- Muszę zostać sama z Karumi. - Powiedziałam spoglądając na Sakumo.
- Nie ma mowy. Nie zostawię jej. - Zaprotestował.
- Po prostu mi zaufaj. - Uśmiechnęłam się do niego łagodnie. - Nie zrobię niczego, co by Ci się nie spodobało. Obiecuję. Poza tym, wiesz, nie po to się trudziłam, by wykraść demonom gryfie pióro, żeby teraz dać plamę.
- Bracie, różni ludzie są dobrzy w różnych dziedzinach. My, Łowcy, jesteśmy dobrzy w polowaniu, nie w czarach. Zostawmy więc magię tej, która radzi sobie z nią najlepiej, czyli jedynej wiedźmie w naszym towarzystwie. - Kakashi-san objął bratersko Sakumo ramieniem i pociągnął w stronę wyjścia ze świątyni. - Będziemy w ogrodzie, Sakura-san. Daj nam znać, gdy będzie już po wszystkim.
- Wystarczy Sakura. Zawołam, jak tylko skończę.
Jeszcze w progu młodszy z braci obejrzał się. Demonica przylgnęła do bariery najbliżej, jak tylko mogła i nie odrywając od łowcy swoich oczu narysowała w powietrzu serce. Poruszała przy tym ustami bezdźwięcznie wypowiadając "kocham Cię". Zacisnął usta w wąską linię. Walczył ze sobą, by nie wrócić z powrotem pod sam krąg. W końcu jednak, z drobną pomocą starszego brata, opuścił pomieszczenie.
Podeszłam bliżej do dziewczyny i schyliłam się, by węglem zacząć rysować nowe znaki na marmurze. W milczeniu przypatrywała się moim poczynaniom. Kiedy skończyłam odetchnęłam cicho i stanęłam tuż przed Uchihą. Przyjżałam się jej uważnie. Właściwie ani trochę nie przypominała kobietę ze swojego klanu. Nie była blada, a opalona na ładny, jasny brąz. Nie miała włosów o kruczoczarnym odcieniu, tylko miodowo-złote. Oczy odzwierciedlały barwę loków, które otaczały jej twarz i opadały z ramion na piersi. Była raczej drobnej postury, wręcz filigranowej.
- Zaklęcie nie zadziała, jeśli sama rzeczywiście nie pragniesz zmiany. - Poinformowałam ją. - Dodatkowo będzie to bolesny zabieg niezależnie od tego, czy będziesz próbowała się zmienić czy nie.
- Rozumiem.
Popatrzałam na nią lekko zaskoczona. Nie spodziewałam się, że się odezwie. Kiwnęłam powoli głową.
- Będzie Ci łatwiej, jeśli się położysz. - Rzuciłam jeszcze, nim zasiadłam po turecku na ziemi.
Wahała się przez chwilę, ale w końcu usłuchała mojej wskazówki. Wyciągnęłam pióro z sakiewki i ujęłam je w obie dłonie. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, zamknęłam oczy i skupiłam się na przedmiocie trzymanym w rękach. Następnie wczułam się w przepływającą energię życiową. Podążając znikomym śladem dawnej energii Karumi dotarłam do silnego skupiska mocy. Jej demonicznej aury. Gdzieś na skraju świadomości dotarł do mnie jej zduszony okrzyk. A to dopiero początek - pomyślałam ponuro. Potem sięgnęłam w stronę tej energii, mrocznej i nieprzeniknionej. Pełnej bólu, cierpienia i innych negatywnych uczuć.
~☆~
Gdy otworzyłam oczy poczułam przeraźliwy ból tępo pulsujący z każdej części mojego ciała. Z jękiem obróciłam twarz w bok i ujrzałam nieprzytomną Karumi obok, wciąż w kręgu. Udało się? - zastanawiałam się leżąc wciąż bez ruchu. Przymknęłam powieki i zatopiłam się w energii życiowej. W ten sposób wyśledziłam znajomą mi aurę Jirayi-sama i poinformowałam go, że mogą już przyjść. Z moich ust wydobyło się cierpiętnicze stęknięcie, kiedy z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej.
Do pomieszczenia pierwszy wpadł Sakumo. W ekspresowym tempie znalazł się przy nieprzytomnej Karumi i uklęknął obok niej, by chwilę później położyć sobie jej głowę na kolanach. Drugi wszedł Jiraya-sama, który pomógł mi wstać i Kakashi-san, który stanął w pobliżu młodszego brata.
- Nie wiem, czy się udało. - Oznajmiłam. - Muszę to sprawdzić.
Podeszłam do blondynki, kucnęłam obok niej i, mimo nietęgiej miny jej ukochanego, przytknęłam prawą dłoń do jej czoła. Moje spojrzenie stało się niewidzące, gdy zagłębiłam się w jej ciało. Kiedy dotarłam do miejsca, gdzie mogłam spojrzeć na przepływ mocy dziewczyny, odetchnęłam z ulgą.
- Jeszcze się nie przemieniła, ale jej pierwotna natura rozpoczęła walkę i wygrywa. - Poinformowałam zebranych. Mrugnęłam kilka razy wracając do rzeczywistości. - Zanieś ją do pokoi sypialnianych i połóż do łóżka. Potrzebuje teraz długiego snu, aby jej ciało i dusza mogły dokończyć zmianę. Gdy to już nastąpi, obudzi się umysł.
Klęczący łowca jęknął cicho, wyraźnie tamując łzy. To musiało być dla niego zbyt wiele - pomyślałam wstając. - Z całą pewnością słyszał krzyki Karumi podczas działania zaklęcia. Potem zaś zapadła cisza, prawdopodobnie kilkugodzinna, i nie miał pojęcia, co się z nią dzieje. Musiał szaleć z niepokoju. Westchnęłam cicho.
- Miłość to wspaniały dar i największa siła, a jednocześnie okropna klątwa i największa słabość. - Stwierdziłam.
Na chwiejnych nogach ruszyłam w stronę wyjścia.
- Gdzie idziesz? - Zaniepokoił się białowłosy.
- Do Naruto. Muszę sprawdzić, jak się czuje.
- Pamiętaj, żeby się nie przeciążać.
- Tak, pamiętam.
Chwilę później wkroczyłam do pokoju Uzumakiego. Blondyn spał głębokim snem oddychając równo. Przy nim zaś czuwała kapłanka, która od czasu do czasu zmieniała mu opatrunek na brzuchu. Usiadłam na poduszcze obok Hinaty-chan i spojrzałam na nią pytająco.
- Jest dobrze. - Rzekła posyłając mi delikatny uśmiech. - Tej nocy nie miał koszmarów, a opuchlizna wokół pieczęci już zeszła. Myślę, że niedługo się obudzi.
- Sprawdźmy. - Odparłam odpowiadając uśmiechem.
Tak samo, jak uczyniłam to z złotooką, przyłożyłam dłoń do czoła Naruto. Poruszył się niespokojnie pod moim dotykiem, podczas gdy ja zagłębiłam się w jego wnętrze. Za rurą, przez którą przepływała moc Uzumakiego, pojawiły się kraty. Kiedy zaś przyjrzałam się lepiej, mogłam dostrzec leżącą sylwetkę dziewięcioogoniastej bestii. Tak, jak się spodziewałam, wszystko było w porządku. Odjęłam rękę od chłopaka i otworzyłam oczy.
- Jest dobrze. - Powiedziałam cytując Hyuugę sprzed chwili.
- Cieszę się. - Odetchnęła cicho. - Właściwie, Sakura-san, mam pytanie. Wczoraj, gdy odprawiałaś rytuał z Naruto-kun, kogo przyzwałaś do pomocy?
- Jego rodziców. - Przeczesałam włosy palcami. - To byli ludzie, którzy wspólnymi siłami poskromili Kuramę. Bo choć Minato-sama był tylko człowiekiem, to posiadał niewiarygodnie silną i czystą duszę. Dlatego też dziewięcioogoniasty nie mógł go zabić, a Kushina mogła zapieczętować lisa. Uprzedzając twoje pytanie, uczyniła to dzięki specjalizacji swojej rodziny. Jej klan był w bliskich stosunkach z łowcami, w zamian za pomoc Ci nauczyli Kitsune sztuki pieczętowania. - Wyjaśniłam.
- Rozumiem. - Pokiwała powoli głową. - Um, Sakura-san, mam jeszcze jedno pytanie.
Dziewczyna opuściła swoje spojrzenie i zaczęła nerwowo bawić się palcami.
- Nie krępuj się, pytaj.
- Czy Ty... Czy Ty coś czujesz do Naruto-kun? - Spytała z każdym słowem coraz bardziej ściszając głos.
- Będąc absolutnie szczerą, to tak. Ale nie jest to miłość romantyczna. Raczej jak... - Zadumałam się na chwilę. - ... Jak do brata. Trochę nierozgarniętego i nadpobudliwego, ale także niezwykle szczerego i pomocnego brata.
- Och.
- Nie martw się. Twoje uczucia go dosięgną. Po prostu on potrzebuje więcej czasu, by je dostrzec.
Potem wstałam i przeklinając pod nosem zbliżający się trening udałam się do swojego pokoju.
~☆~
Kiedy przybył po mnie Sasuke, miałam ochotę uderzyć głową w skałę. W ciągu dwóch dni zużyłam tyle mocy i energii, jak jeszcze nigdy. Byłam zmęczona, niewyspana i marudna. Nie miałam najmniejszej ochoty ani na trening, ani na towarzystwo młodszego Uchihy. A najchętniej, to w ogóle nie wstawałabym z łóżka i została w nim do następnego dnia.
- Wstałaś lewą nogą? - Zapytał zaczepnie kruczowłosy.
Nie mam nawet siły, żeby się mu odgryźć - pomyślałam kwaśno. Mruknęłam tylko coś o trudach codziennego życia i razem z demonem przeniosłam się do piekła. Nie dane było mi jednak opuścić gabinet. Zostałam brutalnie pchnięta do ściany i przygwożdżona do niej. Z moich ust uciekł syk bólu.
- Co z moją kuzynką? - Warknął.
Zamrugałam zaskoczona, gdy zamiast napotkać spojrzenie czarnych tęczówek, zobaczyłam karmazynowe. Z czarną, trójramienną gwiazdą, której kończyny zginały się tworząc łuki.
- Zależy, o co konkretnie pytasz. - Burknęłam.
- Pytam o jej stan. - Zirytował się.
- Ma się dobrze. - Wzruszyłam ramionami. - Obecnie śpi, ale nic jej nie dolega.
- Nie przeprowadziłaś egzorcyzmu? - Zdziwił się, odruchowo puszczając moje ramiona i cofając o krok.
- Nie. Egzorcyzm nic by nie dał, bo to nie było opętanie. Sama Karumi stała się demonem.
Zmarszczył brwi.
- Więc ona wciąż jest...?
- Tego nie powiedziałam. Aktualnie toczy walkę sama ze sobą. To, kim się stanie, zależy od niej samej. - Założyłam ręce pod biustem. - A teraz, jeśli łaska, daj mi pójść na trening.
Wpatrywał się we mnie badawczo jeszcze kilka sekund, jakby próbował wybadać, czy jestem szczera. W końcu jednak wycofał się do biurka, a jego oczy odzyskały naturalny kolor. Nic się już nie odezwał. Po prostu usiadł na krześle i wziął się za papiery walające się po blacie. Uznałam więc, że mogę już iść. Wychodząc z pokoju minęłam się z Itachi'm. Ten nawet na mnie nie spojrzał.
Kilka minut później trafiłam na salę gimnastyczną. Od razu skierowałam się do mniejszej salki, gdzie odbywały się moje treningi z Pain'em. W środku zastałam rudowłosego i Kisame. O nie. Tylko nie to - jęknęłam w duchu. Niebieskoskóry popatrzał na mnie złowrogo.
- Rozgrzej się. Gdy skończysz, stoczysz sparing z Kisame. Będziesz używała tylko energii Czarnego Kruka.
I tak nie mogłabym użyć żadnej innej. Wyczerpałam zapasy mocy moich żywiołów - pomyślałam kwaśno.
- Dobrze. - Odpowiedziałam jednak, nie mając zamiaru się kłócić.
Po kilku ćwiczeniach fizycznych i psychicznych przystąpiłam do walki. Trwała ona dwie bite godziny. Kisame miał łatwiej, niż podczas naszej pierwszej potyczki - byliśmy w środowisku naturalnym demonów, co automatycznie zwiększało moc mojego przeciwnika i pozwalało na szybsze leczenie jego ran. Kiedy już udało mi się go pokonać, Nagato nie dał mi nawet chwili na odpoczynek. Dosłownie zasypał mnie nowymi ćwiczeniami, które łączyły w sobie zarówno wysiłek fizyczny, jak i psychiczny. Po całym treningu nie miałam już nawet siły, by ustać o własnych nogach. Pozwoliłam sobie opaść na panele i chwilę odpocząć.
- Już idę. Tylko złapię oddech. - Wymamrotałam słabo widząc uważne spojrzenie bossa Akatsuki.
Ten tylko wzruszył ramionami i wyszedł z pomieszczenia. Z trudem podniosłam się z ziemi i ledwo utrzymując równowagę poszłam w jego ślady. Nie miałam jednak szczęścia. Idąc korytarzem natknęłam się na Taka, jednak bez swojego lidera. Drogę zagrodziła mi Karin. W końcu nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała mi dowalić. Bonus na koniec dnia obowiązkowy - przeszło mi przez myśl. Spojrzałam na nią z wyraźnym znudzeniem.
- Czemu ty ciągle się tu pałętasz? - Spytała zirytowana.
- A tak sobie, dla zabawy. Nie mam nic lepszego do roboty. - Mój głos ociekał sarkazmem.
- To znajdź sobie inne zajęcie!
Popatrzałam na nią z lekkim niedowierzaniem.
- No tak, czego mogłam się spodziewać po dziwce o ilorazie inteligencji równemu amebie.
Obrzucilam ją pogardliwym spojrzeniem i zamierzałam wyminąć. Wtedy jednak pochwyciła mój łokieć i szarpnięciem zatrzymała w miejscu. Powoli obróciłam twarz w jej kierunku. Na tamten moment moje oczy stały się identyczne, jak te należące do istoty Yang zamieszkującej moje ciało.
- Puść, albo urżnę Ci głowę. - Wysyczałam jadowicie.
Zaskoczona tak ostrą reakcją z mojej strony wypuściła moją rękę i odskoczyła ode mnie z piskiem. Prychnęłam zirytowana, przywróciłam moje oczy do naturalnego wyglądu i ruszyłam dalej korytarzem. Pozostała dwójka nie sprawiła żadnych kłopotów.
~☆~
Kiedy Sasuke odstawił mnie do podnóży gór, czekał tam na mnie Kakashi-san. Dosiadał swojego siwka i trzymał wodze Zorzy. Rzuciłam im zaskoczone spojrzenie. Nie spodziewałam się ekskorty. Uchiha zmarszczył gniewnie brwi na widok łowcy. Najwyraźniej znali się nie od dziś.
Szybko przeszłam przez świętą granicę i wskoczyłam na grzbiet mojego wierzchowca. Z radością przyjęłam do świadomości fakt, iż nie będę musiała wspinać się do świątyni na piechotę. Poklepałam konia po szyi, na co ten zarzucił grzywą, równie zadowolony z mojej obecności, co ja z jego.
Widząc kruczowłosego wciąż tkwiącego w swoim miejscu przewróciłam oczami.
- Co z nią? - Spytałam.
- Dobrze, ale musimy się pospieszyć. Wybudza się.
Wtedy zrozumiałam, dlaczego Kakashi-san zjawił się wraz z naszymi wierzchowcami. Skinęłam głową.
- Zatem jedźmy.
Spojrzałam jeszcze przelotnie na demona, po czym od razu przeszłam do kłusu. Szybciej jechać się nie dało, biorąc pod uwagę fakt, jak strome i wąskie były ścieżki na szczyt. Wciąż jednak był to lepszy sposób na dotarcie do celu, niż samotna droga. Jakiś czas później znaleźliśmy się przed świątynią. Czekała tam na nas Hinata-chan.
- Wezmę wasze konie. - Powiedziała.
Oboje bez wachania oddaliśmy kapłance wodze i biegiem udaliśmy się do sypialni, w której spała blondynka. Sekundę po tym, jak wpadliśmy do środka, dziewczyna otworzyła oczy. Nie czarne, pozbawione białek. Rubinowe, lśniące i niesamowicie piękne, niczym kamienie szlachetne.
- Sakumo? - Szepnęła zdezorientowana, nim młodszy Hatake porwał ją w swoje ramiona i przycisnął do swojej piersi.
Popatrzałam na łowcę stojącego obok mnie, w tym samym momencie, co on spojrzał na mnie. Oboje odczuliśmy wyraźną ulgę. Dodatkowo na twarzy srebrnowłosego odmalowała się radość. W końcu, jaki starszy brat nie cieszyłby się ze szczęścia tego młodszego?
- Gratuluję wygranej. - Powiedziałam, gdy chwilę później para nieco się od siebie odsunęła.
- Co tak właściwie pokonałam? - Zapytała mnie dziewczyna spoglądając prosto w moje oczy.
- Swój własny mrok.
Zastanawiała się chwilę, po czym kiwnęła głową przyjmując taką odpowiedź.
- Dziękuję. Wiem, że kosztowało Cię to wiele wysiłku. - Na jej twarzy zamajaczył rozbawiony uśmieszek. - Wykradzenie czegoś takiego, jak pamiątka rodzinna, z pokoju mojego kuzyna i piekła nie mogło być łatwe.
Parsknęłam śmiechem.
- Trochę adrenaliny musi być. - Odparłam.
Coś czuję, że się dogadamy.