Madara
odwrócił się w moją stronę i zamarł. Nie wiedział, co się
stało. W jednym momencie leżałam na ziemi, niezdolna do ruchu,
nieporadnie walcząca z mrokiem, który we mnie zasiał. W drugim
stałam pewnie na ziemi z pierwotną mocą kłębiącą się wewnątrz
mnie.
- Nigdy się tobie nie poddam. I ten świat też nie. - Wysyczałam.
Nagle dziesięcioogoniasty zaryczał przeraźliwie i bez zezwolenia Uchihy rzucił się w moją stronę. Stanęłam bokiem, tak bym jednocześnie widziała bestię i założyciela klanu, po czym wyciągnęłam lewą rękę przed siebie. W ułamku sekundy utworzyłam barierę w kształcie kuli przepołowionej na pół. Potwór odbił się od niej z hukiem, który echem poniósł się po okolicznych ziemiach. Zaszurałam nogami o podłoże, gdy siła odepchnięcia odsunęła również mnie. Wiedziałam, że mimo pomocy ze strony Trzech Niematerialnych, nie poradzę sobie sama. Wtedy przypomniało mi się coś, co dawno temu mówiła mi Tsunade-sama.
"Miłość jest czynnikiem wyzwalającym. Budzi uczucia i emocje. A towarzyszą jej najczęściej dwa pierwsze, które się przebudziły: wiara i nadzieja."
Zwróciłam swoje spojrzenie na wszystkie istoty walczące o ten świat. Dwie sylwetki wyróżniały się na ich tle, jakby tylko czekały, aż wywołam ich imiona. Pierwotne miana odziedziczone po Wielkich.
- Czym Ty jesteś? - Wyszeptał Madara ponownie zwracając moją uwagę.
Popatrzałam na niego kątem oka.
- Buntem przeciwko twojej tyranii. - Warknęłam. - Ja, Ai, wzywam Cię, Kibō, abyś razem ze mną stanął w obronie tej ziemi. - Naruto wzdrygnął się nieznacznie, gdy jego aura Kyuubiego się zdezaktywowała. Otoczyła go złota aura, jego oczy stały się takie, jak moje, zaś na twarzy pojawiły się jarzące, oślepiająco złote linie. - I Ciebie, Shinkō, również przyzywam, byśmy razem stawili czoła złu, które nam zagraża. - Sasuke zastygł w bezruchu. Jego demoniczna forma wyparowała. Oczy, tak samo jak moje i blondyna, zmieniły swój wygląd, a na policzkach i czole ujawniły się lśniące, szlachetnie atramentowe linie. - Razem przeciwstawmy się płytkim, pustym i nierzeczywistym mrzonkom o świecie idealnym, gdyż jest to pójście na łatwiznę. - Popatrzałam prosto w oczy Nagato. - Trzeba walczyć o to, co się ma i próbować zmieniać ten świat tak, aby cierpienia było na nim jak najmniej. - Dodałam ciszej.
Naruto i Sasuke ruszyli w moją stronę.
- Pierdolenie! - Krzyknął rozwścieczony Madara, który najwyraźniej otrząsnął się z szoku. - Ten świat jest zgniły do szpiku kości! Nie ma już czego ratować!
- Skąd możesz to wiedzieć, skoro do niedawna gniłeś w świątyni swojego klanu? - Odgryzł się młodszy z braci Uchiha stając obok mnie.
- Może kiedyś tak było, ale teraz już nie. - Dorzucił się Kitsune zajmując miejsce po mojej drugiej stronie. - I nie tobie oceniać, czy ten świat jest spisany na straty.
- Ponieważ tak długo... - Zaczęłam.
- ... jak istnieje na nim wiara... - Dołączył Sasuke.
- ... nadzieja... - Mówił Uzumaki.
- ... i miłość, tak długo nie masz prawa ingerować w boskie osądy. - Dokończyłam.
Jednocześnie odwróciliśmy się do niego plecami i w zastraszającym tempie ruszyliśmy prosto na dziesięcioogoniastego. Zaryczał ponownie, aż ziemia się zatrzęsła, i ruszył przed siebie. Pędziliśmy na siebie, podczas gdy reszta zastygła w niemym wyczekiwaniu. Chłopcy odczepili się ode mnie biegnąc na bestię z boków. Wyskoczyłam w górę. Wiatr szarpał moimi włosami na lewo i prawo, ciśnienie niemal rozsadzało mi czaszkę, a wszystko działo się niesamowicie szybko.
Byłam już ledwie dwadzieścia metrów przed paszczą potwora. Ten otworzył szczęki. W jego gardle tworzyła się kula mocy. Zrezygnowałam z ataku i po prostu pozwoliłam sobie opaść prosto w nią. Wleciałam w energię w czystej postaci. Czułam się tak, jakby ta moc miała mnie rozsadzić od środka. A potem... Wchłonęłam ją. Sprawiłam, że stała się częścią mnie. Wtedy też coś zaczęło się dziać. Potwór zaskowyczał żałośnie i upadł. Najwidoczniej Sasuke i Naruto nie próżnowali. Skoro oni działają od zewnątrz, to ja zadziałam z wewnątrz - uznałam. Lewitując gdzieś w przełyku dziesięcioogoniastego wyciągnęłam obie ręce przed siebie i utworzyłam mały, aczkolwiek silny promień. Gdy zetknął się z ciałem bestii, ta warknęła gardłowo ponownie rozdziawiając paszczę. Ruszyłam wyżej, ale nie wyleciałam na zewnątrz. Już na języku po prostu uwolniłam prawie całą tą moc, którą wchłonęłam, co rozerwało szczęki dziesięcioogoniastego. Padł. A gdy się obejrzałam dostrzegłam, jak bardzo chłopcy dali potworowi w kość - lewa noga była pogruchotana, ponad połowa ogonów bezwładnie leżała na ziemi, prawa łapa była wykrzywiona pod dziwnym kontem. Obok mnie natychmiast zjawił się blondyn.
- Nic Ci nie jest?
- Nie.
- Słuchaj, jak wielki zmutowany lis otwiera szczęki, to się do nich nie wlatuje, tylko wybija zęby. - Mówi podirytowany brunet podlatując blisko nas.
- Tak jest, mamo. - W odpowiedzi ten wzdycha ciężko. - Wiecie, fajnie się gada, miło, że się martwicie i tak dalej, ale Madara nam ucieka. - Rzucam wskazując palcem na szybko oddalającego się założyciela klanu i sprawcę całego tego zamieszania. - Ale skoro tak bardzo lubicie zgrywać moich obrońców i opiekunów, to możecie się nim zająć, a ja sobie popatrzę. - Dodałam uśmiechając się szeroko.
Miałam wrażenie, że od samego początku czekali na te słowa z moich ust. Przewróciłam oczami, gdy obaj uśmiechnęli się łobuzersko. Stuknęli się jeszcze zaciśniętymi pięściami i już ich nie było.
Kruczowłosy zablokował Madarze drogę ucieczki, zaś Naruto odciął mu drogę powrotu. Działali tak szybko, że nawet z boskimi mocami ledwo mogłam nadążyć - była to umiejętność, którą nabyli już wcześniej, za swoich dawnych lat wspólnych treningów: współpraca.
Kopniak z półobrotu, uderzenie pięścią z prawej, zamach kataną, cios krótkim sztyletem... A na końcu coś, o czym czytałam jedynie w pradawnych księgach Tsunade-sama. Sasuke zgromadził w dłoni błyskawice, które uformował w kulę. Naruto zaś pochwycił silny poryw wiatru, który przemienił w wir mocy i również uformował go w kulę.
- Chidori!
- Rasengan!
Oboje zaatakowali Madarę w tym samym momencie. Nie miał szans, by im umknąć.
- Sakura, za tobą! - Usłyszałam krzyk Karumi.
Odwróciłam się błyskawicznie i zauważyłam przybliżającego się szybko dziesięcioogoniastego.
- Jeszcze nie zdechłeś? - Zirytowałam się. - To żryj to!
Skoro oni mogli, to ja też - pomyślałam sobie. Ja jednak utworzyłam kulę z mocy, którą otrzymałam od pierwotnej Ai, jako że wcześniej jedynie pracowałam nad nią w teorii. Zawsze jednak mi czegoś brakowało, wtedy jednak już odnalazłam brakujący element - a była to właśnie pierwotna moc.
- Kakai!
Trafiłam idealnie w sam środek gałki ocznej. Siła odrzutu cisnęła mną w przeciwnym kierunku. Nic nie widziałam, wciąż oślepiona światłem wybuchu, który powstał po zderzeniu się kuli z ciałem bestii. Ale nie upadłam. Nim w ogóle zaczęłam spadać w dół pochwyciły mnie silne ramiona, tym samym ochraniając mnie przed zderzeniem z ziemią. Jednak przez to uderzyłam plecami w umięśnioną klatkę piersiową, a to w zupełności wystarczyło, by wydusić ze mnie całe powietrze, jakie miałam w płucach.
- Nic Ci nie jest? - Usłyszałam tuż przy uchu głos młodszego Uchihy. Po plecach przebiegły mi przyjemne dreszcze.
- Nie, wszystko w porządku.
Odgarnęłam włosy z twarzy i odsunęłam się od kruczowłosego. Sekundę później obok zjawił się również Naruto.
- Co to było? - Spytał podekscytowany. - Pierwszy raz widziałem technikę podobną do tej mojej i Sasuke. - Dodał z szerokim uśmiechem.
- Skoro wy mogliście, to ja też. Równouprawnienie mamy. - Odparłam śmiejąc się przy tym cicho.
- Ale... - Blondyn nie widział, co powiedzieć. - ... tak po prostu? Pomyślałaś, że też chcesz i... już?
Przewróciłam oczami.
- Jasne, że nie. Wcześniej próbowałam opracować własną kulę. Tak, jak cała masa istot przede mną. Ale nigdy nie mogłam jej ukończyć, bo czegoś mi brakowało. Boskiej, pierwotnej mocy. Wy mogliście utworzyć swoje, ponieważ mieliście w sobie jej nierozbudzone cząstki. - Wytłumaczyłam cierpliwie. - Ale teraz nie czas na to. Trzeba trochę tu posprzątać i...
- Nigdy się tobie nie poddam. I ten świat też nie. - Wysyczałam.
Nagle dziesięcioogoniasty zaryczał przeraźliwie i bez zezwolenia Uchihy rzucił się w moją stronę. Stanęłam bokiem, tak bym jednocześnie widziała bestię i założyciela klanu, po czym wyciągnęłam lewą rękę przed siebie. W ułamku sekundy utworzyłam barierę w kształcie kuli przepołowionej na pół. Potwór odbił się od niej z hukiem, który echem poniósł się po okolicznych ziemiach. Zaszurałam nogami o podłoże, gdy siła odepchnięcia odsunęła również mnie. Wiedziałam, że mimo pomocy ze strony Trzech Niematerialnych, nie poradzę sobie sama. Wtedy przypomniało mi się coś, co dawno temu mówiła mi Tsunade-sama.
"Miłość jest czynnikiem wyzwalającym. Budzi uczucia i emocje. A towarzyszą jej najczęściej dwa pierwsze, które się przebudziły: wiara i nadzieja."
Zwróciłam swoje spojrzenie na wszystkie istoty walczące o ten świat. Dwie sylwetki wyróżniały się na ich tle, jakby tylko czekały, aż wywołam ich imiona. Pierwotne miana odziedziczone po Wielkich.
- Czym Ty jesteś? - Wyszeptał Madara ponownie zwracając moją uwagę.
Popatrzałam na niego kątem oka.
- Buntem przeciwko twojej tyranii. - Warknęłam. - Ja, Ai, wzywam Cię, Kibō, abyś razem ze mną stanął w obronie tej ziemi. - Naruto wzdrygnął się nieznacznie, gdy jego aura Kyuubiego się zdezaktywowała. Otoczyła go złota aura, jego oczy stały się takie, jak moje, zaś na twarzy pojawiły się jarzące, oślepiająco złote linie. - I Ciebie, Shinkō, również przyzywam, byśmy razem stawili czoła złu, które nam zagraża. - Sasuke zastygł w bezruchu. Jego demoniczna forma wyparowała. Oczy, tak samo jak moje i blondyna, zmieniły swój wygląd, a na policzkach i czole ujawniły się lśniące, szlachetnie atramentowe linie. - Razem przeciwstawmy się płytkim, pustym i nierzeczywistym mrzonkom o świecie idealnym, gdyż jest to pójście na łatwiznę. - Popatrzałam prosto w oczy Nagato. - Trzeba walczyć o to, co się ma i próbować zmieniać ten świat tak, aby cierpienia było na nim jak najmniej. - Dodałam ciszej.
Naruto i Sasuke ruszyli w moją stronę.
- Pierdolenie! - Krzyknął rozwścieczony Madara, który najwyraźniej otrząsnął się z szoku. - Ten świat jest zgniły do szpiku kości! Nie ma już czego ratować!
- Skąd możesz to wiedzieć, skoro do niedawna gniłeś w świątyni swojego klanu? - Odgryzł się młodszy z braci Uchiha stając obok mnie.
- Może kiedyś tak było, ale teraz już nie. - Dorzucił się Kitsune zajmując miejsce po mojej drugiej stronie. - I nie tobie oceniać, czy ten świat jest spisany na straty.
- Ponieważ tak długo... - Zaczęłam.
- ... jak istnieje na nim wiara... - Dołączył Sasuke.
- ... nadzieja... - Mówił Uzumaki.
- ... i miłość, tak długo nie masz prawa ingerować w boskie osądy. - Dokończyłam.
Jednocześnie odwróciliśmy się do niego plecami i w zastraszającym tempie ruszyliśmy prosto na dziesięcioogoniastego. Zaryczał ponownie, aż ziemia się zatrzęsła, i ruszył przed siebie. Pędziliśmy na siebie, podczas gdy reszta zastygła w niemym wyczekiwaniu. Chłopcy odczepili się ode mnie biegnąc na bestię z boków. Wyskoczyłam w górę. Wiatr szarpał moimi włosami na lewo i prawo, ciśnienie niemal rozsadzało mi czaszkę, a wszystko działo się niesamowicie szybko.
Byłam już ledwie dwadzieścia metrów przed paszczą potwora. Ten otworzył szczęki. W jego gardle tworzyła się kula mocy. Zrezygnowałam z ataku i po prostu pozwoliłam sobie opaść prosto w nią. Wleciałam w energię w czystej postaci. Czułam się tak, jakby ta moc miała mnie rozsadzić od środka. A potem... Wchłonęłam ją. Sprawiłam, że stała się częścią mnie. Wtedy też coś zaczęło się dziać. Potwór zaskowyczał żałośnie i upadł. Najwidoczniej Sasuke i Naruto nie próżnowali. Skoro oni działają od zewnątrz, to ja zadziałam z wewnątrz - uznałam. Lewitując gdzieś w przełyku dziesięcioogoniastego wyciągnęłam obie ręce przed siebie i utworzyłam mały, aczkolwiek silny promień. Gdy zetknął się z ciałem bestii, ta warknęła gardłowo ponownie rozdziawiając paszczę. Ruszyłam wyżej, ale nie wyleciałam na zewnątrz. Już na języku po prostu uwolniłam prawie całą tą moc, którą wchłonęłam, co rozerwało szczęki dziesięcioogoniastego. Padł. A gdy się obejrzałam dostrzegłam, jak bardzo chłopcy dali potworowi w kość - lewa noga była pogruchotana, ponad połowa ogonów bezwładnie leżała na ziemi, prawa łapa była wykrzywiona pod dziwnym kontem. Obok mnie natychmiast zjawił się blondyn.
- Nic Ci nie jest?
- Nie.
- Słuchaj, jak wielki zmutowany lis otwiera szczęki, to się do nich nie wlatuje, tylko wybija zęby. - Mówi podirytowany brunet podlatując blisko nas.
- Tak jest, mamo. - W odpowiedzi ten wzdycha ciężko. - Wiecie, fajnie się gada, miło, że się martwicie i tak dalej, ale Madara nam ucieka. - Rzucam wskazując palcem na szybko oddalającego się założyciela klanu i sprawcę całego tego zamieszania. - Ale skoro tak bardzo lubicie zgrywać moich obrońców i opiekunów, to możecie się nim zająć, a ja sobie popatrzę. - Dodałam uśmiechając się szeroko.
Miałam wrażenie, że od samego początku czekali na te słowa z moich ust. Przewróciłam oczami, gdy obaj uśmiechnęli się łobuzersko. Stuknęli się jeszcze zaciśniętymi pięściami i już ich nie było.
Kruczowłosy zablokował Madarze drogę ucieczki, zaś Naruto odciął mu drogę powrotu. Działali tak szybko, że nawet z boskimi mocami ledwo mogłam nadążyć - była to umiejętność, którą nabyli już wcześniej, za swoich dawnych lat wspólnych treningów: współpraca.
Kopniak z półobrotu, uderzenie pięścią z prawej, zamach kataną, cios krótkim sztyletem... A na końcu coś, o czym czytałam jedynie w pradawnych księgach Tsunade-sama. Sasuke zgromadził w dłoni błyskawice, które uformował w kulę. Naruto zaś pochwycił silny poryw wiatru, który przemienił w wir mocy i również uformował go w kulę.
- Chidori!
- Rasengan!
Oboje zaatakowali Madarę w tym samym momencie. Nie miał szans, by im umknąć.
- Sakura, za tobą! - Usłyszałam krzyk Karumi.
Odwróciłam się błyskawicznie i zauważyłam przybliżającego się szybko dziesięcioogoniastego.
- Jeszcze nie zdechłeś? - Zirytowałam się. - To żryj to!
Skoro oni mogli, to ja też - pomyślałam sobie. Ja jednak utworzyłam kulę z mocy, którą otrzymałam od pierwotnej Ai, jako że wcześniej jedynie pracowałam nad nią w teorii. Zawsze jednak mi czegoś brakowało, wtedy jednak już odnalazłam brakujący element - a była to właśnie pierwotna moc.
- Kakai!
Trafiłam idealnie w sam środek gałki ocznej. Siła odrzutu cisnęła mną w przeciwnym kierunku. Nic nie widziałam, wciąż oślepiona światłem wybuchu, który powstał po zderzeniu się kuli z ciałem bestii. Ale nie upadłam. Nim w ogóle zaczęłam spadać w dół pochwyciły mnie silne ramiona, tym samym ochraniając mnie przed zderzeniem z ziemią. Jednak przez to uderzyłam plecami w umięśnioną klatkę piersiową, a to w zupełności wystarczyło, by wydusić ze mnie całe powietrze, jakie miałam w płucach.
- Nic Ci nie jest? - Usłyszałam tuż przy uchu głos młodszego Uchihy. Po plecach przebiegły mi przyjemne dreszcze.
- Nie, wszystko w porządku.
Odgarnęłam włosy z twarzy i odsunęłam się od kruczowłosego. Sekundę później obok zjawił się również Naruto.
- Co to było? - Spytał podekscytowany. - Pierwszy raz widziałem technikę podobną do tej mojej i Sasuke. - Dodał z szerokim uśmiechem.
- Skoro wy mogliście, to ja też. Równouprawnienie mamy. - Odparłam śmiejąc się przy tym cicho.
- Ale... - Blondyn nie widział, co powiedzieć. - ... tak po prostu? Pomyślałaś, że też chcesz i... już?
Przewróciłam oczami.
- Jasne, że nie. Wcześniej próbowałam opracować własną kulę. Tak, jak cała masa istot przede mną. Ale nigdy nie mogłam jej ukończyć, bo czegoś mi brakowało. Boskiej, pierwotnej mocy. Wy mogliście utworzyć swoje, ponieważ mieliście w sobie jej nierozbudzone cząstki. - Wytłumaczyłam cierpliwie. - Ale teraz nie czas na to. Trzeba trochę tu posprzątać i...
-
I? - Dopytywał rozbawiony Kitsune znając mnie już na tyle, by
wiedzieć, że to "i" zawsze jest najgorsze.
-
I pogadać sobie z Painem. - Westchnęłam
cierpiętniczo. - Niech mi ktoś powie, jak ja się w to wszystko
wpakowałam? - Wzniosłam oczy ku niebu, odpowiedzi jednak nie
dostałam.
-
Dali Ci swoje moce, a ty jeszcze oczekujesz, że będą z Tobą
rozmawiać. Za dużo wymagasz. - Stwierdził nieco złośliwie
Uzumaki, za co zdzieliłam go po głowie. - Ała! - Oburzył się. -
Za co to było?
-
Jak to za co? - Udałam zdumienie. - Tak wyrażam swoją miłość do
Ciebie, a jak wiesz, miłość boli. - Odparłam z niewinnym
uśmieszkiem.
-
Ty mała mendo!
Uskoczyłam
przed nim ze śmiechem, kiedy spróbował mnie złapać. Niestety
zapomniałam, że tuż obok mnie stał Sasuke i dosłownie wpadłam
mu w ramiona. Zanim jednak zdążyłam zareagować niebieskooki
uśmiechnął się perfidnie i skoczył na naszą dwójkę. W efekcie
jego czynu cała nasza trójka wylądowała na ziemi. A właściwie
to tylko Uchiha, bo ja spadłam na niego, a blondyn na mnie. Jęknęłam
czując na sobie ciężar.
-
Naruto, grubasie, złaź ze mnie! - Rozkazałam.
No
wiecie, leżenie na półnagim brunecie mi nie przeszkadzało, ale
nie bawiłam się w trójkąciki i nie przepadałam za widownią.
Poza tym bliskość obu panów naraz nieco mnie przytłaczała. Wtedy
jednak zareagował czarnooki. Jednym ruchem zwalił Kitsune i wstał
ciągle obejmując mnie w pasie, w skutek czego ja wstałam razem z
nim.
-
Stary, nic do Ciebie nie mam, ale ja się nie dzielę. - Rzucił
bezceremonialnie przerzucając mnie przez ramię.
Przez
sekundę nic nie zrobiłam, zbyt osłupiała na jakąkolwiek reakcję.
Potem jednak zaczęłam okładać plecy demona pięściami i starałam
się go kopać, ale przytrzymał jedną ręką moje uda i otwartą
dłonią uderzył mnie w lewy pośladek. Gwałtownie wciągając
powietrze do płuc aż się wyprostowałam. Usłyszałam śmiech
Naruto.
-
Stary, ja do Ciebie też nic nie mam, ale już nie żyjesz.
-
Uchiha, właśnie wykopałeś sobie grób. - Warknęłam.
Nasze
przepychanki trwały jeszcze przez kilka minut, dopóki nie wtrącił
się Jiraya-sama.
-
Chyba coś mówiliście o posprzątaniu całego tego bałaganu. -
Powiedział zakładając ręce na piersi i patrząc na nas z
pobłażaniem.
-
Yes, sir! - Ja i Naruto zasalutowaliśmy, na co Sasuke jedynie
pokręcił głową, zaraz się jednak skrzywił. Po tym, jak klepnął
mnie w tyłek, z całej siły zdzieliłam go w kark.
Wtedy
jednak truchło dziesięcioogoniastej bestii zaczęło lśnić.
Wszyscy ustawili się w bojowych pozycjach. Jak się okazało,
niepotrzebnie. Ciało potwora zwinęło się w kulę, a potem w
jednolitą masę, po czym rozbiło się na dziewięć części. Z
tych części uformowało się dziewięć ogoniastych istot. Shukaku,
Matatabi,
Isobu,
Son Gokū,
Kokuō,
Saiken,
Chōmei,
Gyūki
oraz
połowa
Kuramy.
-
To chyba twoje. - Mruknęłam w stronę Naruto patrząc na nieco
ciemniejszej barwy lisiego demona. - Jak sądzisz?
-
Chyba masz rację. - Odparł marszcząc brwi. - Chyba.
Rzuciłam
uważne spojrzenie Sasuke. Czy
teraz, gdy już pozbyliśmy się Madary, sprawy powrócą do
poprzedniego stanu rzeczy?
- zastanawiałam się.
-
A co zresztą?
-
Jak to, co? - Zmarszczyłam brwi.
-
Och, no wiesz. Akatsuki ich zabiło. - Przypomniał mi blondyn.
-
Ach, tak. Prawda. - Podrapałam się po głowie. -
Najpierw pogadajmy z Painem, okay?
Nagato
i Konan ruszyli w naszym kierunku, gdy przywołałam ich ruchem ręki.
-
Musimy pewne rzeczy wyjaśnić. - Zaczęłam. - Chcę, żebyś razem
z nami kreował ten świat. On potrzebuje miejsca, do którego
trafiać będą dusze istot, które nie chcą się zmienić. Świat
potrzebuje Piekła. Wolałabym jednak, żebyś w miarę możliwości
utrzymywał ich u siebie, by Ci wciąż żyjący sami mogli
zdecydować, gdzie chcą trafić. To mój pomysł na lepszy świat.
Co Ty na to?
-
Lepszy nie oznacza perfekcyjny.
-
Perfekcja jest przereklamowana i nudna. - Uśmiechnęłam się
szeroko. - W końcu całe piękno tkwi w tym, żeby uczyć się na
własnych błędach oraz w tym, by kochać się pomimo wad i dzięki
nim. Poza tym nie uwierzę jeśli mi powiesz, że chciałbyś mieć
perfekcyjną Konan.
-
Ona jest perfekcyjna taka, jaka jest teraz. - Odparł rudy, na co
niebieskowłosa uśmiechnęła się do niego czule.
- Widzisz? - Uśmiechnęłam się szeroko. - Właśnie na tym to polega.
- Widzisz? - Uśmiechnęłam się szeroko. - Właśnie na tym to polega.
Milczał
przez chwilę analizując to, co powiedziałam, aż w końcu
westchnął ciężko.
-
Kto by pomyślał, że taka gówniara, jak Ty, może sprawić, że
przejrzę na oczy. Zgadzam
się.
Założyłam
ręce na piersi i uniosłam
jedną brew ku górze.
-
Nie
ma za co, stary pierniku. - Sasuke pokręcił z rezygnacją głową.
-
Ty się nigdy nie nauczysz, że do starszych się nie pyskuje, co?
-
Ty się lepiej nie odzywaj, już wystarczająco sobie nagrabiłeś. -
Pogroziłam mu palcem, co skwitował jedynie prychnięciem. - No
dobra, ale bądźmy poważni. Co my z nimi, do cholery, zrobimy? -
Machnęłam ręką na ogoniaste bestie, które lekko zagubione
siedziały w miejscu.
-
Mam pewne rozwiązanie. - Wtrącił się Jiraya-sama.
No to walka się zakończyła. :) I dobrze, protoplasta Uchiha na rozrabiał po czym chciał uciec? Dobre :p Co do przebiegu walki, podoba mi się jak ją opisałaś, zrobiłaś to idealnie. :) Dobra ale co teraz?. Wojna zakończona, Akatsuki zgodziło się na postawione warunki ale co z Bijuu i co będzie dalej. Czy to koniec opowiadania czy też może dasz jakiś wątek?. Czekam na rozwiązanie moich wątpliwości i zmartwień w następnym rozdziale! :*. Czekam na next'a z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuń