niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 11 "Przemiana"

 - Muszę zostać sama z Karumi. - Powiedziałam spoglądając na Sakumo.
 - Nie ma mowy. Nie zostawię jej. - Zaprotestował.
 - Po prostu mi zaufaj. - Uśmiechnęłam się do niego łagodnie. - Nie zrobię niczego, co by Ci się nie spodobało. Obiecuję. Poza tym, wiesz, nie po to się trudziłam, by wykraść demonom gryfie pióro, żeby teraz dać plamę.
 - Bracie, różni ludzie są dobrzy w różnych dziedzinach. My, Łowcy, jesteśmy dobrzy w polowaniu, nie w czarach. Zostawmy więc magię tej, która radzi sobie z nią najlepiej, czyli jedynej wiedźmie w naszym towarzystwie. - Kakashi-san objął bratersko Sakumo ramieniem i pociągnął w stronę wyjścia ze świątyni. - Będziemy w ogrodzie, Sakura-san. Daj nam znać, gdy będzie już po wszystkim.
 - Wystarczy Sakura. Zawołam, jak tylko skończę.
Jeszcze w progu młodszy z braci obejrzał się. Demonica przylgnęła do bariery najbliżej, jak tylko mogła i nie odrywając od łowcy swoich oczu narysowała w powietrzu serce. Poruszała przy tym ustami bezdźwięcznie wypowiadając "kocham Cię". Zacisnął usta w wąską linię. Walczył ze sobą, by nie wrócić z powrotem pod sam krąg. W końcu jednak, z drobną pomocą starszego brata, opuścił pomieszczenie.
Podeszłam bliżej do dziewczyny i schyliłam się, by węglem zacząć rysować nowe znaki na marmurze. W milczeniu przypatrywała się moim poczynaniom. Kiedy skończyłam odetchnęłam cicho i stanęłam tuż przed Uchihą. Przyjżałam się jej uważnie. Właściwie ani trochę nie przypominała kobietę ze swojego klanu. Nie była blada, a opalona na ładny, jasny brąz. Nie miała włosów o kruczoczarnym odcieniu, tylko miodowo-złote. Oczy odzwierciedlały barwę loków, które otaczały jej twarz i opadały z ramion na piersi. Była raczej drobnej postury, wręcz filigranowej.
 - Zaklęcie nie zadziała, jeśli sama rzeczywiście nie pragniesz zmiany. - Poinformowałam ją. - Dodatkowo będzie to bolesny zabieg niezależnie od tego, czy będziesz próbowała się zmienić czy nie.
 - Rozumiem.
Popatrzałam na nią lekko zaskoczona. Nie spodziewałam się, że się odezwie. Kiwnęłam powoli głową.
 - Będzie Ci łatwiej, jeśli się położysz. - Rzuciłam jeszcze, nim zasiadłam po turecku na ziemi.
Wahała się przez chwilę, ale w końcu usłuchała mojej wskazówki. Wyciągnęłam pióro z sakiewki i ujęłam je w obie dłonie. Zaczerpnęłam głębokiego oddechu, zamknęłam oczy i skupiłam się na przedmiocie trzymanym w rękach. Następnie wczułam się w przepływającą energię życiową. Podążając znikomym śladem dawnej energii Karumi dotarłam do silnego skupiska mocy. Jej demonicznej aury. Gdzieś na skraju świadomości dotarł do mnie jej zduszony okrzyk. A to dopiero początek - pomyślałam ponuro. Potem sięgnęłam w stronę tej energii, mrocznej i nieprzeniknionej. Pełnej bólu, cierpienia i innych negatywnych uczuć.

~☆~

Gdy otworzyłam oczy poczułam przeraźliwy ból tępo pulsujący z każdej części mojego ciała. Z jękiem obróciłam twarz w bok i ujrzałam nieprzytomną Karumi obok, wciąż w kręgu. Udało się? - zastanawiałam się leżąc wciąż bez ruchu. Przymknęłam powieki i zatopiłam się w energii życiowej. W ten sposób wyśledziłam znajomą mi aurę Jirayi-sama i poinformowałam go, że mogą już przyjść. Z moich ust wydobyło się cierpiętnicze stęknięcie, kiedy z trudem podniosłam się do pozycji siedzącej.
Do pomieszczenia pierwszy wpadł Sakumo. W ekspresowym tempie znalazł się przy nieprzytomnej Karumi i uklęknął obok niej, by chwilę później położyć sobie jej głowę na kolanach. Drugi wszedł Jiraya-sama, który pomógł mi wstać i Kakashi-san, który stanął w pobliżu młodszego brata.
 - Nie wiem, czy się udało. - Oznajmiłam. - Muszę to sprawdzić.
Podeszłam do blondynki, kucnęłam obok niej i, mimo nietęgiej miny jej ukochanego, przytknęłam prawą dłoń do jej czoła. Moje spojrzenie stało się niewidzące, gdy zagłębiłam się w jej ciało. Kiedy dotarłam do miejsca, gdzie mogłam spojrzeć na przepływ mocy dziewczyny, odetchnęłam z ulgą.
 - Jeszcze się nie przemieniła, ale jej pierwotna natura rozpoczęła walkę i wygrywa. - Poinformowałam zebranych. Mrugnęłam kilka razy wracając do rzeczywistości. - Zanieś ją do pokoi sypialnianych i połóż do łóżka. Potrzebuje teraz długiego snu, aby jej ciało i dusza mogły dokończyć zmianę. Gdy to już nastąpi, obudzi się umysł.
Klęczący łowca jęknął cicho, wyraźnie tamując łzy. To musiało być dla niego zbyt wiele - pomyślałam wstając. - Z całą pewnością słyszał krzyki Karumi podczas działania zaklęcia. Potem zaś zapadła cisza, prawdopodobnie kilkugodzinna, i nie miał pojęcia, co się z nią dzieje. Musiał szaleć z niepokoju. Westchnęłam cicho.
 - Miłość to wspaniały dar i największa siła, a jednocześnie okropna klątwa i największa słabość. - Stwierdziłam.
Na chwiejnych nogach ruszyłam w stronę wyjścia.
 - Gdzie idziesz? - Zaniepokoił się białowłosy.
 - Do Naruto. Muszę sprawdzić, jak się czuje.
 - Pamiętaj, żeby się nie przeciążać.
 - Tak, pamiętam.
Chwilę później wkroczyłam do pokoju Uzumakiego. Blondyn spał głębokim snem oddychając równo. Przy nim zaś czuwała kapłanka, która od czasu do czasu zmieniała mu opatrunek na brzuchu. Usiadłam na poduszcze obok Hinaty-chan i spojrzałam na nią pytająco.
 - Jest dobrze. - Rzekła posyłając mi delikatny uśmiech. - Tej nocy nie miał koszmarów, a opuchlizna wokół pieczęci już zeszła. Myślę, że niedługo się obudzi.
 - Sprawdźmy. - Odparłam odpowiadając uśmiechem.
Tak samo, jak uczyniłam to z złotooką, przyłożyłam dłoń do czoła Naruto. Poruszył się niespokojnie pod moim dotykiem, podczas gdy ja zagłębiłam się w jego wnętrze. Za rurą, przez którą przepływała moc Uzumakiego, pojawiły się kraty. Kiedy zaś przyjrzałam się lepiej, mogłam dostrzec leżącą sylwetkę dziewięcioogoniastej bestii. Tak, jak się spodziewałam, wszystko było w porządku. Odjęłam rękę od chłopaka i otworzyłam oczy.
 - Jest dobrze. - Powiedziałam cytując Hyuugę sprzed chwili.
 - Cieszę się. - Odetchnęła cicho. - Właściwie, Sakura-san, mam pytanie. Wczoraj, gdy odprawiałaś rytuał z Naruto-kun, kogo przyzwałaś do pomocy?
 - Jego rodziców. - Przeczesałam włosy palcami. - To byli ludzie, którzy wspólnymi siłami poskromili Kuramę. Bo choć Minato-sama był tylko człowiekiem, to posiadał niewiarygodnie silną i czystą duszę. Dlatego też dziewięcioogoniasty nie mógł go zabić, a Kushina mogła zapieczętować lisa. Uprzedzając twoje pytanie, uczyniła to dzięki specjalizacji swojej rodziny. Jej klan był w bliskich stosunkach z łowcami, w zamian za pomoc Ci nauczyli Kitsune sztuki pieczętowania. - Wyjaśniłam.
 - Rozumiem. - Pokiwała powoli głową. - Um, Sakura-san, mam jeszcze jedno pytanie.
Dziewczyna opuściła swoje spojrzenie i zaczęła nerwowo bawić się palcami.
 - Nie krępuj się, pytaj.
 - Czy Ty... Czy Ty coś czujesz do Naruto-kun? - Spytała z każdym słowem coraz bardziej ściszając głos.
 - Będąc absolutnie szczerą, to tak. Ale nie jest to miłość romantyczna. Raczej jak... - Zadumałam się na chwilę. - ... Jak do brata. Trochę nierozgarniętego i nadpobudliwego, ale także niezwykle szczerego i pomocnego brata.
 - Och.
 - Nie martw się. Twoje uczucia go dosięgną. Po prostu on potrzebuje więcej czasu, by je dostrzec.
Potem wstałam i przeklinając pod nosem zbliżający się trening udałam się do swojego pokoju.

~☆~

Kiedy przybył po mnie Sasuke, miałam ochotę uderzyć głową w skałę. W ciągu dwóch dni zużyłam tyle mocy i energii, jak jeszcze nigdy. Byłam zmęczona, niewyspana i marudna. Nie miałam najmniejszej ochoty ani na trening, ani na towarzystwo młodszego Uchihy. A najchętniej, to w ogóle nie wstawałabym z łóżka i została w nim do następnego dnia.
 - Wstałaś lewą nogą? - Zapytał zaczepnie kruczowłosy.
Nie mam nawet siły, żeby się mu odgryźć - pomyślałam kwaśno. Mruknęłam tylko coś o trudach codziennego życia i razem z demonem przeniosłam się do piekła. Nie dane było mi jednak opuścić gabinet. Zostałam brutalnie pchnięta do ściany i przygwożdżona do niej. Z moich ust uciekł syk bólu.
 - Co z moją kuzynką? - Warknął.
Zamrugałam zaskoczona, gdy zamiast napotkać spojrzenie czarnych tęczówek, zobaczyłam karmazynowe. Z czarną, trójramienną gwiazdą, której kończyny zginały się tworząc łuki.
 - Zależy, o co konkretnie pytasz. - Burknęłam.
 - Pytam o jej stan. - Zirytował się.
 - Ma się dobrze. - Wzruszyłam ramionami. - Obecnie śpi, ale nic jej nie dolega.
 - Nie przeprowadziłaś egzorcyzmu? - Zdziwił się, odruchowo puszczając moje ramiona i cofając o krok.
 - Nie. Egzorcyzm nic by nie dał, bo to nie było opętanie. Sama Karumi stała się demonem.
Zmarszczył brwi.
 - Więc ona wciąż jest...?
 - Tego nie powiedziałam. Aktualnie toczy walkę sama ze sobą. To, kim się stanie, zależy od niej samej. - Założyłam ręce pod biustem. - A teraz, jeśli łaska, daj mi pójść na trening.
Wpatrywał się we mnie badawczo jeszcze kilka sekund, jakby próbował wybadać, czy jestem szczera. W końcu jednak wycofał się do biurka, a jego oczy odzyskały naturalny kolor. Nic się już nie odezwał. Po prostu usiadł na krześle i wziął się za papiery walające się po blacie. Uznałam więc, że mogę już iść. Wychodząc z pokoju minęłam się z Itachi'm. Ten nawet na mnie nie spojrzał.
Kilka minut później trafiłam na salę gimnastyczną. Od razu skierowałam się do mniejszej salki, gdzie odbywały się moje treningi z Pain'em. W środku zastałam rudowłosego i Kisame. O nie. Tylko nie to - jęknęłam w duchu. Niebieskoskóry popatrzał na mnie złowrogo.
 - Rozgrzej się. Gdy skończysz, stoczysz sparing z Kisame. Będziesz używała tylko energii Czarnego Kruka.
I tak nie mogłabym użyć żadnej innej. Wyczerpałam zapasy mocy moich żywiołów - pomyślałam kwaśno.
 - Dobrze. - Odpowiedziałam jednak, nie mając zamiaru się kłócić.
Po kilku ćwiczeniach fizycznych i psychicznych przystąpiłam do walki. Trwała ona dwie bite godziny. Kisame miał łatwiej, niż podczas naszej pierwszej potyczki - byliśmy w środowisku naturalnym demonów, co automatycznie zwiększało moc mojego przeciwnika i pozwalało na szybsze leczenie jego ran. Kiedy już udało mi się go pokonać, Nagato nie dał mi nawet chwili na odpoczynek. Dosłownie zasypał mnie nowymi ćwiczeniami, które łączyły w sobie zarówno wysiłek fizyczny, jak i psychiczny. Po całym treningu nie miałam już nawet siły, by ustać o własnych nogach. Pozwoliłam sobie opaść na panele i chwilę odpocząć.
- Już idę. Tylko złapię oddech. - Wymamrotałam słabo widząc uważne spojrzenie bossa Akatsuki.
Ten tylko wzruszył ramionami i wyszedł z pomieszczenia. Z trudem podniosłam się z ziemi i ledwo utrzymując równowagę poszłam w jego ślady. Nie miałam jednak szczęścia. Idąc korytarzem natknęłam się na Taka, jednak bez swojego lidera. Drogę zagrodziła mi Karin. W końcu nie byłaby sobą, gdyby nie próbowała mi dowalić. Bonus na koniec dnia obowiązkowy - przeszło mi przez myśl. Spojrzałam na nią z wyraźnym znudzeniem.
 - Czemu ty ciągle się tu pałętasz? - Spytała zirytowana.
 - A tak sobie, dla zabawy. Nie mam nic lepszego do roboty. - Mój głos ociekał sarkazmem.
 - To znajdź sobie inne zajęcie!
Popatrzałam na nią z lekkim niedowierzaniem.
 - No tak, czego mogłam się spodziewać po dziwce o ilorazie inteligencji równemu amebie.
Obrzucilam ją pogardliwym spojrzeniem i zamierzałam wyminąć. Wtedy jednak pochwyciła mój łokieć i szarpnięciem zatrzymała w miejscu. Powoli obróciłam twarz w jej kierunku. Na tamten moment moje oczy stały się identyczne, jak te należące do istoty Yang zamieszkującej moje ciało.
 - Puść, albo urżnę Ci głowę. - Wysyczałam jadowicie.
Zaskoczona tak ostrą reakcją z mojej strony wypuściła moją rękę i odskoczyła ode mnie z piskiem. Prychnęłam zirytowana, przywróciłam moje oczy do naturalnego wyglądu i ruszyłam dalej korytarzem. Pozostała dwójka nie sprawiła żadnych kłopotów.

~☆~

Kiedy Sasuke odstawił mnie do podnóży gór, czekał tam na mnie Kakashi-san. Dosiadał swojego siwka i trzymał wodze Zorzy. Rzuciłam im zaskoczone spojrzenie. Nie spodziewałam się ekskorty. Uchiha zmarszczył gniewnie brwi na widok łowcy. Najwyraźniej znali się nie od dziś.
Szybko przeszłam przez świętą granicę i wskoczyłam na grzbiet mojego wierzchowca. Z radością przyjęłam do świadomości fakt, iż nie będę musiała wspinać się do świątyni na piechotę. Poklepałam konia po szyi, na co ten zarzucił grzywą, równie zadowolony z mojej obecności, co ja z jego.
Widząc kruczowłosego wciąż tkwiącego w swoim miejscu przewróciłam oczami.
 - Co z nią? - Spytałam.
 - Dobrze, ale musimy się pospieszyć. Wybudza się.
Wtedy zrozumiałam, dlaczego Kakashi-san zjawił się wraz z naszymi wierzchowcami. Skinęłam głową.
 - Zatem jedźmy.
Spojrzałam jeszcze przelotnie na demona, po czym od razu przeszłam do kłusu. Szybciej jechać się nie dało, biorąc pod uwagę fakt, jak strome i wąskie były ścieżki na szczyt. Wciąż jednak był to lepszy sposób na dotarcie do celu, niż samotna droga. Jakiś czas później znaleźliśmy się przed świątynią. Czekała tam na nas Hinata-chan.
- Wezmę wasze konie. - Powiedziała.
Oboje bez wachania oddaliśmy kapłance wodze i biegiem udaliśmy się do sypialni, w której spała blondynka. Sekundę po tym, jak wpadliśmy do środka, dziewczyna otworzyła oczy. Nie czarne, pozbawione białek. Rubinowe, lśniące i niesamowicie piękne, niczym kamienie szlachetne.
 - Sakumo? - Szepnęła zdezorientowana, nim młodszy Hatake porwał ją w swoje ramiona i przycisnął do swojej piersi.
Popatrzałam na łowcę stojącego obok mnie, w tym samym momencie, co on spojrzał na mnie. Oboje odczuliśmy wyraźną ulgę. Dodatkowo na twarzy srebrnowłosego odmalowała się radość. W końcu, jaki starszy brat nie cieszyłby się ze szczęścia tego młodszego?
 - Gratuluję wygranej. - Powiedziałam, gdy chwilę później para nieco się od siebie odsunęła.
 - Co tak właściwie pokonałam? - Zapytała mnie dziewczyna spoglądając prosto w moje oczy.
 - Swój własny mrok.
Zastanawiała się chwilę, po czym kiwnęła głową przyjmując taką odpowiedź.
 - Dziękuję. Wiem, że kosztowało Cię to wiele wysiłku. - Na jej twarzy zamajaczył rozbawiony uśmieszek. - Wykradzenie czegoś takiego, jak pamiątka rodzinna, z pokoju mojego kuzyna i piekła nie mogło być łatwe.
Parsknęłam śmiechem.
 - Trochę adrenaliny musi być. - Odparłam.
Coś czuję, że się dogadamy.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rozdział 10 "Kuzynka"

Gdy już narysowałam krąg na samym środku świątyni, Kakashi-san wprowadził do środka Karumi. Stojący w pobliżu Sakumo obserwował wszystko uważnie, co chwila nerwowo przygryzając wargę lub zaciskając dłonie w pięści. Kiedy mężczyzna zostawił demonicę samą, ta naturalnie usiłowała się uwolnić. Co prawda krąg był jeszcze niewystarczająco silny, by utrzymać ją w nim zbyt długo, dlatego też zdecydowałam się wzmocnić go moją mocą.
 - Uwolnienie ziemi: zaklęcie wiążące!
Z marmurowego podłoża wystrzeliły kamienne łańcuchy i spętały szarpiącą się dziewczynę.
 - Czy to ją boli? - Zapytał natychmiast młodszy z braci.
 - Oczywiście, że boli. - Prychnęłam. - Gdy przestanie próbować się uwolnić, łańcuchy przestaną się zaciskać. - Dodałam wzruszając ramionami.
 - Ale nie będzie trwałego efektu? - Dopytywał.
Westchnęłam głęboko, z trudem zachowując cierpliwość.
 - Nie, nie będzie. Kiedy już ją uwolnimy, rany zagoją się samoistnie. Czas regeneracji jest różny, gdyż zależy od siły demona. - Wyjaśniłam spokojnie.
 - Rozumiem. - Kiwnął tylko głową. - Czy możemy teraz zostać sami?
 - Jasne. - Wzruszyłam ramionami.
 - Jeśli pozwolisz, to chciałbym zamienić z tobą kilka słów. - Powiedział Kakashi-san, gdy opuściliśmy pomieszczenie.
 - Ze mną? - Zdziwiłam się.
 - Zgadza się. Jest pewna kwestia, którą chciałabym z tobą omówić. - Odparł uśmiechając się uprzejmie.
 - Och, cóż. - Zmarszczyłam brwi. - W takim razie zapraszam do ogrodu. Naruto i Jiraya-sama chwilowo opuścili świątynię, a Hinata-chan obecnie przygotowuje obiad, więc będziemy mogli tam spokojnie porozmawiać.
 - Idealnie.
Chwilę później siedzieliśmy wygodnie na ławce. Kakashi-san usiadł do mnie przodem i przyglądał mi się uważnie.
 - Widzisz, doszły nas plotki o różowłosej wiedźmie i czarnowłosym demonie. Ponoć czarownica skoczyła z klifu, a potem wyleciała z powrotem na krawędź z pomocą demona. Mogłabyś mi to może jakąś wyjaśnić?
Rozdziawiłam usta osłupiała.
 - A-ale gdzie to było? Jak daleko stąd?
 - Jakieś dwa tygodnie drogi stąd.
 - Och. - Uśmiechnęłam się zakłopotana. - To historia z tych dłuższych, także musi uzbroić się pan w cierpliwość.
Po wyjaśnieniu łowcy całej historii przyglądałam mu się nerwowo. Nie wiedziałam, jak zaraguje na wieść o moich powiązaniach z demonami. Wtedy jednak do ogrodu wkroczył Jiraya-sama. Z uśmiechem na twarzy przywitał się z srebrnowłosym, jak ze starym przyjacielem.
 - Chciałbym pogadać o starych czasach, jak zwykle to robimy przy naszych spotkaniach, ale tak się składa, że będziesz musiał wysłuchać kolejnej, długiej opowieści. - Białowłosy mrugnął do mnie łobuzersko. - Naruto i Hinata-chan są w kuchni, idź do nich. - Dodał, tym razem zwracając się do mnie.
 - Dobrze. - Skłoniłam się pospiesznie i ekspresowo zniknęłam obu panom z oczu.
Zanim jednak dotarłam do kuchni, zatrzymałam się na moment przy drzwiach, za którymi wcześniej zostawiłam Sakumo i Karumi. Ku mojemu zaskoczeniu, nie były zamknięte, a uchylone. Zajrzałam przez szparę do środka i dostrzegłam oboje siedzących naprzeciwko siebie, na ziemi i po turecku - demonica oczywiście w kręgu. Przykładali płasko dłonie do niewidzialnej bariery, która ich oddzielała i w ciszy spoglądali w swoje oczy. Nawet ze swojego miejsca mogłam z łatwością dostrzec w oczach dziewczyny, jaką toczy ze sobą walkę. Poczułam się, jak podglądacz, więc ruszyłam dalej, prosto do wcześniej wyznaczonego celu.
Do pomieszczenia weszłam spokojnym krokiem. Kapłankę i blondyna zastałam w dość ciekawej pozycji. Skrzywiony kitsune leżał na ziemi z dziewczyną leżącą na jego klatce piersiowej. Obok zauważyłam stłuczony dzbanek z porcelany otoczony parującą kałużą. Zasłoniłam usta dłonią, by zdusić w sobie śmiech.
 - To nie tak, jak myślisz! - Rzucił Naruto zrywając się z ziemi i ciągnąc za sobą Hyuugę.
 - A więc nie wpadłeś na Hinatę-chan, gdy ta niosła herbatę i nie wywróciłeś się razem z nią, by uchronić was od poparzenia wrzątkiem? - Spytałam z pobłażliwym uśmiechem, po czym kucnęłam obok zawstydzonej dziewczyny i pomagłam jej ze sprzątaniem.
 - Okay, to dokładnie tak, jak myślisz. - Zaśmiał się zgarniając ścierkę z blatu i wycierając rozlaną ciecz.
Pokręciłam głową z rozbawieniem. Zaraz jednak spoważniałam.
 - Naruto, jest pewna sprawa, o której chcę z tobą pomówić. - Usiadłam na jednym z krzeseł. - Jakiś czas temu Uchihowie pytali mnie, czy znam legendę "dziesięciu końców". Obawiam się, że chcą ją spełnić. Rozmawiałam już z Jirayą-sama na ten temat i mamy dla Ciebie pewną propozycję. - Popatrzałam na niego niepewnie. - Nie musisz się na to zgadzać. Wszyscy wiemy, że to bardzo niebezpieczne. - Dodałam pospiesznie.
Chłopak spokojnie zajął miejsce naprzeciwko i posłał mi uspokajający uśmiech.
 - Już wszystko wiem. Mistrz zdążył ze mną o tym porozmawiać. - Odparł. - Zgodziłem się.
 - Jesteś absolutnie pewny?
 - Tak. - Wyciągnął rękę i chwycił moją dłoń.
Kątem oka dostrzegłam, jak białooka natychmiast odwróciła wzrok. Westchnęłam głęboko. Proszę go o takie poświęcenie, nie mogę odtrącić jego ręki. Z drugiej strony nie chcę, żeby Hinata-chan na to patrzała i wyciągała pochopne wnioski. Delikatnie, lecz stanowczo, uwolniłam się z uścisku blondyna i odchyliłam na oparcie mebla.
 - W porządku. Zajmijmy się tym teraz.
 - Teraz? - Zmarszczył brwi. - Masz trening za kilka godzin.
 - Jak codziennie.
 - Mimo to, akurat dziś dodatkowo będziesz się narażać.
 - Nie mamy na to czasu. Domyślam się już, jak to wszystko się skończy. Jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą, musimy się spieszyć. W innym przypadku polegniemy, a z nami cały świat.

~☆~

Okazja nadarzyła się szybciej, niż myślałam. Gdy razem z Uchihą pojawiliśmy się w jego gabinecie, do środka wparował Itachi i zażądał, by ten z nim porozmawiał. Mi nakazał pozostać w środku, gdyż chciał ze mną o czymś pomówić. Wzruszyłam więc ramionami i oznajmiłam, że poczekam jedynie pięć minut. Gdybym zareagowała inaczej, mógłby coś podejrzewać. Kiedy wyszedł, natychmiast rozpoczęłam poszukiwania. Bo oni nie mogą trzymać pamiątek rodzinnych gdzieś w swoim otoczeniu, by przypominały im one o ich bliskich! - marudziłam w myślach. Nerwowo zerkając na zegarek zajrzałam do kolejnej szuflady. W końcu zrezygnowana wróciłam na swoje miejsce. Nie ma szans, żeby trzymał coś takiego w gabinecie - myślałam gorączkowo. - Pozostaje świątynia Uchiha i... sypialnie braci. Ale przecież nie właduję się do łóżka jednego z nich! Aż tak bardzo poświęcać się nie będę!
Nawet nie zauważyłam, że zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju z rękoma założonymi z tyłu, na plecach. Mniej więcej chwilę później do gabinetu wrócił Sasuke. Uniósł brwi widząc, jak "spacerowałam" po pomieszczeniu. Zauważyłam go dopiero chwilę później.
 - A tobie co?
 - Chormony. - Palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Zaraz jednak poczułam, jak na policzki wstępuje mi rumieniec. Mentalnie zaliczyłam facepalma. Brawo Sakura, świetne wytłumaczenie. - Nie to miałam na myśli. Nie ważne. Nie słuchaj mnie. Po prostu już chodźmy. - Mruknęłam zażenowana. Na jego twarzy odmalowało się rozbawienie. - Nie nabijaj się ze mnie! - Oburzyłam się. - Ostatnio mam trochę na głowie, czasami zdarza mi się powiedzieć coś głupiego.
 - Och, czyżby? Skończyły Ci się podpaski, a okres w pełni? - Zapytał kpiąco.
Na mojej twarzy wykwitł bezczelny uśmieszek.
 - Bardziej martwiłabym się na twoim miejscu. Jeszcze gumki Ci się nie skończyły, przy pieprzeniu tych wszystkich dziwek? A może masz zapas?
Zmrużył oczy, wyraźnie niezadowolony z mojej uwagi, jednak nie stracił rezonu.
 - Nie pieprzę się z każdą. Musi spełniać moje wymagania.
 - Och, muszą być niewiarygodnie wysokie, skoro posuwasz Karin. - Prychnęłam.
 - Karin czasami się przydaje i posiada, co trzeba.
 - Jest pod ręką, więc czemu by nie skorzystać, co?
 - Nie powiem, że nie. - Zbliżył się do mnie, a gdy chciałam się odsunąć, mocno chwycił mój nadgarstek i przycisnął do ściany. Następnie przyłożył obie dłonie do ściany po obu stronach mojej głowy, by uniemożliwić mi ucieczkę. - A tak właściwie, czemu interesują Cię moje sprawy łóżkowe? Chcesz skorzystać? - Zapytał uśmiechając się złośliwie.
 - No chyba, kurwa, nie. - Spróbowałam go odepchnąć, ale nic z tego. Był zbyt silny. - Wypuść mnie, albo nie odpowiem na twoje pytania. - Zagroziłam.
Zmierzył mnie uważnym spojrzeniem i dopiero wtedy się odsunął.
 - Wiem, że do waszej świątyni przybyło dwóch łowców. Z demonem.
 - Skąd to wiesz?
 - A kto wyśledził Ciebie?
 - No tak, ogary. Tak, to prawda. I co w związku z tym?
 - To moja kuzynka.
 - To też wiem. Do czego zmierzasz?
 - Chcę, żebyście nam ją oddali.
 - Nie mnie o tym decydować. - Założyłam ręce na piersi. - Należy do łowców. Oni zdecydują, co z nią zrobić.
Warknął zirytowany i chwycił mnie za ramię. Syknęłam z bólu, czując jego wpijające się w moją skórę palce.
 - Nie rozumiesz. Egzorcyzmy kapłanki, czy twoje, jej nie odmienią. Jest Uchiha. Takie zaklęcia przysporzą jej jedynie bólu i nic poza tym.
 - Oczywiście. Bo wy jesteście tacy wyjątkowi. - Wyrwałam ramię z jego uścisku. - Goń się, demonie. Nie mam z tobą o czym rozmawiać. A to, co łowcy zrobią z twoją kuzynką, nic mnie nie obchodzi.
Obróciłam się napięcie i ruszyłam do drzwi.
 - Będziesz tego żałować, Haruno.
 - Na pewno, Uchiha. Do tego czasu, nie mów do mnie więcej, niż to konieczne.
Z dumnie uniesioną głową wyszłam z pokoju i swoim zwyczajem trzasnęłam drzwiami. Nawet nie widząc wyrazu jego twarzy wiedziałam, że skrzywił się rozzłoszczony. Gdy wyszłam już na korytarz zrozumiałam, że mam jeszcze sporo czasu do treningu: Sasuke zabrał mnie wcześniej, gdyż doliczył czas na naszą "rozmowę". Wahałam się tylko przez chwilę. Następnie pewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
Zasada numer 1: jeśli wyglądasz, jakbyś wiedziała, co robisz, inni również w to uwierzą.
Minęłam parę demonów, te jednak nie zwróciły na mnie większej uwagi - większość zdążyła się już przyzwyczaić do mojego widoku. Miałam jednak to nieszczęście, by wpaść na Karin. Zmierzyła mnie wrogim spojrzeniem, odrzuciła włosy za siebie i zastąpiła mi drogę.
Zasada numer 2: dziwka dziwką pozostanie.
 - Czego się włuczysz, wiedźmo?
 - Idę na trening, ladacznico. Swoją drogą, twój "ukochany" ma dziś zespół napięcia przedmiesiączkowego. Może pójdziesz się nim zająć?
Odruchowo zerknęła w stronę, z której przyszłam, zaraz jednak skrzywiła się rozgniewana.
 - Nie będziesz mi mówić, co mam robić! - Syknęła.
Zaraz jednak podążyła dokładnie w kierunku gabinetu wyżej wymienionego pana. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, po czym ruszyłam dalej przed siebie. Ku mojemu zadowoleniu, więcej nikogo nie spotkałam i bez problemu dotarłam do skrzydła mieszkalnego. Wtedy jednak stanęłam przed dylematem. Sypialnia młodszego czy starszego z braci? W końcu jednak wybrałam tą pierwszą - Sasuke w pokoju nie było na pewno.
Mój wybór okazał się trafny - na półkach stało kilka ramek ze zdjęciami, na jednym z dolnych regałów dostrzegłam kilka wiekowych albumów, a na jednej z komód stała figurka ze szkła. Najwyraźniej Sasuke miał jakiś sentyment do swojej przeszłości. Skupiłam się jednak na moim zadaniu - trzeba było znaleźć coś, co należało do Karumi.
Zaczęłam od albumów. Często między kartki wkładało się różne przedmioty. Swoją drogą, Uchihowie mieli zaskakująco pokaźny zbiór zdjęć - w życiu nie posądziłabym ich o zabawę z aparatem. Szczególnie, że jest to przedmiot drogi i rzadki. Choć nie miałam czasu, rzuciłam też okiem na kilka z nich. Ostatecznie nie znalazłam nic należącego do demonicy. Co jakiś czas zerkając na zegarek dalej przeszukiwałam pokój.
W pewnym momencie, w jednej z komód, znalazłam drobną szkatułkę z wyrytym symbolem klanu. W środku odnalazłam długie pióro, z całą pewnością należące do gryfa. Zmarszczyłam brwi obracając przedmiot w palcach. Gdzieś już je widziałam - pomyślałam. Wtedy przypomniało mi się jedno ze zdjęć w albumie - to z dzieciństwa całej trójki. Dzieci uśmiechały się lekko do osoby stojącej za aparatem i z dumą prezentowały pióro. Najwyraźniej skradły je z gniazda drapieżnika podczas jego nieobecności.
 - Czas się zwijać. - Stwierdziłam chowając przedmiot do sakiewki przy pasie. Wtedy z przerażeniem usłyszałam kroki z korytarza. - Niech to szlag.
Czym prędzej zatarłam ślady mojej obecności i wskoczyłam do szafy. Nie było zbyt wygodnie, ale to, o czym w tamtej chwili myślałam, dotyczyło raczej rozpaczliwej nadzieji, iż Sasuke nie miał zamiaru się przebierać. Do pomieszczenia wkroczyły dwie osoby. Bracia Uchiha. Kłócili się chwilę o to, co mają zrobić w sprawie Karumi - atakować, czy jeszcze poczekać. Nie byli zdecydowani, gdyż problem leżał we mnie - na tamten czas byłam uczennicą Pain'a. Ostatecznie uznali, że omówią tą sprawę z szefem po moim treningu. Wtedy dotarło do mnie, że muszę się jakoś na niego dostać. Niestety, tylko Itachi wyszedł. Sasuke najwyraźniej nigdzie się nie wybierał. Na domiar złego chwilę później do jego sypialni wparowała Karin. Muszę się stąd wydostać, natychmiast! - przemknęło mi przez myśl.
 - Sasuke-kun, co powiesz na kąpiel? - Spytała przesłodzonym głosem.
 - Może być. - Odparł.
Zbawienie! - krzyczał mój umysł. Ich kroki ucichły ostrożnie wyjrzałam przez dziurkę do klucza. Gdy ich nie dostrzegłam, błyskawicznie wyskoczyłam z mojej kryjówki i zbiegłam z miejsca zbrodni. Na salę gimnastyczną wpadłam zziajana, na co rudowłosy uniósł pytająco brwi.
 - Zamyśliłam się idąc tu i skręciłam w zły korytarz, potem się zgubiłam i trochę pokręciłam, nim udało mi się dotrzeć do miejsca, które już znałam. Przepraszam. - Wydyszałam. Zaraz jednak się ogarnęłam. - Zaczynamy?
 - Tak. - Kiwnął głową przyjmując moje wyjaśnienia. - Ale przed tym zrobisz pięć okrążeń za spóźnienie.
Westchnęłam cierpiętniczo, zaraz jednak zabrałam się za wykonanie polecenia - wciąż pamiętałam, co boss Akatsuki powiedział mi przy pokazywaniu sali treningowej po raz pierwszy. Nie chciałam sobie u niego grabić bardziej, niż już miałam. Po rozgrzewce na salę przyszedł Hidan. Tego dnia miałam ćwiczyć razem z nim walkę bronią, którą wzmacniałam energią Yang. Pod koniec treningu przyszli obaj bracia.
 - Koniec na dziś. - Oznajmił Pain. Sapnęłam cicho i z ulgą oparłam się plecami o lustrzaną ścianę.
 - Co różowa, zmęczyłaś się? - Zapytał wrednie srebrnowłosy.
 - To patrzenie na twój krzywy ryj mnie tak zmęczyło, żeluś. - Odpyskowałam.
 - Ty, gówniaro, bo jak Ci kości przetrzepię, to się nie pozbierasz! - Warknął, z jego twarzy nie schodził jednak uśmiech.
 - Uuu, ja Cię, stare próchno mi grozi!
 - Lepiej nie podskakuj, bo zaliczysz glebę!
 - A Ty lepiej pilnuj własnego nosa, bo Ci go utrę!
 - Dosyć! - Podniósł głos wyraźnie zirytowany Nagato.
 - Przepraszamy. - Odpowiedzieliśmy niemal natychmiast, wcale jednak nie sprawialiśmy wrażenia skruszonych.
Rudy przejechał zrezygnowany dłonią po twarzy.
 - Wynocha. Nie chcę was widzieć. - Syknął. - A wy czego tu chcecie? - Tym razem zwrócił się do Uchihów.
Ja i Hidan wymieniliśmy łobuzerskie uśmiechy i chichocząc ewakuowaliśmy się z sali.

Rozdział 9 "Przesłuchanie"

 - Gdzieś Ty była?! - Krzyknął wściekły blondyn od samego progu.
 - Nie ma to jak ciepłe powitanie. - Mruknęłam, po czym dodałam już głośniej. - Na wycieczce krajoznawczej. Nie wolno mi?
Skrzyżował obie ręce na klatce piersiowej i zmrużył oczy.
 - Sakura... - Warknął.
Ups... Chyba naprawdę jest zły - pomyślałam.
 - W zasadzie, to dokładnie nie wiem. - Westchnęłam zrezygnowana wchodząc do świątyni. Uzumaki natychmiast mnie dogonił i szedł obok mnie, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia. - Obudziłam się cholera wie, jak daleko stąd, na małej polance w lesie.
 - Nikt nie mógł Cię stąd wynieść. Sama musiałaś tam pójść.
 - Poniekąd masz rację.
 - Wiesz, kto to zrobił?
 - Wiem. Ale nie mam ochoty na ponowną konfrontację. Wierz mi, nie jest miły.
 - O kim Ty mówisz? - Zirytował się. - Przecież poza naszą czwórką nikogo innego tu nie ma.
 - To skomplikowane. Gdzie Jiraya-sama?
 - W ogrodzie z Hinatą-chan.
 - Chodźmy tam. Wtedy wszystko dokładniej Ci wyjaśnię. Choć nie będziesz z tego powodu szczęśliwy.
Pół godziny pozostała trójka wpatrywała się we mnie w milczeniu. Nieco skrępowana natarczywymi spojrzeniami odwróciłam wzrok, będąc nagle niezwykle zainteresowaną drzewem wiśni obok mnie. Jednocześnie przygryzłam wargę ze zdenerwowania.
 - Możesz pokazać nam ten list? - Zapytał w końcu białowłosy.
Kiwnęłam twierdząco głową, pstryknęłam palcami i na mojej dłoni pojawiła się drewniana szkatułka. Podałam ją żywiołakowi wiatru i niespokojnie obserwowałam, jak odczytuje list. W końcu go odłożył i w zamyśleniu zaczął bawić się kosmykiem swoich włosów.
 - Co o tym myślisz, mistrzu? - Spytał go zniecierpliwiony Naruto.
 - Nic szczególnego. - Wzruszył ramionami. - Wiemy już, jak Sakura zniknęła ze świątyni. Tego głównie chcieliśmy się dowiedzieć. Pozostaje tylko pytanie, z kim przyjdzie nam walczyć? I ta część... - Wskazał jeden z wersów. - Tu Tsunade wyraźnie podkreśliła, że zawiążemy sojusz z demonami. Będę szczery: nie wiem, jak będzie wyglądała nasza współpraca i się jej obawiam. Z całą pewnością są silnymi wojownikami, ale również nieprzewidywalnymi i bezwzględnymi. Ta bitwa będzie pełna rozlewu krwi, niezależnie od tego, jak potężny będzie nasz przeciwnik.
 - I to jest: nic szczególnego? - Zapytał z rozbawieniem blondyn. - Ale masz rację. Przymierze z demonami... Nie mogę sobie tego wyobrazić.
 - Powinniśmy im o tym powiedzieć?
 - Nie sądzę. - Pokręcił głową Jiraya-sama. - Gdyby Tsunade chciała, sama by ich powiadomiła, albo nakazała Ci to zrobić, chociażby pisząc o tym w liście.
Skinęłam głową.
 - Rozumiem. - Zasłoniłam usta ręką, by stłumić ziewnięcie. - Wybaczcie, ale jestem padnięta. Pójdę się położyć. Muszę odpocząć, nim przybędzie po mnie Uchiha.
Niebieskooki wykrzywił wargi w wyrazie niezadowolenia.
 - Ta część opowieści też mi się nie podoba. - Burknął.
Puściłam jego uwagę mimo uszu i zgodnie z tym, co powiedziałam wcześniej, poszłam spać.

~☆~ 

Wybiła godzina dwudziesta trzecia trzydzieści, gdy stanęłam u podnóża gór. Sasuke już na mnie czekał. Rzucił rozbawione spojrzenie wyraźnie zirytowanemu blondynowi u mojego boku i wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń.
 - Nie podoba mi się to. - Powtórzył kolejny raz Uzumaki, nim opuściłam święte granice.
 - Tobie ostatnio nic się nie podoba. - Zauważyłam. - Nie martw się. Jutro będę z powrotem. Chyba.
 - Jakie znowu: chyba? - Oburzył się.
 - Och, nie spinaj się tak. Nic mi nie będzie. - Przewróciłam oczami i podałam rękę kruczowłosemu. - Do zobaczenia.
Odpowiedzi nie usłyszałam, bo już zdążyliśmy się przenieść. Tym razem wylądowaliśmy na głównym korytarzu. Popatrzałam z niezrozumieniem na młodszego Uchihę.
 - Musimy jeszcze iść po Itachi'ego.
 - A mogę tu poczekać?
 - Nie ma mowy. Jeszcze znowu mi się gdzieś zgubisz.
 - Ale tam jest od cholery demonów.
 - Jesteśmy w piekle, czego się spodziewałaś? - Chwycił mnie za ramię i dosłownie wepchnął na zatłoczoną salę. - Nie marudź i chodź już. Im szybciej będziemy mieli to z głowy, tym szybciej wrócisz do domu.
Westchnęłam w duchu przyznając mu rację. Ruszyłam za nim, gdy zaczął kierować się do jednego z wielu stolików. Idąc czułam na sobie wygłodniałe spojrzenia innych demonów i w myślach zaczęłam wyklinać swoją sytuację. Czułam się, jakbym przechodziła między wygłodzonymi psami w stroju z surowego mięsa. To się nazywa popularność - pomyślałam ironicznie.
 - O, różowa! - Zawołał Hidan, kiedy dotarliśmy do celu.
 - O, żeluś! - Nie mogłam powstrzymać złośliwego uśmiechu, gdy na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
 - Dobre, dobre. - Przyznał śmiejąc się cicho.
Moje spojrzenie powędrowało dalej.
 - Hej blondi, jak zwykle kobieco dziś wyglądasz. Miło znów Cię widzieć, Sasori-san. - Niebieskooki rzucił mi krzywe spojrzenie. Ja zaś reszcie skinęłam głową.
 - Pospiesz się Itachi, czas leci. - Pogonił brata Sasuke.
 - Pięć minut Cię nie zbawi. - Odpowiedział mu Itachi kładąc karty na stół. - Royal flush.
Deidara swoje oburzenie przekierował na bruneta, pozostali po prostu odłożyli karty na stół. Zwycięzca zgarnął całą pulę i podniósł się z krzesła zupełnie ignorując klnącego blondyna. We trójkę opuściliśmy pomieszczenie. W milczeniu, dość niekomfortowym dla mojej osoby, udaliśmy się prosto do piwnic. Jeszcze głębiej, do samej paszczy lwa - przeszło mi przez myśl. - W dodatku w towarzystwie niesamowicie rozmownych Uchihów. Oni jednak chyba tak mają...
 - To tu. - Powiedział w pewnym momencie młodszy z braci wskazując potężne, wykonane z kamienia drzwi. - Za pięć minut rozpocznie się pełnia.
Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Podeszłam bliżej i przyłożyłam obie dłonie do gładkiej powierzchni. Zamknęłam oczy i przeniknęłam do środka swoim umysłem. Zaraz jednak się wycofałam krzywiąc usta z niezadowoleniem.
 - Nie mam pojęcia, co tam trzymacie, ale to coś jest porządnie wkurwione. - Rzuciłam.
 - Też nie byłbym zachwycony, gdybym siedział tam tyle czasu. - Stwierdził Itachi opierając się o ścianę naprzeciwko wrót.
 - Jakieś... dwieście lat?
 - Więcej. Był tam już, gdy Tsunade zapieczętowała wyjście.
 - Dlaczego więc nie wyszedł wcześniej?
 - Bo wcześniej nie było ku temu odpowiedniej okazji.
Uniosłam brwi.
 - A teraz jest?
Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, na co przewróciłam oczami.
 - Już o nic nie pytam.
 - Właściwie chcieliśmy z tobą o czymś pomówić.
 - Droga wolna.
 - Słyszałaś o legendzie "dziesięciu końcach"?
 - Tak. - Kiwnęłam głową. - Istnieje dziesięć istot zdolnych zniszczyć ten świat. Od jedno do dziewięcio oraz dziesięcioogoniasty, który powstaje po złączeniu pozostałych. Z tym, że dziesięcioogoniasty jest w stanie stworzyć nowy i narzucić na niego swoje prawa. Wielu pragnęło go opanować, ale jak dotąd żadnemu się nie udało. By uchronić świat przed jego mocą wszystkie dziewięć istot rozrzucono po świecie, zapieczętowane w strażnikach, którzy potrafią korzystać po części z ich mocy.
 - Zgadza się. - Oboje powoli pokiwali głową. - Rzecz w tym, że aby uwolnić bestie, potrzebujemy wiedźmy.
 - Chcecie uwolnić ogoniaste bestie? Ha, dobre! Nawet wy nie dacie rady nad nimi zapanować!
 - Dlatego potrzebujemy Ciebie. Wyciągniesz je ze strażników i chwilowo zapieczętujesz w zwojach.
 - Absurd. Nie pomogę wam w czymś tak niebezpiecznym. - Pokręciłam głową. - Ja sama mogę zginąć przy pieczętowaniu, nie wspominając o tym, że bestia będzie próbowała dostać się do mojego ciała, gdy już udałoby mi się ją wydobyć ze strażnika.
 - Wrócimy do tej rozmowy później. - Wtrącił się starszy Uchiha. - Zaklęcie się ujawnia.
Spojrzałam na wrota, które zaczynały delikatnie lśnić. Na framudze po kolei ujawniały się kolejne symbole zaklęcia. Zacisnęłam usta w wąską linię i zmrużyłam oczy. Potem przyłożyłam obie dłonie do powierzchni kamiennych drzwi i wypowiedziałam odpowiednią inkantację w pradawnym języku wiedźm. Podłoże zatrzęsło się, po czym spod drzwi oraz szpary międy nimi buchnął pył. Skrzywiłam się niezadowolona czując drobne ziarenka piasku na wargach. Wtedy jednak wrota się otworzyły, a świątynia stała otworem.
 - I już? - Spytał z lekkim niedowierzaniem Sasuke.
 - I już. - Potaknęłam. - Wiesz, nie wszystkie zaklęcia są widowiskowe. - Dodałam przewracając oczami. - W tej pieczęci chodziło głównie o to, że zdjąć mogła ją tylko inna wiedźma. - Spojrzałam w stronę pogrążonego w mroku korytarza i wzdrygnęłam się czując złowrogą energię bijącą ze środka. - Ja dalej nie idę. Jeśli Tsunade-sama zastawiła jeszcze jakieś pułapki wewnątrz, to już nie mój problem. - Widząc, że żaden z braci nie zwraca na mnie uwagi, prychnęłam zirytowana. - Tak, jasne. Sama trafię do wyjścia, dzięki. - Burknęłam, wyminęłam ich i ruszyłam w drogę powrotną.

~☆~

Przez następne tygodnie trenowałam pod czujnym okiem Pain'a. Uchihowie już ani razu nie poruszali tematu legendy. Co więcej, oboje chodzili, jakby otępiali. Nie byli jednak kontrolowani - właściwie sprawiali wrażenie raczej nieco przytłoczonych zbyt dużą ilością zadań bądź informacji. Postanowiłam to zignorować - ostatecznie to nie była moja sprawa. Poza tym zaczęłam uczyć Hinatę-chan kilku zaklęć obronnych, które wykonać może każdy śmiertelnik - do tego wystarczała sama silna wola. Dodatkowym atutem był fakt, że granatowłosa była kapłanką - duchowa energia nie była jej obca. I, co było dla mnie największym zaskoczeniem, zaczynałam dogadywać się z Czarnym Krukiem - jak to powiedział, "nie spodziewałem się takiego zaangażowania z twojej strony w ćwiczenia w opanowaniu mojej mocy". W ten sposób minął równy miesiąc.

~☆~

Tego dnia byłam naprawdę wyczerpana - zeszłej nocy Pain nie bawił się w naukę. Zamiast tego zarządził sparing z Deidarą. Blondi była zachwycona. Ja już mniej, bo nie mogłam używać mojej magii - Nagato ją zablokował i oznajmił, że muszę radzić sobie z samą energią od istoty Yang w moim ciele. Wygrałam, ale korzystanie z tej siły znacznie mnie osłabiło i kosztowało mnie wiele wysiłku.
 - Jak się czujesz? - Zapytał Uzumaki wchodząc do mojego pokoju.
 - Dobrze. Tylko chce mi się spać.
 - Zanim zaśniesz, możemy porozmawiać?
 - Pewnie. - Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam o ścianę, by móc patrzeć mu prosto w oczy. - O co chodzi?
 - Czy Ty... - Zaczął powoli. - ... Czy Ty coś do mnie czujesz?
 - Wybacz Naruto, ale jesteś dla mnie tylko przyjacielem.
Milczał chwilę, w końcu jednak skinął głową i spojrzał prosto w moje oczy.
 - W porządku. - Kiwnął krótko głową. - Jeszcze się nie poddałem. - Dodał wstając. Uśmiechnął się czarująco. - Dobranoc.
Wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z moimi myślami.

~☆~

Wieczorem, jak już weszło mi to w nawyk, zeszłam razem z blondynem do podnóża gór. Zaraz za świętą granicą stał młodszy Uchiha. Nigdy tak naprawdę dokładnie mu się nie przyglądałam. Uważnym spojrzeniem obrzuciłam jego sylwetkę. Był podobnego wzrostu, jak Naruto. Kruczoczarne włosy podkreślały jego bladą cerę; dodatkowo w oczy rzucała się głęboka czerń jego tęczówek - nie sposób było dostrzec, gdzie zaczynają się źrenice. Rysy miał łagodniejsze od brata, prawdopodobnie bardziej wdał się w matkę, wciąż jednak były surowe - typowe dla mężczyzn z jego klanu. Poza tym z całą pewnością był wysportowany i przyciągał wiele spojrzeń - o czym przekonałam się między innymi w piekle. To, co jednak przyciągnęło moją uwagę, to jego aura. Była mroczniejsza, niż dotychczas - wcześniej była tak samo potężna, jednak emanowała raczej siłą, niż złem.
 - Nie zjadaj go tak wzrokiem. - Burknął zirytowany Uzumaki.
Kącik moich ust drgnął z rozbawieniem.
 - Przyjżyj się mu. Czujesz to?
 - Demoniczna aura, nic nowego. - Wzruszył ramionami.
Westchnęłam.
 - Cóż, może rzeczywiście tego nie czujesz. Nie ważne, widzimy się jutro.
 - Czekaj. - Chwycił mnie za nadgarstek i szarpnięciem przyciągnąl do siebie, by zamknąć mnie w swoich objęciach. - Uważaj na siebie, Sakura.
Nie ruszałam się przez chwilę zaskoczona, w końcu jednak odwzajemniłam gest, bo stanie nieruchomo stało się niezręczne. Potem wyplątałam się z jego uścisku i przeszłam przez barierę. Kiedy stanęłam obok Sasuke, na jego twarzy niespodziewanie pojawił się złośliwy uśmieszek. Złapał mnie w talii i przycisnął do swojego boku.
 - Oddam ją przed świtem... Może. - Powiedział mierząc Uzumakiego wyzywającym spojrzeniem.
Rozpłynęliśmy się w powietrzu i chwilę później wylądowaliśmy w gabinecie Uchihy.
 - Co to miało być? - Warknęłam rozzłoszczona wyrywając się kruczowłosemu. - Nie masz co robić, tylko prowokować ludzi?
 - Nie ludzi. Tak się składa, że on to w połowie Kitsune, a Ty jesteś wiedźmą. Nie należycie do tej kategorii. - Odparł bezczelnie i wyminął mnie, jak gdyby nigdy nic.
 - Zrób tak jeszcze raz...
 - To co? - Zapytał z kpiącym uśmieszkiem obracając się w moją stronę.
 - Nie lekceważ mnie, Uchiha. - Zmrużyłam oczy. - Bo doprowadzi Cię to do zguby.
Tym razem to ja go wyminęłam i wychodząc trzasnęłam drzwiami, wiedząc doskonale, że go to zirytuje.

~☆~

Kolejnego dnia, w południe - czyli krótko po tym, jak wstałam - do świątyni przybył gość. A raczej goście - i to dość ciekawi. Dwaj łowcy i demonica. Jiraya-sama przyjął ich w ogrodzie.
 - Kogo my tu mamy? - Spytał zaciekawiony łowca, ten starszy.
 - To Sakura Haruno, była uczennica Tsunade.
 - Ach, tak, słyszałem. Moje kondolencje. - Potem srebrnowłosy zwrócił się twarzą do mnie. - Miło mi poznać, jestem Kakashi Hatake. A to mój młodszy brat, Sakumo. A ta rzucająca się blond piękność, to Karumi Uchiha. Złapaliśmy ją kilka dni temu.
 - Więc dlaczego jeszcze jej nie zapieczętowaliście? - Zdziwił się Naruto. - Masz przecież zwój pieczętujący od Tsunade-sama, czyż nie, Kakashi-san?
 - Owszem. - Odpowiedział powoli łowca. - Rzecz w tym, że nie chcemy tego zrobić.
 - Dlaczego? - Zdumiał się blondyn jeszcze bardziej.
 - Bo chcą przywrócić jej człowieczeństwo, prawda?
 - Bez pudła, młoda damo. - Maska na jego twarzy poruszyła się, co pozwoliło mi przypuszczać, że się uśmiechnął. - Właściwie przybyliśmy do świątyni z nadzieją, że Hinata-chan podejmie się egzorcyzmowania Karumi.
 - To będzie wyjątkowo długi, bolesny i mozolny proces. - Powiedziałam zakładając ręce na piersi.
 - Zdecydowanie. - Mówił, wciąż nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia. - Pomożesz nam?
 - Bardzo mi na tym zależy. - Wtrącił się Sakumo spoglądając na mnie z nadzieją.
 - Tak, tak. Pomogę. - Westchnęłam. - Potrzebuję tylko czegoś z czasów, gdy była jeszcze tym, kim była przed śmiercią.
 - Nie mamy niczego takiego.
 - Domyśliłam się. - Mruknęłam. - Zajmę się tym.
 - Nie możesz. - Zaprotestował Naruto. - To zbyt niebezpieczne.
 - Poradzę sobie. - Przewróciłam oczami. - A do tego czasu upewnię się, że się stąd nie wydostanie, a wy będziecie mogli odpocząć po podróży.

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 8 "Przysługa"

Spoglądałam ostrożnie na demona przede mną.
- Chcesz, żebym poszła z tobą do piekła, bym otworzyła kryptę Uchihów? Przecież to nielogiczne. Ty, jako potomek i członek tego klanu, nie powinieneś mieć problemów z dostaniem się do środka.
- A jednak. Bramę chroni zaklęcie, które przełamać może jedynie wiedźma z darem panowania nad choć jedym żywiołem.
- Jakim cudem krypta ma pieczęć?
- Takim, że kiedyś brama była na ziemi, a nie w piekle. Została zapieczętowana, swoją drogą przez twoją zmarłą mentorkę, zaraz po masakrze mojego klanu.
- Ach tak, krwawa rzeźnia Uchihów, opowiadała mi o tym. - Westchnęłam głęboko. - Zrobię to, jak rozwiążę problem zablokowanego przepływu mocy.
- Zajmiemy się tym. Ale to już na miejscu.
- Zdejmiesz mi blokady? Od tak?
- Uznaj to za gratis.
Wyciągnął w moim kierunku  swoją rękę, a ja nieufnie podałam mu moją dłoń. Chwilę później staliśmy już w przestronnym gabinecie, gdzie królowała czerń i czerwień. Co za niespodzianka - przeszło mi przez myśl. Kruczowłosy wskazał mi fotel, więc grzecznie zajęłam miejsce i obserwowałam poczynania demona. Poszperał trochę w księgach, narysował węglem pentagram, ustawił pięć świec na każdym czubku ramion gwiazdy i na koniec pstryknął palcami. Na jego skórze zatańczyły iskry, a chwilę później knoty zajęły się ogniem.
- Wejdź do środka.
- Czemu mam wrażenie, że to nie skończy się dobrze?
Przewrócił oczami.
- Nie mam celu w robieniu Ci krzywdy, a przynajmniej nie teraz. Odblokowanie twojej magii jest mi raczej na rękę. Nie musisz obawiać się ataku.
Kto powiedział, że z twojej strony?
Wstałam i przeszłam przez pomieszczenie, by dotrzeć do samego środka kręgu. Nagle coś przykuło moją uwagę. Sygnet na prawym kciuku młodszego Uchihy. Zmarszczyłam brwi. Dlaczego on go ma? - obijało mi się po głowie. Nagle podniósł wzrok znad księgi trzymanej w dłoniach, po czym podążył za moim spojrzeniem.
- Szefowi tak szybko znudziła się nowa zabawka? - Zapytałam z lekkim niedowierzaniem.
- Skąd. - Przez twarz karookiego przemknął rozbawiony uśmiech. - To On okazał się wybredny. Będziesz miała okazję go poznać.
- Ale zaszczyt mnie kopnął. W samą twarz. - Mruknęłam.
Tego jednak już nie usłyszał. Albo udał, że nie słyszał. W każdym razie chwilę później wypowiedział jakąś inkantację w pradawnej mowie demonów i obraz przed moimi oczami się rozpłynął. Tym razem stałam po środku niewielkiej sali, przede mną zaś widziałam przezroczystą rurę, przez którą przebiegać powinna moja energia. Jasnozielona poświata sięgała jednak ledwie połowy blokowana przez paskudną, czarną blokadę, przypominającą zdeformowanego pająka.
- Ohyda. - Skomentowałam zniesmaczona.
- Rzeczywiście, estetycznie nie powala.
Obróciłam się nerwowo i ujrzałam młodo wyglądającego mężczyznę w szacie kosiarza. Miał długie, smoliste włosy i tego samego koloru oczy. Do tego pociągłą, trupiobladą twarz i kościste palce. Resztę ciała okrywał ciemny materiał, zza którego ledwie wystawały bose stopy istoty. Poza tym w oczy rzucała się masywna, stalowa kosa.
- Niech zgadnę. Pierwszy szaman panujący nad elektrycznością, zmarły - o ironio! - przez uderzenie pioruna, który po śmierci stał się Mrocznym Kosiarzem.
- Zgadza się. - Przyglądał mi się przez chwilę badawczo. - To Ty wydobyłaś mnie z pradawnej groty, czyż nie?
- Owszem.
- Dlaczego nie próbowałaś zagarnąć mocy dla siebie?
- Wielka moc oznacza wielką odpowiedzialność. Wystarcza mi ta, którą już mam. - Ponownie spojrzałam na blokadę. - Da się coś z tym zrobić?
- Z pewnością. Trzeba tylko zrobić to z głową. - Odparł podchodząc bliżej. - Bije od tego dawna, pierwotna moc Yang. - Popatrzał na mnie uważnie. - Nosisz ciężkie brzemię, ludzkie dziewczę.
- Zdążyłam się już o tym przekonać. - Westchnęłam.
Nie odpowiedział. Wyciągnął przed siebie swoją dłoń i przycisnął ją do rury. Kształt wewnątrz niej zakotłował się i zabulgotał. Pająk, bo jak się okazało blokaga rzeczywiście miała taką postać, dosłownie wypaliła się i zniknęła. Aż zakręciło mi się w głowie, gdy moja magia uderzyła mi do głowy.
- Dziękuję. - Powiedziałam krzywiąc się nieznacznie.
- Nie ma za co. W gruńcie rzeczy nie było to nic trudnego, gdyż blokada była słaba. - Zmróżył oczy. - Za słaba.
- Nie rozumiem.
- Och, cóż. Po prostu myślę, że została stworzona w ramach próby, chęci przetestowania twoich sił, bez możliwości korzystania z magii. - Wzruszył ramionami.
- Zdałam na medal. - Zaironizowałam.
- Wolałaś skoczyć, niż dać pojmać się żywcem. Jak dla mnie to już połowa zwycięstwa. - Uśmiechnął się lekko. - Po prostu następnym razem nie daj się przyprzeć do muru.
Popatrzałam na niego zaskoczona.
- Eh... Dziękuję. - Rzuciłam nieco skrępowana. Aura autorytetu bijąca od postaci działała na mnie onieśmielajaco.
- Mam nadzieję, że będziemy mieli jeszcze okazję porozmawiać.
- Ja również.
Mroczny Żniwiarz posłał mi jeszcze jeden uśmiech i rozmył się na moich oczach. Chwilę później w jego ślady poszła również sala, a ja otworzyłam oczy, by ujrzeć przed sobą młodszego Uchihę i jego gabinet.
- Załatwione?
Bez słowa wyszłam z kręgu i sięgnęłam po moją moc. Energia ponownie swobodnie przepływała przez moje ciało, co potwierdzało delikatne mrowienie w opuszkach palców. Odetchnęłam głęboko i wyciągnęłam rękę do ususzonego bukietu na komodzie. Rośliny odżyły; płatki zabarwiły się szkarłatem, liście odzyskały ciemnozielony odcień, a pokój wypełnił delikatny zapach róż.
- Wszystko na swoim miejscu. - Odezwałam się w końcu.
Brunet skinął zadowolony głową.
- Zanim będziemy mogli zejść na niższe piętro podziemi, mamy trochę czasu.
- Zaklęcie jest widoczne tylko o północy? Jakie to oczywiste. Tsunade-sama zawsze miała słabość do tradycji. - Zaśmiałam się cicho. - Skoro tak, to mam prośbę.
Zaciekawiony demon uniósł pytająco brwi.
- Jaką?
- Mógłbyś zaprowadzić mnie do Paina?
- Już wiesz, jak wykorzystasz przysługę?
- Tak. - Przez moją twarz przemknął cień, ciało spieło się na krótki moment. - Powiedzmy, że ta noc dała mi trochę do myślenia.
Wzruszył ramionami akceptując takie wytłumaczenie. Odłożył księgę na biurko i podszedł do drzwi. Zanim jednak sięgnął do klamki obejrzał się na mnie przez ramię.
- Nie oddalaj się ode mnie. Gdybyś się zgubiła minęłoby trochę czasu, nim bym Cię znalazł, a demony nie próżnują, jak Ci się wydaje.
Skinęłam tylko głową i wyszłam za kruczowłosym na korytarz. Od razu uderzyła we mnie siła mrocznej energii, którą wydzielało otoczenie. Aż zakręciło mi się w głowie i musiałam przystanąć. Uchiha rzucił mi badawcze spojrzenie, więc szybko się pozbierałam i ruszyłam dalej.
Kiedy tak szliśmy mijały nas inne demony. Obrzucały mnie wygłodniałymi spojrzeniami przez co po moim ciele co chwilę przebiegały dreszcze. Spaceruję sobie po piekle. Cudownie - skomentowałam w myślach.
- Potrzymać Cię za rękę? - Spytał kpiąco mój przewodnik.
- A nie szkoda Ci twojej reputacji zimnego i obojętnego drania? Wiesz, ktoś by mógł pomyśleć, że tak naprawdę jesteś tchórzem.
Rzucił mi tak ostre spojrzenie, że aż w środku poczułam znajomy skórcz żołądka.
- Przeginasz, Haruno. - Syknął ostrzegawczo.
Odwróciłam wzrok udając, że zafascynowały mnie obrazy wiszące na ścianach. Każdy z nich przedstawiał inną wizję piekła. I każdy, co do jednego, jest makabryczny.
Niespodziewanie przed oczami przemknęła mi burza czerwonych włosów. Popatrzałam zaskoczona w bok. Na szyi Sasuke uwiesiła się okularnica. Na jej widok mnie zemdliło - bo choć ciało miała ładne, to rasowa dziwka spaliłaby się ze wstydu, gdyby ubrała to, co miała na sobie czerwonowłosa.
- Sasuke-kun, tak bardzo za Tobą tęskniłam! - Zapiszczała.
- Zjeżdżaj stąd, Karin. Nie mam dla Ciebie czasu. - Mówił obiekt jej westchnień krzywiąc się paskudnie.
- Ależ Sasuke-kun, znudziłam Ci się? - Naparła na niego biustem.
A więc piekło, to tak naprawdę burdel? - pomyślałam kwaśno. - Och, cóż. Miejmy nadzieję, że gabinet Paina nie jest daleko. Nie zwlekając wyminęłam parkę i podażyłam korytarzem na przód.
Szłam już od jakiś dziesięciu minut, gdy usłyszałam kroki z odnogi, której wcześniej nie zauważyłam. Pamiętając słowa młodszego Uchihy chwyciłam pierwszą lepszą klamkę i, gdy uległa pod moim naporem, szybko przekroczyłam próg.
Gdzieś na końcu pomieszczenia paliła się świeczka dająca nikłą poświatę. Poza tym cały pokój zapełniony był metalowymi wieszakami, jak w szatniach, a na każdym z nich wisiała jakaś kukiełka. Zaciekawiona stanęłam obok jednej z nich. Wtedy zauważyłam biurko, przy którym siedział czerwonowłosy chłopak pochylając się nad drewnianą ręką.
- Um, przepraszam?
Chłopak nie zwrócił na mnie uwagi. Niepewnie podeszłam bliżej. Ze skupieniem mrużył oczy, kiedy łączył dłoń z nadgarstkiem. Przez chwilę nie mogłam oderwać wzroku od jego zręcznych palców. Oprzytomniałam dopiero po chwili, gdy rozpoznałam siedzącą postać.
- Sasori-san? - Ponowiłam próbę przyciągnięcia jego uwagi.
Zaskoczony wyprostował się i odwrócił w moim kierunku. Miał na sobie koszulkę bez rękawów w odcieniu gorzkiej czekolady, czarne spodnie i rękawiczki do pracy. Włosy były w nieładzie, jakby dopiero wstał, ale to tylko dodawało mu uroku.
- Sakura-san? Co Ty tu robisz?
- Wystarczy Sakura. - Poprawiłam go odruchowo. - Zmierzałam do waszego szefa, ale mój przewodnik zgubił się po drodze, a ja nie mogłam odnaleźć gabinetu. - Posłałam mu zakłopotany uśmiech.
- W takim razie pozwól, że ja Cię zaprowadzę. - Odwzajemnił uśmiech i wstał ze swojego miejsca.
- Będę wdzięczna. I dziękuję.
- Żaden kłopot.
We dwoje opuściliśmy pokój. Po drodze lalkarz prowadził ze mną żywą konwersację, odpowiadał na moje pytania i pokazywał ciekawe obrazy po drodze. Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu.
- To tu. - Powiedział wskazując mi podwójne, dębowe wrota.
- Widać. - Stwierdziłam z rozbawieniem.
- Rzucają się w oczy. - Przyznał. - Cieszę się, że miałem okazję znów Cię spotkać.
- Ja również. Jeszcze raz dziękuję i żegnaj.
- Wolę określenie " do zobaczenia ".
Zaśmiałam się cicho.
- W porządku. Do zobaczenia.
Posłał mi jeszcze jeden uśmiech i oddalił się szybko jednym z wielu korytarzy. Odwróciłam się przodem do drzwi i zapukałam. Nikt mi nie odpowiedział, więc uchyliłam je i zajrzałam do środka. Pain zirytowany spoglądał na równie niezadowolonego z sytuacji młodszego Uchihy. Wtedy już bez oporów, jawnie wkroczyłam do gabinetu.
- Trochę pobłądziłam, ale już jestem. - Oznajmiłam podchodząc bliżej.
Kruczowłosy obrócił się w moim kierunku z mordem w oczach.
- Mówiłem Ci, że masz się ode mnie nie oddalać! - Syknął.
- Miziałeś się z tą swoją kurtyzaną, więc stwierdziłam, że sama sobie poradzę. - Wzruszyłam ramionami. - Co prawda nieco się zgubiłam, ale Sasori-san mnie zaprowadził.
- Mniejsza. - Machnął ręką rudy. - Sasuke, wyjdź. Mam do omówienia sprawę z wiedźmą.
Kruczowłosy skinął jedynie głową i wyszedł. Nagato wskazał mi fotel naprzeciwko biurka i oparł brodę na splecionych dłoniach.
- Zatem co mogę dla Ciebie zrobić?
- No więc sprawa wygląda tak...
Przez następne pół godziny tłumaczyłam na czym polegała moja prośba i dodatkowo wyjaśniłam, skąd mam w sobie Czarnego Kruka oraz skrótowo opisałam wydarzenia z poranka tego dnia. Gdy w końcu skończyłam odetchnęłam z ulgą. Cieszyłam się, że miałam to już za sobą, gdyż samo wspomnienie rozwścieczonego tłumu i zablokowanej magii wywoływało u mnie dreszcze. Ludzie niekiedy potrafią być okrutniejsi od demonów - przeszło mi przez myśl.
 - Więc wtedy, w jaskini, naruszyłaś pieczęć, prawda?
 - Zgadza się.
 - Dlaczego nie powiedziałaś od razu?
 - Chciałam odpocząć od całej tej sytuacji. - Wzruszyłam ramionami. - Ale przygoda z rana szybko uświadomiła mnie, że w najbliższym czasie nie będzie czasu na odpoczynek.
Skinął powoli głową analizując moje słowa. Chwilę się nie odzywał, po czym wstał i ruszył do wyjścia.
 - Chodź ze mną. - Polecił.
Posłusznie wstałam i razem z nim opuściłam gabinet. Wkrótce dotarliśmy na salę treningową. Jednak nie zatrzymaliśmy się, co przyjęłam z ogromną ulgą, bowiem roiło się na niej od demonów. Doszliśmy do jednych z wielu bocznych drzwi i wkroczyliśmy do mniejszego pomieszczenia.
 - W tej sali będziemy odbywać treningi. Zanim jednak do tego przejdziemy, powiem Ci coś z własnego doświadczenia: lepiej dogadać się z tym, co w tobie siedzi, niż z nim walczyć.
 - A jeśli on nie chce się dogadać?
 - To musisz zrobić coś, co sprawi, że będzie chciał.
Skrzywiłam się. Czarno to widzę.
 - Pomyślę nad tym. - Powiedziałam tylko.
Skinął głową.
 - Co do samego treningu: nauczę Cię, jak możesz posługiwać się energią Czarnego Kruka i jak ją od niego wydobywać. Bo na moment obecny nie sądzę, by oddał Ci ją dobrowolnie. Dodatkowo przyda Ci się wiedza, jak nie dopuścić go do swojego umysłu - bo to właśnie dzięki temu był w stanie przejąć kontrolę nad twoim ciałem. Będziesz tu przychodziła codziennie wieczorem. I musisz coś wiedzieć: nie potrafię ścierpieć niekompetencji. - W tym momencie miałam wrażenie, że przewierci mnie swoim spojrzeniem na wylot.
 - Zrozumiałam.
 - Świetnie. Dziś, ze względu na twoją umowę z Sasuke, trening się nie odbędzie. Nałożę jednak blokadę na twój umysł tak, aby Czarny Kruk nie opanował Cię ponownie i zdejmę ją, gdy sama już opanujesz tą sztukę. A teraz, zdaje się, możesz wrócić do świątyni. Do północy zostało Ci dokładnie pół dnia.
Kiwnęłam głową.
 - Dziękuję.
 - Jeszcze jedno. - Pstryknął palcami i chwilę później w jego dłoni zmaterializowała się złota bransoletka z jedną większą częścią, na której widniała podobizna lwa. - Dzięki temu będziesz mogła dostać się do Piekła i nikt Cię nie ruszy.
 - To jest herb, czyż nie?
 - Zgadza się.
 - Cóż... Odzwierciedla twoją osobowość, Pain-san.
Uniósł brwi słysząc formę grzecznościową, ale tego nie skomentował. No wiecie, po akcji z Czarnym Krukiem przypomniałam sobie, że demony również nie są łagodnymi istotami. Przyjęłam biżuterię i zapięłam ją na nadgarstku. Kiedy zaś uniosłam głowę nie byłam już w piekle, a u stóp wschodnich gór. Westchnęłam głęboko. A teraz czeka mnie wspinaczka i gęste tłumaczenie się przed moim obrońcą i opiekunem - pomyślałam kwaśno robiąc pierwszy krok w stronę ścieżki.

***


Sygnet Mrocznego Żniwiarza


Bransoletka z herbem Paina