sobota, 28 listopada 2015

Epoilog

Obudziłam się, kiedy promienie słoneczne padły prosto na moją twarz. Dotarło do mnie, że ktoś mnie obejmuje. Uniosłam powieki i ujrzałam wciąż pogrążonego we śnie demona. Nigdy nie daj się uwieść przez demona! - powtarzała mi moja mentorka. Wybacz, Tsunade-sama – pomyślałam lekko zażenowana. Potem uważnie przyjrzałam się jego twarzy. Kiedy spał wyglądał na zaskakująco łagodnego.
Po chwili jednak zdecydowałam się wstać. Wnioskując po wysokości słońca dochodziła ósma, a o dziewiątej mieliśmy zebranie. Wyplątałam się z objęć kruczowłosego i zniknęłam w łazience. Na miejscu niemal dostałam zawału. Dlaczego? Otóż zobaczyłam swoje odbicie w lustrze. Szczególną uwagę przykuwał mój brzuch. A konkretnie to czerwone ślady na jego wierzchu. Normalnie bym się tym nie przejęła, aczkolwiek moja garderoba całkowicie odkrywa akurat tę część ciała.
Jasne, że zostawił malinki w widocznym miejscu. W końcu robienie ich tam, gdzie ich nikt nie zobaczy, nie ma sensu – zauważył kąśliwie Czarny Kruk.
Och, to nieważne. Mogę je łatwo usunąć – uspokajałam się w myślach ignorując istotę Yang, która najwyraźniej wciąż się na mnie dąsała.
Szybko się umyłam, wytarłam i ubrałam w świeże ubrania. Następnie skupiłam się na skórze na moim brzuchu. Wokół czerwonych śladów pojawiła się delikatna, zielona mgiełka. Chwilę później po malinkach nie było śladu. Obejrzałam się jeszcze raz w lustrze, by upewnić się, że nic się nie ostało i zadowolona wyszłam z łazienki.
Sasuke już nie było. Musiał wyjść, kiedy brałam kąpiel. Gdy dochodziłam do schodów dopadł mnie Naruto.
- Co Ty tu jeszcze robisz?!
- A coś się stało?
- Nie słyszałaś wybuchów?
- Jakich wybuchów?!
Rzuciłam się w stronę holu, a blondyn pognał zaraz za mną. Chwilę później oboje wypadliśmy na zewnątrz. Reszta już stała w półkole przed budynkiem. Ze zbocza góry w naszą stronę zmierzała mantikora, z ujścia doliny nadciągała meduza, zaś w jeziorze pojawiła się syrena. Poza tym towarzyszyły im chordy Dev, potocznie zwanych cieniami, jako że nie posiadały formy cielesnej. Mimo to swoimi pazurami były w stanie rozpłatać człowieka na części. Ciężko się z nimi walczy, gdyż żadne ataki fizyczne nie działają. Powstają na skutek złych intencji ludzkich, gdy jeszcze ów ludzie żyją. Gdy Decy są już wystarczająco silne pożerają osobę, która świadomie bądź nieświadomie je stworzyła. Unicestwić można je jedynie ostrzami pobłogosławionymi przez kapłankę. Niestety tak się składało, iż nasza kapłanka została w świątyni.
- Świetnie. - Podsumowałam.
- Walczyłaś już z dziesięcioogoniastym, a przejmujesz się tym? - Zapytał Kisame.
- Dziesięcioogoniastego mogłam trafić. A przez nich mogę sobie co najwyżej przeniknąć.
Wtedy jednak zdarzyło się coś zaskakującego. Ujrzałam Zorzę i dwa inne konie, w właścicielach których rozpoznałam Sakumo i Kakashiego-sana. Musiałam aż przetrzeć oczy, by się upewnić. Jednak nie miałam zwidów – mój wierzchowiec, który powinien być w stajni za świątynią, dosiadany przez dwie zakapturzone postacie pędził w naszym kierunku przedzierając się między Devami. Te odskakiwały bądź uchylały się przed jaśniejącymi delikatną poświatą ostrzami, którymi zręcznie posługiwała się jedna z osób siedzących na moim koniu. W kilka minut wszyscy dotarli pod same schody, na szczycie których się zebraliśmy. Postacie zeskoczyły na ziemię i zrzuciły peleryny.
Szczęka opadła mi niemal do ziemi. Przed nami stały dwie kobiety, ale to zdecydowanie ta pierwsza przyciągnęła moją uwagę. Była nią Hinata-chan, jednak zupełnie nie przypominała dziewczyny, którą poznałam w świątyni. Wyglądała niczym prawdziwa wojowniczka. Pamiętałam, jak kiedyś nie wiedziała, jak dosiada się konia, a jednak to ona była tą, która prowadziła mojego wierzchowca. Druga kobieta była blondynką o niebieskich oczach. Nie musiałam pytać, kim jest – musiała być łowczynią.
- Ino? - Zdziwiła się Karumi, która jako pierwsza otrząsnęła się z szoku.
- Czułam, że coś się święci, gdy Devy nagle zaczęły zbierać się w grupy, więc skontaktowałam się z tymi dwoma. - Kiwnęła głową na łowców.
- Zdecydowaliśmy, że przybędziemy jako wsparcie. - Dołączył się do wyjaśnień Sakumo witając się z ukochaną całusem w policzek.
- W międzyczasie nieco podszkoliliśmy naszą kapłankę, ażeby sama potrafiła się bronić. Sama załatwiła szmaragdowego smoka, z którego łusek zrobiła sobie spodnie. - Dodał wyraźnie ubawiony Kakashi-san.
- Nie dokonałabym tego bez wsparcia od bogów. - Powiedziała pewnie Hinata-chan. - Ale teraz nie czas na pogawędki. Wyciągnijcie swoją broń. Każdą, jaką macie. Pobłogosławię ją.
Zgodnie z poleceniem kapłanki zmaterializowałam moją ulubioną broń – włócznię. Czyli długi na metr osiemdziesiąt kij zakończony ostrzem. Hyuuga szybko wykonała rytuał i chwilę później nasze bronie również otaczała jasna poświata. Ponownie zerknęłam na białooką. Trzymała w dłoniach dwa Sai'e. Byłam zdumiona zmianą, jaka w niej zaszła. Rzuciłam okiem na Naruto. I chyba nie tylko ja – przemknęło mi przez myśl.
- Dobra, koniec tej bezczynności! - Zawołał Pain. - Czas się obronić!
Wszyscy jednocześnie mu przytaknęli. Pierwsi rzuciliśmy się do ataku.

Walkę wygraliśmy. Kolejnego dnia Próżnia rozpoczęła wchłanianie naszych mocy. Klęski żywiołowe występowały rzadziej, aż ich ilość spadła do poziomu sprzed zachwiania równowagi. Świat jeszcze nie raz nas zaskoczył, nigdy już jednak nie doszło do tak dużego zagrożenia apokalipsy, jak miało to miejsce z Madarą.
Czas upłynął, życie potoczyło się dalej. Ja na stałe związałam się z Sasuke. Naruto zakochał się bez pamięci w Hinacie, która naturalnie odwzajemniła jego uczucia. Reszta również ułożyła sobie życie. Z, bądź bez partnera.
Wszystko więc skończyło się dobrze. I choć wiem, że będę tęsknić do tych czasów, to wiem również, że wolałabym, aby pozostały jedynie przeszłością. Dlaczego? Ponieważ nigdy nie powinno się poświęcać teraźniejszości dla tego, co już przeminęło. Dlatego, moi drodzy, wyciągnijcie wnioski i żyjcie tym, co dzieje się tu i teraz.
Dziękuję, że wytrwaliście ze mną do końca.
                                                                                                                 Wasza Sakura


*


mantikora


meduza


syrena


Hinata


Ino

1 komentarz:

  1. Ale szybka walka :) no cóż niestety to już koniec ale co dalej? O ile bd coś dalej co mógłbym czytać. Mam nadzieje ze coś wymyślisz :) zakończenie opowiadania przypadło mi do gustu, Wyjaśniłas i opisalas wszystko jak należy. Najlepsza akcja jak Hinata z Ino i łowcami wpadli na rozwałke :) co tu więcej powiedzieć, podoba mi się zakończenie i całość opowiadania choć jestem zdziwiony ze tak szybko. Pozdrawiam i czekam na jakieś info. :)

    OdpowiedzUsuń