sobota, 28 listopada 2015

Koniec :)

Tak oto zakończyło się moje opowiadanie :)
Wszelkie informacje dotyczące moich tworów znajdziecie na moim funpage'u na facebooku: >>KLIK<< :)
Dziękuję, że ze mną byliście~!
Sayo~~

Sakurishi

Epoilog

Obudziłam się, kiedy promienie słoneczne padły prosto na moją twarz. Dotarło do mnie, że ktoś mnie obejmuje. Uniosłam powieki i ujrzałam wciąż pogrążonego we śnie demona. Nigdy nie daj się uwieść przez demona! - powtarzała mi moja mentorka. Wybacz, Tsunade-sama – pomyślałam lekko zażenowana. Potem uważnie przyjrzałam się jego twarzy. Kiedy spał wyglądał na zaskakująco łagodnego.
Po chwili jednak zdecydowałam się wstać. Wnioskując po wysokości słońca dochodziła ósma, a o dziewiątej mieliśmy zebranie. Wyplątałam się z objęć kruczowłosego i zniknęłam w łazience. Na miejscu niemal dostałam zawału. Dlaczego? Otóż zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Szczególną uwagę przykuwał mój brzuch. A konkretnie to czerwone ślady na jego wierzchu. Normalnie bym się tym nie przejęła, aczkolwiek moja garderoba całkowicie odkrywa akurat tę część ciała.
Jasne, że zostawił malinki w widocznym miejscu. W końcu robienie ich tam, gdzie ich nikt nie zobaczy, nie ma sensu – zauważył kąśliwie Czarny Kruk.
Och, to nieważne. Mogę je łatwo usunąć – uspokajałam się w myślach ignorując istotę Yang, która najwyraźniej wciąż się na mnie dąsała.
Szybko się umyłam, wytarłam i ubrałam w świeże ubrania. Następnie skupiłam się na skórze na moim brzuchu. Wokół czerwonych śladów pojawiła się delikatna, zielona mgiełka. Chwilę później po malinkach nie było śladu. Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze, by upewnić się, że nic się nie ostało i zadowolona wyszłam z łazienki.
Sasuke już nie było. Musiał wyjść, kiedy brałam kąpiel. Gdy dochodziłam do schodów dopadł mnie Naruto.
- Co Ty tu jeszcze robisz?!
- A coś się stało?
- Nie słyszałaś wybuchów?
- Jakich wybuchów?!
Rzuciłam się w stronę holu, a blondyn pognał zaraz za mną. Chwilę później oboje wypadliśmy na zewnątrz. Reszta już stała w półkole przed budynkiem. Ze zbocza góry w naszą stronę zmierzała mantikora, z ujścia doliny nadciągała meduza, zaś w jeziorze pojawiła się syrena. Poza tym towarzyszyły im chordy Dev, potocznie zwanych cieniami, jako że nie posiadały formy cielesnej. Mimo to swoimi pazurami były w stanie rozpłatać człowieka na części. Ciężko się z nimi walczy, gdyż żadne ataki fizyczne nie działają. Powstają na skutek złych intencji ludzkich, gdy jeszcze ów ludzie żyją. Gdy Decy są już wystarczająco silne pożerają osobę, która świadomie bądź nieświadomie je stworzyła. Unicestwić można je jedynie ostrzami pobłogosławionymi przez kapłankę. Niestety tak się składało, iż nasza kapłanka została w świątyni.
- Świetnie. - Podsumowałam.
- Walczyłaś już z dziesięcioogoniastym, a przejmujesz się tym? - Zapytał Kisame.
- Dziesięcioogoniastego mogłam trafić. A przez nich mogę sobie co najwyżej przeniknąć.
Wtedy jednak zdarzyło się coś zaskakującego. Ujrzałam Zorzę i dwa inne konie, w właścicielach których rozpoznałam Sakumo i Kakashiego-sana. Musiałam aż przetrzeć oczy, by się upewnić. Jednak nie miałam zwidów – mój wierzchowiec, który powinien być w stajni za świątynią, dosiadany przez dwie zakapturzone postacie pędził w naszym kierunku przedzierając się między Devami. Te odskakiwały bądź uchylały się przed jaśniejącymi delikatną poświatą ostrzami, którymi zręcznie posługiwała się jedna z osób siedzących na moim koniu. W kilka minut wszyscy dotarli pod same schody, na szczycie których się zebraliśmy. Postacie zeskoczyły na ziemię i zrzuciły peleryny.
Szczęka opadła mi niemal do ziemi. Przed nami stały dwie kobiety, ale to zdecydowanie ta pierwsza przyciągnęła moją uwagę. Była nią Hinata-chan, jednak zupełnie nie przypominała dziewczyny, którą poznałam w świątyni. Wyglądała niczym prawdziwa wojowniczka. Pamiętałam, jak kiedyś nie wiedziała, jak dosiada się konia, a jednak to ona była tą, która prowadziła mojego wierzchowca. Druga kobieta była blondynką o niebieskich oczach. Nie musiałam pytać, kim jest – musiała być łowczynią.
- Ino? - Zdziwiła się Karumi, która jako pierwsza otrząsnęła się z szoku.
- Czułam, że coś się święci, gdy Devy nagle zaczęły zbierać się w grupy, więc skontaktowałam się z tymi dwoma. - Kiwnęła głową na łowców.
- Zdecydowaliśmy, że przybędziemy jako wsparcie. - Dołączył się do wyjaśnień Sakumo witając się z ukochaną całusem w policzek.
- W międzyczasie nieco podszkoliliśmy naszą kapłankę, ażeby sama potrafiła się bronić. Sama załatwiła szmaragdowego smoka, z którego łusek zrobiła sobie spodnie. - Dodał wyraźnie ubawiony Kakashi-san.
- Nie dokonałabym tego bez wsparcia od bogów. - Powiedziała pewnie Hinata-chan. - Ale teraz nie czas na pogawędki. Wyciągnijcie swoją broń. Każdą, jaką macie. Pobłogosławię ją.
Zgodnie z poleceniem kapłanki zmaterializowałam moją ulubioną broń – włócznię. Czyli długi na metr osiemdziesiąt kij zakończony ostrzem. Hyuuga szybko wykonała rytuał i chwilę później nasze bronie również otaczała jasna poświata. Ponownie zerknęłam na białooką. Trzymała w dłoniach dwa Sai'e. Byłam zdumiona zmianą, jaka w niej zaszła. Rzuciłam okiem na Naruto. I chyba nie tylko ja – przemknęło mi przez myśl.
- Dobra, koniec tej bezczynności! - Zawołał Pain. - Czas się obronić!
Wszyscy jednocześnie mu przytaknęli. Pierwsi rzuciliśmy się do ataku.

Walkę wygraliśmy. Kolejnego dnia Próżnia rozpoczęła wchłanianie naszych mocy. Klęski żywiołowe występowały rzadziej, aż ich ilość spadła do poziomu sprzed zachwiania równowagi. Świat jeszcze nie raz nas zaskoczył, nigdy już jednak nie doszło do tak dużego zagrożenia apokalipsy, jak miało to miejsce z Madarą.
Czas upłynął, życie potoczyło się dalej. Ja na stałe związałam się z Sasuke. Naruto zakochał się bez pamięci w Hinacie, która naturalnie odwzajemniła jego uczucia. Reszta również ułożyła sobie życie. Z, bądź bez partnera.
Wszystko więc skończyło się dobrze. I choć wiem, że będę tęsknić do tych czasów, to wiem również, że wolałabym, aby pozostały jedynie przeszłością. Dlaczego? Ponieważ nigdy nie powinno się poświęcać teraźniejszości dla tego, co już przeminęło. Dlatego, moi drodzy, wyciągnijcie wnioski i żyjcie tym, co dzieje się tu i teraz.
Dziękuję, że wytrwaliście ze mną do końca.
                                                                                                                 Wasza Sakura


*


mantikora


meduza


syrena


Hinata


Ino

piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 20 "Pożarta przez demona"

- Cóż… Dzisiaj już raczej tu nie wrócą. - Zaśmiałam się wracając razem z Kisame do sali konferencyjnej po krótkim zwiadzie.
- Zdziwiłbym się, gdyby tak było. - Poparł mnie również się śmiejąc.
Ale ten świat się zmienia - pomyślałam. - Kiedyś wlczyłam z Rybą na śmierć i życie, a teraz rozmawiam z nim, jak ze starym przyjacielem – pomyślałam wtedy.
Gdy wróciliśmy zastaliśmy tam jedynie Naruto, Jirayę-sama, Karumi i Sasuke.
- Wygląda na to, że inni również się tego domyślili. - Zauważyłam z rozbawieniem. - Cóż, w takim razie miłego fajrantu i do jutra, śledziu. - Zwróciłam się wesoło do mojego towarzysza.
Parsknął śmiechem.
- Do jutra, różowa.
Pożegnał się z pozostałymi, zmierzwił mi włosy i opuścił pokój.
- Hej! - Oburzyłam się, jednak demona już nie było.
Klnąc na niego pod nosem usiłowałam doprowadzić fryzurę do poprzedniego stanu.
- Zaprzyjaźniasz się z demonami? - Spytał Naruto unosząc brwi.
- Jeśli są dla mnie mili, ja jestem miła dla nich. - Wzruszyłam ramionami. - Co prawda, nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze, ale właściwie całkiem fajny z niego gość. Oczywiście pomijając fakt, że jest cholernym dupkiem. Och, to skomplikowane. - Wyrzuciłam ręce w górę. - Dzisiaj miałam wystarczająco dużo wrażeń. Idę spać. Dobranoc!
Obróciłam się napięcie i wymaszerowałam z pokoju. Byłam już zmęczona i jedyne, o czym marzyłam, to łóżko. Idąc korytarzem mijałam się z Itachim i Mao. Byli w siebie tak zapatrzeni, że nie sądziłam, iż mnie zauważą. Mój błąd. Kruczowłosa odkleiła się od swego lubego i rzuciła mi się na szyję zamykając w szczelnym uścisku, aż wydusiła ze mnie całe powietrze.
- Mao, dusisz ją. - Powiedział łagodnie Uchiha.
W życiu nie słyszałam takiego tonu u demona. I nigdy nie widziałam u niego uśmiechu. No, nie był on szeroki, ale wciąż było to dość niesamowite widzieć go uśmiechniętego.
- Dziękuję, Sakura-sama. - Wyszeptała cicho Próżnia. - Powiedziałaś, że dasz mi cel, do którego będę dążyć. Sprawiłaś, że znowu mam kogoś, dla kogo jestem ważna i mam misję, którą pragnę wypełniać. Nie wegetuję już na dnie kanionu. Zawdzięczam Ci życie. - Odsunęła się ode mnie. - Naprawdę Ci dziękuję.
Och, kurwa. I co ja mam niby powiedzieć? - pomyślałam zakłopotana widząc jej zaszklone oczy.
- Eh, um, nie ma za co. - Mruknęłam speszona.
- Ja również Ci dziękuję. - Odezwał się starszy z braci Uchiha i podszedł bliżej, by objąć swoją dziewczynę w pasie. Patrzał jednak prosto w moje oczy. - Będę Ci wdzięczny do końca życia.
- To trochę długo, co? - Zauważyłam usiłując rozluźnić atmosferę.
Mao zaśmiała się wesoło, a Itachi skinął głową przyznając mi rację. Potem szybko się z nimi pożegnałam i czym prędzej zniknęłam im z oczu. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu reakcji. Właściwie pierwszy raz ktoś okazał mi taką wdzięczność. Ludzie z wioski, których leczyłam, przychodzili do nas jedynie w ostateczności i nigdy nie dziękowali za opiekę.
Weszłam do pokoju i już chciałam zamknąć drzwi, gdy niespodziewanie w progu pojawił się Naruto. Odskoczyłam od nich zaskoczona.
- Nie rób tak. - Fuknęłam uspokajając szaleńczo bijące serce. - Przestraszyłeś mnie.
- Przepraszam. - Uśmiechnął się szeroko. Wcale nie wyglądał na skruszonego. - Przyszedłem z tobą porozmawiać. - Dodał poważniejąc.
Wpuściłam go do środka, po czym usiadłam po turecku na swoim łóżku. Blondyn usiadł naprzeciwko mnie, również po turecku.
- Dawno nie rozmawialiśmy. - Stwierdził po chwili ciszy.
- W natłoku ostatnich wydarzeń nie mieliśmy na to czasu.
- To prawda. - Westchnął głęboko. - Przejdę od razu do rzeczy. Co się stało między tobą, a Sasuke?
Odwróciłam wzrok.
- Czemu pytasz? - Zapytałam.
- Dzisiaj wyglądał, jakby chciał Cię zjeść wzrokiem. I nie jestem pewny, czy to dlatego, że go pociągasz, czy dlatego, że jest o coś na Ciebie zły.
Westchnęłam głęboko i przeczesałam włosy palcami.
- Cóż… Trochę nas poniosło, ale oprzytomniałam, nim do czegoś doszło. - Odparłam. - Odepchnęłam go. - Podkreśliłam widząc jego nieprzekonaną minę.
- Wierzę Ci, wierzę. - Przewrócił oczami. - Ale mam wrażenie, że wcale tego nie chciałaś.
Spaliłam buraka.
- Od kiedy zajmujesz się psychoanalizą uczuć siedemnastoletnich wiedźm?
- Już od dłuższego czasu. - Zaśmiał się. - Ale nie rozumiem. Lubisz go, tak? Czemu go odpychasz?
- Czy to nie oczywiste? - Uniosłam wzrok.
- Chyba nie, skoro pytam. - Zauważył.
- Och, no bo Sasuke to demon, nie? Na śniadanie zjada dusze niewinnych i czystych ludzi, no i ogólnie demony z założenia są złe, nie? I jego przeszłość. Nie wiem, czy byłabym w stanie ją udźwignąć. Wiesz, na pewno dużo przeżył i na pewno miał wiele, wiele partnerek. - Zaczęłam wymachiwać rękami. - To po prostu za dużo. Powinnam znaleźć sobie do bólu nudnego chłopa ze wsi. - Dodałam zrezygnowana.
Kitsune popatrzał się na mnie z niedowierzaniem, po czym zaczął się śmiać.
- Wiesz, chyba muszę Cię uświadomić. - Wydusił z siebie. - Żaden do bólu nudny chłop ze wsi z tobą nie wytrzyma dłużej, niż dzień.
- No dzięki. - Burknęłam nadymając policzki i zakładając ręce na piersi.
- Wiesz, myślę, że niepotrzebnie się martwisz. - Powiedział, gdy w końcu się uspokoił. - Sasuke jest demonem, owszem. Robił straszne rzeczy. Miał wiele kobiet. Ale to wszystko, to przeszłość. Poza tym istnieją inne sposoby, na które demon może się pożywiać.
- Na przykład? - Zainteresowałam się.
- Och, cóż. - Uśmiechnął się nieco złośliwie. - Seks jest tym sposobem.
- Wkręcasz mnie. - Stwierdziłam.
- Nie. Mówię całkiem poważnie. Energia życiowa jest wtedy najsilniejsza i demon nie potrzebuje jej dużo, by się „najeść”.
- Acha. - Podsumowałam jakże inteligentnie. - No ale no…
Uniósł brwi.
- No co?
- Przecież nie prześpię się z nim tak od razu. - Oburzyłam się.
Naruto niemal płakał ze śmiechu.
- Narazie nie musi się pożywiać, bo jest naładowany boską energią. Jakbyś nie zauważyła, ty też ostatnio nie jesz.
- Punkt dla Ciebie. - Przyznałam. - Przepraszam.
- Za co? - Zdziwił się.
- Och, no wiesz. - Przygryzłam wargę. - Pomagasz mi rozwiązać moje problemy uczuciowe, podczas gdy ty… - Wykonałam nieokreślony ruch ręką.
- W porządku. - Uśmiechnął się szeroko. - Przede wszystkim zależy mi na twoim szczęściu. Poza tym, gdy patrzę na to z perspektywy czasu… Myślę, że kocham Cię, ale bardziej jak kogoś z rodziny. Jak siostrę. Pragnę, żebyś była bezpieczna i zabiję, jeśli ktoś Cię zrani. Ale już nie widzę w tobie mojej przyszłej dziewczyny, jak to było na początku.
- Widziałeś we mnie swoją przyszłą dziewczynę? - Zaśmiałam się cicho.
- Och, no wiesz, jesteś trochę młoda, ale z pewnością ładna. - Również się zaśmiał.
- O! Właśnie! Jeszcze nasz wiek.
- Nie, stop. - Tym razem on zamachał rękoma. - Wiek nie ma tu nic do rzeczy.
- Ale…
- To tylko liczba.
- Nie prawda!
- Och, kobieto, czym ty się stresujesz? Ma więcej doświadczenia, trochę wspomnień i pewną ilość grzechów na sumieniu. Ale byłoby tak samo, gdybyś poznała tylko trochę starszego faceta.
- Okay, dzięki. Weź mi teraz tylko powiedz, dlaczego ty go tak bronisz?
Zresztą, nie on jeden – mruknęłam w duchu.
Weź ty się mnie nie czepiaj, babo – burknął Czarny Kruk.
- Bo pierwszy raz widzę, jak jakaś kobieta doprowadziła go do takiego stanu. - Zachichotał. - Myślałem, że wszystkie zęby mu wypadną, tak nimi zgrzytał. Zwłaszcza, gdy wdałaś się w rozmowę z Neji'm, a potem wróciłaś z Kisame do sali.
- Poważnie?
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ ktoś zapukał głośno do drzwi.
- To on. - Powiedział bezgłośnie Uzumaki.
- Wejść! - Krzyknęłam.
Drzwi się otworzyły i w progu rzeczywiście stanął Sasuke. Kiedy nas zobaczył miałam wrażenie, że wybuchnie. Oczy mu pociemniały, mięśnie się napieły.
- Więc mnie odsyłasz do Karin, a sama pieprzysz się z Naruto?
Popatrzałam się na blondyna.
- Pieprzymy się? - Zapytał udając zdumienie Kitsune. - Mogłaś mi powiedzieć, chociażbym się rozebrał! - Wykrzyknął.
Zaczęłam się śmiać, a on po chwili do mnie dołączył.
- Przestań, idioto! Brzuch mnie już boli! - Wyjęczałam skopując Uzumakiego z łóżka. W efekcie z hukiem wylądował na ziemi, co wywołało u mnie jeszcze większy napad głupawki.
- Ała! - Oburzył się blondyn zrywając się z podłogi. - No wiesz?! Ja Ci tu próbuję pomóc, a Ty tak mnie traktujesz? Wychodzę!
Odrzucił grzywkę niczym rasowy model i wymachując komicznie biodrami na lewo i prawo ruszył do wyjścia. Mijając Uchihę poklepał go przyjacielsko po ramieniu. Stanął jeszcze w progu, rzucił mi swój szeroki uśmiech i powiedział:
- Tylko się nie pozabijajcie.
I już go nie było. Uspokoiłam się.
- Może zamknij drzwi? - Zasugerowałam ostrożnie.
Z nieprzeniknioną miną wykonał moją prośbę. Nieco mocniej, niż było trzeba, ale jednak to zrobił. Z założonymi na piersi rękami zbliżył się i powoli usiadł bokiem na łóżku. Chyba powinnam wybrać inne miejsce na rozmowę – pomyślałam z rozbawieniem. Dzięki rozmowie z Naruto mój humor znacznie mi się poprawił.
- Przepraszam. - Rzuciłam w końcu, by przerwać ciążącą ciszę. Brunet uniósł prawą brew w pytającym geście. - Byłam niesprawiedliwa. Nic nie wiem o twoim życiu, nie mam prawa mówić nic takiego, co powiedziałam. - Mruknęłam czując, jak sama jego obecność sprawia, iż się denerwuję. - Wiesz, to też trochę twoja wina. Nie mam pojęcia, jakie konkretnie masz wobec mnie zamiary, ani czego ode mnie oczekujesz!
Parsknął śmiechem. Sasuke Uchiha parsknął śmiechem. Świat się kończy, apokalipsa nadciąga.
- Cóż, najpierw mi powiedz, tak dla mojego wewnętrznego spokoju. Spałaś z Naruto?
- Nie. - Wydęłam wargii. - Niezła z niego dupa, ale nie w moim typie.
Ponownie uniósł jedną brew ku górze.
- Ach tak? A jaki jest twój typ?
Wytknęłam język.
- Nie twoja sprawa, stary pierniku.
- Lepiej odpowiedz, pókim cierpliwy, dzieciaku.
- Jeszcze wczoraj mówiłeś, że jak na twój gust jestem całkiem dojrzała. Zdecyduj się, dziadku.
- Uważaj gówniaro, moja cierpliwość też ma granice. - Ostrzegł.
Uśmiechnęłam się wyzywająco.
- Dawaj. Tylko uważaj, żeby dysk Ci nie wypadł, staruszku.
Chciałam wstać i uciec, ale demon był oczywiście szybszy. Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął. Wylądowałam plecami na łóżku, a wtedy on błyskawicznie usiadł na mnie okrakiem i przyszpilił mi nadgarstki do łóżka.
- Zadzierasz z niewłaściwymi osobami, skarbie.
- Och, to już nie dzieciaku?
- Jesteś wyjątkowo pyskata jak na kogoś o tak słabym położeniu, jak twoje.
- Cóż… - Uśmiechnęłam się szeroko. - Zawsze mogę negocjować. Albo krzyczeć.
- Nikt Cię nie usłyszy. - Zamruczał przejeżdżając nosem po mojej szyi. Puls mi przyspieszył. - Już ja tego dopilnuję. - Dodał.
Poruszyłam się pod brunetem niespokojnie. Czułam, że zapędził mnie w kozi róg. I właściwie to do niego pasowało. W końcu Sasuke to drapieżnik. Osobiście przypominał mi czarną pumę. Niebezpieczny, tajemniczy, mroczny i diabelnie dobry we wszystkim, co robił.
- I co teraz? - Spytałam lekko zachrypniętym głosem.
Jego wargi wykrzywił lekko sadystyczny uśmieszek.
- Teraz przelecę Cię tak, że nie będziesz w stanie chodzić.
Z wrażenia wytrzeszczyłam na niego oczy i rozdziawiłam usta. Demon z satysfakcją obserwował, jak rumienię się aż po czubki uszu. Ponownie się pochylił i zaczął całować moją szyję. Zagryzłam dolną wargę, by z moich ust nie uleciał żaden dźwięk.Poczułam jego ręce na moim nagim brzuchu. Gdy sunął nimi w górę czułam, jak na mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Powoli ściągnął mi moje rękawiczki, nałokietniki i skórzaną kurtkę. Ani na chwilę nie przerwał kontaktu wzrokowego. Czułam się, jakby mnie zahipnotyzował. Bezwiednie robiłam to, co chciał. Uniosłam nawet plecy, kiedy ściągał ze mnie kolejne części garderoby.
Zszedł ze mnie i zajął miejsce między moimi nogami. Wciąż oszałamiająco powoli zdejmował moje buty i zakolanówki. Odrzucił je gdzieś za siebie, po czym się uniósł i wciąż cholernie wolno ściągnął swoją koszulę przez głowę napinając przy tym wszystkie mięśnie pleców, barków, klatki piersiowej i brzucha.
Zacisnęłam usta w wąską linię i zmrużyłam oczy. Specjalnie tak przeciągał, żebym wszystko odczuwała jeszcze intensywniej. Ale jakąś nie mogłam odmówić mu tej przyjemności – wyglądał, jak dziecko, które dostało upragnioną i długo wyczekiwaną zabawkę.
Lewą dłoń położył obok mojej twarzy, prawą przy moim biodrze i nachylił się nade mną. Na jego twarzy jawił się pełen satysfakcji, subtelny uśmiech. Och, rany. Wyciągnęłam lewą rękę i przejechałam opuszkami palców po linii jego szczęki, aż dotarłam do jego warg i powoli przejechałam po dolnej wskazującym palcem. Przymknął powieki i miałam wrażenie, że naprawdę zacznie mruczeć. Jak prawdziwa puma.

I'm in control, when you give me your body, yeah

Nie chcę już czekać – pomyślałam. Uniosłam się i go pocałowałam.
Natychmiast przejął inicjatywę zachłannie wpijając się w moje usta. Niemal nie mogłam oddychać, ale nie przeszkadzało mi to. Ogień szalejący pod moją skórą, żar buchający w żyłach i natłok intensywnych doznań zupełnie odwracał moją uwagę.

I feel our souls burnin' up when I'm, inside of you and I

Zanim się spostrzegłam pozbawił mnie górnej części odzieży. Nie miałam nawet czasu, żeby być zawstydzoną. Pocałunkami zjechał najpierw na moją szyję, potem na dekolt i biust. Wygięłam plecy w łuk i zacisnęłam palce na pościeli. Poczułam jego usta na brzuchu. Czułam, jak się uśmiecha.

I'ma leave a mark, just to remind you, where you belong, baby

- Sadysta. - Wycedziłam przez zęby, kiedy powoli odpiął guzik moich spodenek.
- To twoja kara, za doprowadzenie mnie do szewskiej pasji. - Ponownie jego twarz pojawiła się nad moją. - Dzisiaj miałem ochotę zabić każdego, kto tylko na Ciebie patrzał. - Warknął z gniewem wymalowanym na twarzy. Wstrzymałam oddech. On nie był tylko przystojny. On był porażająco piękny w swej agresji. - Od teraz jesteś moja i każdy, kto tylko się Ciebie tknie, gorzko tego pożałuje.

Give me your all, scream as loud as you want

- Weź mnie całą. - Wyszeptałam bez tchu.
I tak, tej nocy, demon pożarł moje serce, ciało i duszę.

czwartek, 19 listopada 2015

Rozdział 19 "Próżnia"

Z kruczowłosą na rękach leciałam w stronę doliny Księżycowego Oka. Zdążyłam już skontaktować się z chłopcami i powiadomić ich o moim znalezisku. Kiedy dotarłam do siedziby wszyscy w napięciu już czekali. Gdy weszłam popatrzeli na mnie zdumieni. Przewróciłam oczami.
- Nic jej nie zrobiłam. Taka była, jak ją znalazłam. - Burknęłam zirytowana.
Próżnia jęknęła cicho i tylko bardziej wtuliła twarz w zagłębienie mojej szyi. Zerknęłam w dół. Na jej prawym ramieniu wyraźnie rysował się tatuaż przedstawiający maki, wtedy jednak nie mogłam go dojrzeć, gdyż dziewczyna przylegała do mnie właśnie prawym bokiem. A szkoda, bo był bardzo ładny.
- Teraz nic z nią nie zrobimy. - Stwierdziłam wzdychając. - Zaniosę ją do jednego z wolnych pokoi.
- Wiesz, kiedy się obudzi? - Zapytał Pain, nim zdążyłam wyjść.
- Do wieczora dojdzie do siebie. - Odpowiedziałam po chwili zastanowienia.
- W takim razie nic tu po nas. - Uznał. - Widzimy się wieczorem.
Kiwnęłam głową i wyszłam. Z sali konferencyjnej wychodziło się do holu, od niego odchodziło zaś jeszcze kilka odnóg: do jadalni, kuchni i łazienek. Poza tym w pomieszczeniu znajdowały się mosiężne drzwi prowadzące na zewnątrz oraz schody na górę. Na piętrze każde z nas miało swój pokój, poza tym jednak wybudowaliśmy kilka dodatkowych pokoi (głównie z myślą o łowcach, którzy aktualnie wyjechali), salę treningową, bibliotekę i dwie pracownie – jedną dla Sasoriego i jego kukiełek, drugą dla mnie i moich pierdół. Ogólnie cud, miód i malina.
Wybrałam pokój znajdujący się najbliżej mnie. Przez chwilę zastanawiałam się, jak otworzyć drzwi, rozwiązanie pojawiło się jednak samo. A nosiło ono imię Sasuke. Kruczowłosy bez słowa otworzył przede mną drewnianą powłokę. Skinęłam z wdzięcznością głową i weszłam do środka. Próżnię położyłam na dwuosobowym łóżku i przykryłam kołdrą.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu mnie zawołaj. Słyszysz?
- Tak. - Mruknęła ledwie dosłyszalnie, a potem przewróciła się na prawy bok i odpłynęła.
Westchnęłam lekko wytrącona z równowagi i opuściłam sypialnię. Chciałam wyminąć Uchihę i udać się do mojej pracowni, ale powstrzymała mnie jego ręką na moim nadgarstku. Rzuciłam mu pytające spojrzenie.
- Chcę z tobą porozmawiać. - Oznajmił wpatrując się we mnie bacznie.
Zaschło mi w ustach. Jego wzrok był niesamowicie intensywny, jego obecność mnie przytłaczała, a jego dotyk wzbudzał niepożądane odczucia. Uchiha to jednak Uchiha, a oni są wyjątkowo uparci, co oznaczało mniej więcej tyle, iż nie odpuści.
- Możesz iść ze mną do pracowni. - Odparłam w końcu po chwili przydługiej ciszy, podczas której mierzyliśmy się na spojrzenia.
Skinął głową i dopiero wtedy mnie puścił. We dwoje ruszyliśmy w tamtym kierunku. Na miejscu poczułam, że to był zły pomysł. W zamkniętym, raczej niewielkim pomieszczeniu, jeszcze wyraźniej odczuwałam obecność demona.
Co się dzieje? - myślałam spanikowana.
Jak to co? Przecież na niego lecisz. Sama o tym myślałaś – zdziwił się Czarny Kruk.
Ale wcześniej tak na niego nie reagowałam!
Nie miałaś zbyt wiele czasu, by o tym myśleć. Zbyt wiele się działo. Teraz, gdy emocje opadły, wszystko odczuwasz w pełni.
Nie podoba mi się to.
Podoba. Po prostu nie byłaś jeszcze w tego typu sytuacji – chyba bawiło go moje poddenerwowanie. - Cóż, zostawię was samych.
Co? Nie, czekaj!
Zniknął. Jęknęłam w duchu. Podeszłam szybko do stołu i zaczęłam segregować ususzone zioła, byleby tylko się czymś zająć i nie musieć na niego patrzeć.
- No więc o czym chciałeś rozmawiać? - Zapytałam zawiązując pęki roślinności rzemykami.
- Dziwnie się dzisiaj zachowywałaś. - Powiedział opierając się tyłem o blat zaraz obok mnie. W ten sposób mógł swobodnie przyglądać się moim poczynaniom i mojej twarzy. - Zwykle nie odpływasz myślami, nie siedzisz cicho. O co chodzi?
- Brzmisz tak, jakbyś mnie obserwował. - Rzuciłam wrzucając miętę do jednego z wiklinowych koszyczków. - Nie spałam zbyt dobrze zeszłej nocy, to wszystko. - Dodałam po chwili, by przerwać krępującą mnie ciszę.
- Nie wierzę Ci.
Prychnęłam.
- Jakąś mi na tym nie zależy.
Kłamczucha.
Wydawało mi się, że chciałeś zostawić nas samych?!
W odpowiedzi w moim duchu rozległ się jedynie złośliwy chichot.
- Rozmawiasz z nim, prawda?
- Co? - Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Z Czarnym Krukiem. To widać. Robisz wtedy ten skupiony wyraz twarzy i tworzy Ci się zmarszczka, dokładnie tu. - Uniósł dłoń i stuknął mnie palcem między brwi.
- Nie tykaj mnie! - Fuknęłam odpychając jego rękę. - I tak, rozmawiałam z tą parszywą mendą. - Uśmiechnął się lekko, a mnie zrobiło się gorąco. Szybko odwróciłam wzrok. - Skoro to wszystko, to może już sobie pójdziesz? - Zasugerowałam.
- Wyrzucasz mnie? - Zapytał z rozbawieniem.
- Och, wiesz… Tak.
Pokręcił głową z lekkim niedowierzaniem. Potem odepchnął się od drewnianej powierzchni, jednak zamiast wyjść stanął tuż za mną i bezceremonialnie obrócił mnie w swoim kierunku. Odruchowo chciałam się cofnąć, by zwiększyć odległość między naszymi twarzami, ale stałam zbyt blisko stołu. Wtedy oparł dłonie po obu stronach mojego ciała odcinając mi tym drogę ucieczki. Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha, co skwitował pełnym zadowolenia uśmieszkiem.
- A co, jeśli ja się nigdzie nie wybieram?
- Posądzę Cię o zapędy pedofilskie.
Zaśmiał się cicho lekko pochylając się w moim kierunku. Odległość między naszymi twarzami jeszcze się zmniejszyła.
- Na mój gust jesteś już całkiem dojrzała. - Ocenił.
Ani na chwilę nie oderwał spojrzenia od moich oczu. Coraz trudniej mi się oddychało. Czułam, jak napięcie rośnie. Jego oczy zaszły mgłą. Serce waliło mi jak oszalałe.
Nie wytrzymałam. A może to on nie wytrzymał. To nie ważne. Ważne jest to, że oboje tego chcieliśmy. I gdy już zaczęliśmy, nie mogliśmy przestać. Całował mnie tak, że nie byłam w stanie dłużej stać. Chwycił mnie za uda i posadził na stole, by stanąć między moimi nogami. Wciąż nie odrywał swoich ust od moich warg. Jego ręce zawędrowały na moje biodra. Moje najpierw błądziły po jego barkach, potem wspięły się wyżej, bym ostatecznie wplotła palce w jego ciemne włosy. Pociągnęłam za nie delikatnie. Zamruczał z aprobatą. Poczułam, jak jego dłonie zsunęły się na moje pośladki i lekko je ścisnęły. Jęknęłam odchylając głowę do tyłu i wyginając plecy w łuk. Zjechał pocałunkami na moją szyję.
I, cholera, nie chciałam, żeby przestawał. Ale rzeczywistość bywa okrutna, gdyż dokładnie w tamtym momencie przypomniała mi się Karin. Natychmiast się opamiętałam i odepchnęłam Sasuke. Zdrowy rozsądku, gdzie ty kurwa byłeś chwilę temu?! - krzyknęłam oburzona w duchu. Zaskoczony kruczowłosy przez chwilę nie wiedział, co powinien zrobić.
- Słuchaj, jak potrzebujesz kogoś przelecieć, to zgłoś się do swojej pełnoetatowej dziwki. I nie zawracaj mi więcej głowy. - Warknęłam podchodząc do drzwi. - Jak wrócę, ma Cię tu nie być. - Dodałam opuszczając moją pracownię. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie trzasnąć drzwiami.
Ej, o co Ci chodzi? - Odezwał się Czarny Kruk. - To wcale nie wyglądało tak, jakby chciał Cię tylko przelecieć, wiesz?
Może, a może nie. Ale nie mogę dać się ponieść chwili. Niezależnie od tego, jak się zmienił, nie mogę zapominać, kim był i kim jest. To demon – przypomniałam z nutką goryczy w głosie.
Czyżbym wyczuwał dyskryminację na tle rasowym?
Nie chodzi o sam fakt tego, że nim jest. Chodzi o to, co robił, robi i robić będzie, skoro przynależy do takiego, a nie innego gatunku. I nikt mi nie wmówi, że ktoś go zmusił do pieprzenia się z Karin.
Każdy może się zmienić, a to tylko facet. Facet, który żyje już wiele setek lat. Chyba nie myślałaś, że miał celibat? Poza tym ten mrok Cię w nim pociąga. A demonem może być bez zabijania ludzi, bo choć te pożywiają się duszami, to mogą brać te, które trafiają do Piekła już po śmierci – drążył.
A ja mogę być wróżką. Dobrze wiesz, że czyste i niewinne dusze smakują im lepiej. Nie wierzę, że odmówi sobie tych z górnej półki. Zresztą, to nie twoja sprawa. Koniec tematu – syknęłam zła.
Żebyś później tego nie żałowała – burknął tylko niezadowolony.
Wydałam z siebie jęk pełen frustracji. Miałam wszystkiego serdecznie dość.

*

Wieczorem wszyscy ponownie zebrali się w sali konferencyjnej. Poza mną i Próżnią. My siedziałyśmy u niej w sypialni. Denerwowała się przed prezentacją pozostałym. Patrzyła na mnie zlęknionymi, dużymi, szarymi oczami otoczonymi wachlarzem oszałamiająco czarnych i gęstych rzęs. Zdecydowanie należała do tych pięknych istot.
- Jeśli tak się boisz, to możesz potrzymać mnie za rękę.
Natychmiast ją złapała.
- Nie puścisz?
- Nie. - Uśmiechnęłam się do niej łagodnie. - Nie martw się, ze mną jesteś bezpieczna.
Dopiero wtedy udało mi się ją przekonać do pójścia ze mną do pozostałych. Otworzyłam drzwi do pomieszczenia i przekroczyłam próg jako pierwsza. Próżnia, choć wyższa, niż ja, chowała się za moimi plecami. Miała opuszczoną głowę przez co jej włosy opadały i zasłaniały jej twarz. Wciąż kurczowo ściskała moją dłoń.
- Jest nieśmiała. - Rzuciłam do pozostałych posyłając dziewczynie uspokajający uśmiech. - No więc to jest nasza Próżnia. Ma na imię Mao.
Kruczowłosa w przypływie odwagi wysunęła się zza moich pleców i stanęła obok niepewnie spoglądając na zebranych. Poczułam na nas intensywne spojrzenie. Odnalazłam jego właściciela – a był nim starszy Uchiha. Wpatrywał się osłupiały w dziewczynę. A gdy ta go zobaczyła, sprawiała wrażenie równie zdumionej, co on. Zaraz jednak opuściła spojrzenie na swoje stopy. Nie dało się nie zauważyć tego, co zaszło między tą dwójką. Żadne jednak nic nie powiedziało, gdyż również Itachi odwrócił wzrok. Chciałam już kontynuować, jednak wtedy ten zerwał się ze swojego miejsca i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Przypuszczam, że się znają. - Rzuciłam ironicznie, po czym spojrzałam na Mao. - Chcesz to wyjaśnić teraz, czy później?
- A muszę to wyjaśniać? - Spytała z wyraźnym przestrachem w głosie.
- Ja nie mogę Ci powiedzieć, czy musisz, ale zwykle jest jeszcze gorzej, gdy pozostawisz sprawy niedokończone. - Odparłam po chwili zastanowienia.
Ciekawe, że Ty to mówisz – zakpił Czarny Kruk.
Och, weź się zamknij, co? - zirytowałam się. - Zresztą, czego Ty go tak bronisz, co?
Bo wiem, że macie się ku sobie i że jest to coś prawdziwego. A ty zapierasz się jak tylko możesz, by nie dopuścić do czegoś więcej. Nawet nie wiesz, jakie to irytujące. Dodatkowo ja muszę na to patrzeć, czy mi się to podoba, czy nie – warknął równie wytrącony z równowagi.
A daj Ty mi święty spokój!
Ostatnio ciągle to robisz! Zamiast rozwiązać problem, chcesz się od niego odciąć! To tak nie działa, mała, i ty dobrze o tym wiesz.
Zacisnęłam usta w wąską linię.
- Skoro tak mówisz, Sakura-sama, to pójdę z nim porozmawiać. - Powiedziała nagle Mao podnosząc na mnie wzrok pełen determinacji.
Wzdrygnęłam się zaskoczona. Zupełnie zapomniałam, że nie byłam sama. Kruczowłosa, nie czekając na moją odpowiedź, wyleciała z sali za Uchihą.
- Sakura-sama? - Powtórzyłam w zadumie. - Właściwie brzmi całkiem nieźle. - Stwierdziłam po chwili zastanowienia, założyłam ręce za głowę i poszłam zająć wolne miejsce między Naruto, a Karumi.

*

Narracja: Mao

Biegłam przed siebie rozglądając się na boki. Nie znałam tego budynku, nie wiedziałam, gdzie mógł udać się brunet. Chciało mi się jednocześnie płakać z rozpaczy i wyć z frustracji.
Zapewne zastanawiacie się, o co tu chodzi? Otóż powszechna legenda o Kanionie Krwawych Kwiatów ma w sobie ziarno prawdy. To ja byłam tą kobietą mieszkającą w pobliskiej wiosce, a Itachi był tym demonem, który któregoś dnia się w niej zjawił. Jednak, wbrew oficjalnej wersji, od samego początku wiedziałam o rasie mojego lubego. A on wiedział o mojej. To nie było powodem, dla którego rzuciłam się z kanionu. To nasza relacja była dla nas zabójcza, pasja między nami niemal nas wypalała. Dlatego uciekłam od niego i skoczyłam. Jednak nie umarłam. Próżnie nie mogą zginąć, ponieważ są nieśmiertelne. Kwiaty zaś wyrosły na tej wysuszonej ziemi, ponieważ żywioł wody dowiedział się o mojej udręce i płakał razem ze mną.
Dziesiątki lat później dowiedziałam się, że to nie była nasza wina. Że wszystkiemu winne było Amaterasu, specjalna umiejętność uwolnienia czarnego ognia, ostatniego stopnia technik ognia, którą Itachi odziedziczył poprzez krew. Wtedy jednak jeszcze o tym nie wiedział i nad nią nie panował.
Ja jednak nie mogłam już wstać. Zbyt długo wylewałam łzy na dnie kanionu i zbyt długo topiłam smutki w pochłanianiu jak największej ilości mocy. Wiecznie naćpana, przepełniona energią do granic możliwości, nie byłam w stanie się podnieść i go odnaleźć.
Dam Ci cel, do którego będziesz dążyć.
Rzeczywiście, Sakura-sama dała mi cel. I musiałam go osiągnąć. Bez względu na wszystko.
Wypadłam przed budynek. Dostrzegłam Itachiego stojącego nad brzegiem jeziora. Podbiegłam w jego kierunku i zatrzymałam się dwa metry od niego. Jedną rękę opierał na biodrze, drugą nerwowo przeczesywał rozpuszczone włosy.
- Ita…
- Dlaczego? - Przerwał mi. - Dlaczego mnie wtedy zostawiłaś?
- Zabijaliśmy się. - Odpowiedziałam cicho. - Myślałam, że zmierzamy do destrukcji. Nie mogłam do tego dopuścić.
- Więc lepiej było zniknąć, bez słowa?! - Odwrócił się gwałtownie w moim kierunku. Był zły, ale tym, co przez niego przemawiało, był ból, żal do mojej osoby i bezbrzeżny smutek.
- Nie wiedziałam, co mam robić! - Krzyknęłam czując, jak oczy mi się szklą. - Bałam się, że odejdziesz i więcej Cię nie zobaczę!
- Mogliśmy razem poszukać rozwiązania. Ucieczka nigdy niczego nie rozwiązuje!
- A skąd ja miałam to wiedzieć? Byłam młoda, głupia, nic nie wiedziałam o świecie! Byłeś pierwszym, który… - Zacięłam się i lekko zarumieniłam. Odchrząknęłam i wznowiłam swoją wypowiedź. - Byłeś kimś, kto uczył mnie życia. Ale ty też nie wiedziałeś wszystkiego. Nie wiedziałeś, co się działo i byłeś równie przerażony, co ja!
Oboje oddychaliśmy ciężko. Słodko-gorzkie wspomnienia naszych wspólnych, minionych dni były niemal tak namacalne, jakby działy się ledwie wczoraj.
- Popełniłam błąd, przyznaję. - Odezwałam się po chwili ciężkiej ciszy. - I żałuję. Ale nie mogę zmienić przeszłości, Itachi. Wciąż mi na tobie zależy. I jeśli jesteś w stanie mi wybaczyć… - Mój głos cichł z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. - … to będę najszczęśliwszą istotą na tej ziemi. - Dokończyłam ledwie słyszalnie. Ale nie opuściłam wzroku. Nie złamałam się.
Ukrył twarz w dłoniach i odetchnął głęboko. Niepewnie zbliżyłam się do niego i chciałam odciągnąć jego ręce, wtedy jednak pochwycił mnie w ramiona i mocno przycisnął do swojej piersi. Zalała mnie fala ulgi i natychmiast wtuliłam się w niego najmocniej, jak mogłam.
- Nigdy więcej mnie nie opuszczaj.
To było już jednak za dużo i nic nie mogłam poradzić na to, że się rozpłakałam.

*


Mao