochodzi z miasta ulokowanego w samym środku Sahary.
- To co on tu robi? - Zapytałam pomagając położyć go na łóżku w pokoju szpitalnym.
- Nie mam pojęcia. Zajmiesz się nim?
- Tak.
Jedną rękę położyłam na jego czole, a drugą na brzuchu. Przymknęłam oczy. Sprawdziłam jak to wygląda od wewnątrz i zmarszczyłam brwi. Odniosłam wrażenie, jakby czegoś brakowało. Jakby coś zostało mu odebrane.
- Czy on był nosicielem?
Kakashi-san gwałtownie wciągnął powietrze do płuc, dopadł nas jednym susem i odgarnął chłopakowi włosy z czoła.
- Niech to szlag. - Łowca nerwowo zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. - Gaara był nosicielem jednoogoniastego.
Zacisnęłam usta w wąską linię. Zaczynałam rozumieć, co miał na myśli Sasuke mówiąc, że umieszczenie Kuramy w Naruto skomplikuje ich plany. Popatrzałam znacząco na srebrnowłosego i kapłankę. Natychmiast pojęli aluzję i wyszli. Skupiłam się na mojej mocy. Moje dłonie otoczyła jasnozielona mgiełka.
- Zaklęcie uzdrawiające: oczyszczanie i regeneracja.
Już kończyłam, gdy mój pacjent niespodziewanie się obudził i chwycił mnie mocno za nadgarstek. Zamarłam starając się nie wykonywać żadnych ruchów. Ludzie nagle wybudzający się ze snu zwykle potrzebują kilku sekund na otrząśnięcie się z szoku spowodowanym gwałtownym wybudzeniem. Jego zamglone, zielone tęczówki spoczęły na mojej osobie.
- Kim... Jesteś?
- Sakura Haruno.
- Gdzie jestem?
- W świątyni.
- Jest tu Naruto Uzumaki?
- Obecnie nie, ale mogę go wezwać.
Kiwnął z trudem głową.
- Dziękuję.
- Leż i odpoczywaj, a ja pójdę się z nim skontaktować.
Ponownie kiwną głową i zamknął oczy. Wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu czekał na mnie łowca.
- Musimy wezwać Naruto.
- Już to zrobiłem.
Uniosłam zaskoczona brwi.
- Jak?
- Mam swoje sposoby. Będą tu w przeciągu godziny.
*
- Akatsuki zbiera ogoniaste bestie. Mają już pierwsze siedem. Został tylko ośmio- i dziewięcioogoniasty. - Poinformował nas czerwonowłosy krótko po tym, jak miejsce przy jego łóżku zajął Kitsune. - Są skupieni na swoim zadaniu, nie certolą się, tylko od razu przechodzą do sedna. Atakują grupami, nie parami. Udało mi się uciec tylko dlatego, ponieważ myśleli, że już nie żyję.
Nie wiem, czemu się tak dziwisz. To w końcu demony - odezwał się Czarny Kruk. - Wydawało Ci się, że skoro trenowałaś w Piekle i nic Ci się nie stało, to oni stali się nieszkodliwi? Otrząśnij się, dziewczyno. Nic nie zmienia się od tak, z dnia na dzień.
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że miał rację i ogarnęła mnie irytacja, gdy poczułam rozczarowanie. Wtem jednak uderzyła mnie pewna myśl. W liście Tsunade-sama mówiła o współpracy między nami, a demonami. Na tamten moment nie byłam w stanie jej sobie wyobrazić.
- Killer Bee jest bezpieczny? - Zapytał Uzumaki.
- Zabarykadowany na trzy spusty. - Uśmiechnął się ironicznie czerwonowłosy. - Ale nie sądzę, by długo dał radę się bronić. Akatsuki przypuściło już dwa szturmy. Pain robi się niecierpliwy.
"Mam teraz kilka spraw na głowie (...)" - po głowie obijały mi się słowa diabła. Boże, wybacz mi, azaliż oślepiła mnie głupota i naiwna wiara w zmiany - jęknęłam w duchu.
- Nie chciał tu przybyć razem z tobą?
- Chciał, ale jego brat mu nie pozwolił.
- Rozumiem.
Dalej nie słuchałam, po prostu się wyłączyłam. Gorączkowo wertowałam w umyśle wszystkie posiadanie przeze mnie informacje. A właściwie rozpaczliwie usiłowałam odnaleźć rozwiązanie inne niż to, które pojawiło się w mojej głowie jako pierwsze.
Dobrze wiesz, do czego to wszystko zmierza - zauważyła istota Yang w moim wnętrzu. - Zamiast szukać nieistniejącego, przyjemniejszego i łatwiejszego w rozwiązaniu problemu, zacznij myśleć, jak zająć się tym rzeczywistym.
Zaczęłam wracać do rzeczywistości, jednak wtedy górą wstrząsnął niespodziewany wybuch u samego jej podnóża. Musiałam przytrzymać się ściany, by nie upaść.
- To oznacza, że Killera Bee też już dorwali. - Oznajmił ponuro Gaara. - A teraz przyszli po Ciebie. Musisz uważać, są przygotowani. - Dodał spoglądając na Naruto.
- Lepiej dla nich. Może uda im się ujść z walki bez zbytniego poniżenia. - Wycedził przez zęby blondyn.
- Zamierzasz tam tak po prostu pójść? - Spytałam z niedowierzaniem.
- Najprostsze rozwiązania są najlepsze i...
- ... i najciężej je spartolić. Wiem, Tsunade-sama często to powtarzała. Ale to Akatsuki, do cholery. Oni są nieszablonowi, więc potrzeba nieszablonowych rozwiązań. A podanie się im od tak, na tacy, nie jest rozwiązaniem!
- Tak? Więc jaki masz plan? Siedzieć tu w nieskończoność? Pain na to nie pozwoli. Musimy wyjść i mu sprostać!
- Myślisz, że to takie proste? Nie damy im wszystkim rady! Nawet ty!
- Uspokójcie się, obydwoje. Kłótnia w niczym nam nie pomoże. - Zrugał nas Jiraya-sama. - Sakura ma rację co do twojej porywczości, Naruto. Musimy załatwić to na spokojnie. Z drugiej strony Naruto też ma rację, Sakuro. Nie ważne, jak długo tu będziemy siedzieć, nic sensownego nie wymyślimy. Musimy stawić im czoła. Na spokojnie, wszyscy razem. - Dodał. Na ostatnie zdanie położył szczególny nacisk.
Wychodząc ze świątyni wpadliśmy na zdyszanych Karumi i Sakumo. Musieli dostrzec członków Akatsuki. Kakashi streścił im przebieg wydarzeń podczas ich nieobecności. Następnie Jiraya-sama zabrał nas wszystkich na dół.
Okay, spodziewałam się większej ilości członków organizacji, to fakt. Ale nie, kurna, wszystkich. Czułam tylko, jak z sekundy na sekundę krew coraz bardziej odpływa mi z twarzy. Nagle poczułam też, jak opuszcza mnie cała nadzieja i dopada mnie pesymizm. Zginiemy śmiercią powolną i bolesną.
- Witaj Pain. Miło, że odwiedzasz swojego starego mentora. - Rzucił luźno białowłosy, choć przy ostatnim ich spotkaniu niemal mdlał.
- Jiraya, jak zwykle dowcipny.
Chyba coś jeszcze mówili, nie jestem pewna. Dla mnie wszystkie głosy ścichły. Obraz nieco się zamazał, a ciało stało się obojętne na temperaturę i inne czynniki zewnętrzne. Co się dzieje? - pomyślałam otępiała. Wizja. Duchy przekazują Ci przyszły przebieg wydarzeń - podpowiedział Czarny Kruk aksamitnym głosem.
Zamknęłam oczy i wtedy pod powiekami rozlała się fala ognia. Wszystko, co widziałam, to ogień. Dopiero po chwili zaczęłam rozróżniać różne kształty i sylwetki. Mnóstwo wojowników toczyło bój przeciw jednej, wielkiej i przerażającej bestii, na grzbiecie której stała znajoma mi postać. Zmrużyłam oczy. Niewiele brakowało, a zidentyfikowałabym tę osobę, gdy czaszkę przeszył mi nagły ból. Zaklęłam cicho pod nosem i otworzyłam oczy. Zdawało mi się, że nikt nie zauważył mojego krótkiego oderwania od rzeczywistości, wtedy jednak poczułam wwiercające się we mnie spojrzenie czarnych tęczówek młodszego Uchihy. Zignorowałam go jednak i przeszłam do analizy wizji.
Widziałam w niej bestię. Dziesięcioogoniastego. A to oznaczało, że do stworzenia demona dojdzie i to, czy tym razem staniemy do walki nie miało żadnego znaczenia. Natychmiast zwróciłam swoje spanikowane spojrzenie na Jirayę-sama i Naruto. Najwyraźniej pogawędka chyliła się ku końcowi, gdyż starzec już z trudem utrzymywał swojego podopiecznego w ryzach.
Szybkim krokiem pokonałam dzielącą nas odległość i pociągnęłam białowłosego za rękaw.
- Musimy porozmawiać. Teraz. - Szepnęłam błagalnie.
- Nie jest to najlepszy moment...
- To ważne! - Uniosłam się zwracając tym samym uwagę szefa Akatsuki, który chwilowo zajął się rozmową z Gaarą. - Miałam wizję. - Dodałam ciszej.
- Pokaż. - Wyciągnął do mnie rękę.
- Nie chce pan tego widzieć, Jiraya-sama.
- Nie mamy czasu na to, być mi ją opowiadała. Pospiesz się.
Zacisnęłam usta w wąską linię i ujęłam dużą dłoń mistrza wiatru. Przymknęłam oczy i przekazałam obrazy do umysłu starca. Dorzuciłam jeszcze moje przemyślenia na ten temat.
- Obawiam się, że masz rację. - Przyznał wtedy, zdecydowanie zbyt głośno, jak na mój gust. - W takim razie możemy już zakończyć tę rozmowę i przejść do rzeczy.
Popatrzałam na niego zbaraniała. Nie miałam pojęcia o czym do mnie mówił.
- Naruto nie podda się bez walki, właśnie dlatego musimy stanąć do boju i tym razem. - Powiedział szeptem tak, bym tylko ja go usłyszała.
- Ktoś może zginąć. - Odszepnęłam.
- Z całą pewnością. - Uśmiechnął się smutno w odpowiedzi. - Ale tego nie da się uniknąć.
Bezradnie patrzyłam, jak mnie wyminął i stanął kilka kroków przed barierą.
- Nie oddamy wam Kuramy dobrowolnie. - Powiedział stanowczo białowłosy.
- W takim razie was zmusimy. - Odparł spokojnie Nagato.
Gaara